poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Wałęsam się pośród dni jak dziwka w świecie bez trotuarów.


Mruk, który bywa ostatnim chamem i prostakiem. Pozornie spokojny gej, który nie rzuca słów na wiatr. Niespełniony malarz i marzyciel o altruistycznych zapędach. Człowiek uzależniony od nikotyny dążący do autodestrukcji. Fotograf, który niegdyś lubił eksperymentować z prochami. W gruncie rzeczy, to dobry człowiek.

Gdy się zobaczyło tylko piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi.

Matthew Nott urodzony dwadzieścia osiem lat temu w Sydney mężczyzna, którego ciężko wyprowadzić z równowagi. Wychowywany przez ojca, który nigdy nic od syna nie wymagał i dawał mu luksus bycia sobą. Dlatego też Matt wyprowadził się i usamodzielnił gdy miał osiemnaście lat, a później jakoś tak wyszło, że zaczął studiować fotografię w Miami. Matt czasami ma wrażenie, że w ogóle nie powinien tam trafić.
Spotkał Jego, zamieszkał z Nim, został przez Niego zdradzony. Proste i zrozumiałe, ale dla Notta, cholernie bolesne.
Po wszystkim Matt wrócił do Australii starając się uciec od, właściwie, wszystkiego. W pogrążaniu się w
smutku było dla niego coś przyjemnego, swego rodzaju zepsuta słodycz.
Teraz wrócił, do Miami, do studia fotograficznego w którym nadal znalazło się dla niego miejsce. Wynajął mieszkanie, które zagracił w tempie ekspresowym i żyje, można powiedzieć, że ma się dobrze.

Matthew Nott
28 lat
Australijczyk 
Fotograf

Muszę zmajstrować sobie uśmiech, uzbroić się weń, schronić się pod jego opieką, mieć czym odgrodzić się od świata, zamaskować swe rany, wreszcie wyćwiczyć się w noszeniu maski.

Matthew lubi dzieci, może nie jest to zbyt typowe, ale je lubi. Chciałby kiedyś mieć psa, ale ma na to za małe mieszkanie, nie chce by zwierzę się męczyło. Potrafi grać na skrzypcach, chociaż obecnie instrument leży i się kurzy. Na co dzień jest raczej szorstki w obyciu, aczkolwiek zależy na kogo trafi. Matka mężczyzny jest chora na schizofrenię i przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Codziennie rano biega, bo uwielbia stan, gdy nawet oddech sprawia ból i pieczenie w przełyku.
Album | Powiązania | Notki 

[Karta ani ciekawa, ani zabawna, ani długa. Tak, to zniechęca do wątków z Mattym, ale zapraszam do nich, jak również powiązań wszelakich.
Na zaś - odpisuję w różnej kolejności.]

157 komentarzy:

  1. [Fotograf! :3 Misza lubi fotografów. Może wątek z moim małym, skrytym modelem? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Aleeeeeex *,* OMÓJBOŻE, Alex na zdjęciach <3 Ja bym chciała jakiś wątek koniecznie! Pomysły tylko na powiązania, tudzież relacje? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ja to bym najchętniej ich widziała po pierwszej wspólnej sesji. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Będę się bardzo starać. W końcu warto, szczególnie dla wielbienia. xD]

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy fotograf był miłą odmianą. Świeże pomysły, ciekawe ujęcia i przede wszystkim zbawienna cierpliwość dla modeli. Misza był przyjemnie zaskoczony. Kiedy zdjęcia dobiegły końca, niebieskooki przebrał się, zmył makijaż i podszedł do pakującego się fotografa, mając ochotę zamienić z nim parę słów, dla odmiany nie o ustawieniu.
    - Jak ocenia pan dzisiejszą sesję? - zapytał z ciekawością. - Mam nadzieję, że nie jest pan nami rozczarowany?
    No tak, ani on, ani pozostali trzej chłopcy, z którymi pozował nie byli żółtodziobami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiechnął się kątem kształtnych ust i uścisnął dłoń mężczyzny.
    - Misza. Miło mi - również się przedstawił, po chwili wyciągając z kieszonki własnej torby paczkę wiśniowych Djarum. - "W porządku" to chyba dobra ocena, jak na pierwszą sesję, prawda? - kontynuował, wraz z mężczyzną ruszając w stronę wyjścia. - Palisz? - rzucił jeszcze, wyciągając fajki w jego stronę, by Matt mógł się poczęstować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy go oczy nie mylą? Czy to naprawdę...Matty? Prawie się zakrztusił pitą kawą. Właśnie wracał na pieszo z pracy (uważając, że spacer to naprawdę dobry pomysł, szczególnie, biorąc pod uwagę remont drogi w środku miasta), gdy po drugiej stronie ulicy zobaczył znajomą twarz. Zamrugał kilkakrotnie, stając momentalnie w miejscu. Czy to w ogóle było możliwe? Nie widział go już trzy lata. Trzy lata bez żadnej wiadomości od niego. Dzień, w którym bez słowa zabrał swoje rzeczy był ich końcem. Całkowitym, definitywnym. Chester wiedział, że to jego wina. Że znów dał się omotać Jamesowi i dzięki temu stracił faceta. Kochał go. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki znowu nie ujrzał Jimmy'iego, i nie zrozumiał, że tylko jedna osoba wzbudza w nim takie emocje. Ale kto powiedział, że nie może kochać go w inny sposób? Nie tak silny, nie tak porywczy, ale jednak! Chciał z nim porozmawiać, upewnić się że wszystko gra, przeprosić. Tyle mieli do nadrobienia!
    Wiedział, że jeżeli teraz podejdzie do niego, to Matt go zignoruje/pobije/ucieknie, czy co tam tylko by chciał. Zamiast tego ruszył za nim, nie przejmując się, że wchodzi w kolejnych ludzi. W końcu zobaczył jak mężczyzna przekracza drzwi jakiegoś mieszkania i Chester udał się na nim. Wziął głębszy oddech, uspokoił przyspieszone serce i zapukał do drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciemnowłosy również zapalił, zaraz zlizując z warg przyjemnie słodki smak wiśni.
    - Jakieś półtora roku - odparł w zamyśleniu. - Wcześniej pracowałem w Sankt Petersburgu. - Tutaj pozuję od paru miesięcy. A ty długo jesteś fotografem? - zainteresował się, zerkając na niego kątem oka.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Po niemal całym dniu w studio? Bardzo chętnie - odparł, wplatając dłoń w długie włosy i zaczesując je na tył głowy, by choć przez chwilę nie właziły mu do oczu.
    Po tej krótkiej wymianie zdań domyślił się, że fotograf nie przepadał za mówieniem o sobie. Misza wziął na to poprawkę, w drodze do najbliższej kawiarni rozmawiając z mężczyzną na bardziej neutralne tematy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Znaleźli sobie stolik na uboczu, tak jak Misza lubił, gdzie oni sami nie byli zbyt dobrze widoczni, ale za to mogli podziwiać cały lokal. Usiadł na krześle, nawet nie zaglądając do menu. Miał ochotę na zwykłą, mocną, czarną kawę.
    - Trochę irytuje mnie praca tutaj - wyznał po chwili milczenia, bawiąc się zapalniczką. - W Petersburgu wydawało się być więcej perspektyw dla modela.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Chciałem znaleźć swoje miejsce - odparł z prostotą, również zamawiając mocną czarną. - Petersburg nie był dla mnie na dłużą metę - stwierdził, wzruszając ramionami. - Równie dobrze mogę zapytać, dlaczego ty wyjechałeś z Miami - zauważył, patrząc na niego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Okej. Tego mógł się spodziewać. W końcu raczej wątpliwe było, że Matt rzuci mu się na szyję i powie jak bardzo tęsknił. Przestąpił z nogi na nogę, podnosząc dłoń do góry, na wysokość barków, jako jego powitanie, po czym przygryzł dolną wargę. Westchnął, nie za bardzo wiedząc co w ogóle powiedzieć.
    -Próbowałem Cię znaleźć po tym jak... wyszedłeś - zaczął, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. - Ale rozpłynąłeś się w powietrzu. Cholera, Matty - urwał, patrząc mu prosto w oczy. Zrobił krok do przodu, tak że stał teraz idealnie na przeciwko niego. - To nie tak miało być.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Zapomnij, że pytałem - odparł na to Misza, widząc, że to dla mężczyzny trudny temat.
    Zamiast tego zapytał o coś innego:
    - Co najbardziej lubisz fotografować?

    OdpowiedzUsuń
  14. Bez pytania przekroczył próg, zamykając za sobą drzwi. Był pewien, że gdyby tego nie zrobił, Matt w końcu zatrzasnąłby mu drzwi przed nosem. Pokręcił przecząco głową, słysząc jego słowa.
    -Wiem, że to dla Ciebie bez różnicy... - szepnął, czując że jego ciało po prostu odmawia posłuszeństwa. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. - Nie wiem czy jeszcze pamiętasz, ale... opowiadałem Ci o takim Jamesie. Tym, którego kochałem, który wyjechał. To był on. Sam nie wiem jak mogłem od tego dopuścić, ale nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wsunął dłoń we włosy, przeczesując je chyba tylko po to, żeby zająć czymś dłonie. Gdyby tego nie robił, zapewne by drżały, a tego chciał uniknąć. Nie było mu potrzebne pokazywanie emocji. A i tak robił to za trzech. Cholera.
    -Matty - zaczął ponownie, cicho wzdychając. Spojrzał w jego oczy, te które zawsze tak bardzo mu się podobały. - Ja nie potrafię odmówić Jamesowi. Już jako dzieciak latałem za nim jak opętany, potem wyjechał i zacząłem sobie układać życie na nowo, poznałem Ciebie, zakochałem się... Naprawdę się zakochałem. Tyle, że James to inna sprawa, której nijak nie potrafię wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaklął w myślach, przeklinając wszystkich, którym przyszło do głowy, żeby w ogóle wymyślać coś takiego jak on, marna człowieczyna o imieniu Chester. Przeklął swojego ojca i matkę i Jamesa i w ogóle, wszystkich. Należało im się.
    Ruszył za nim do kuchni, obchodząc blat dookoła, żeby spojrzeć mu w twarz.
    -Nie odkochałem się szybko, Matty - powiedział już bardziej niepewnie. Chyba nigdy nie oduczy się tego "Matty". Tak już chyba musiało być. - To, co wtedy zobaczyłeś... to nie był znak, że Cię nie kocham. Szukałem Cię. Pojęcia nie masz jak długo próbowałem Cię odnaleźć, chociażby wyjaśnić. Nie oczekuję wybaczenia, bo wiem, że spieprzyłem, ale chciałbym po prostu żebyś wiedział, że tęskniłem za tobą.

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwierzył mu. Sam nie wiedział czemu, ale fakt, że za nim nie tęsknił wydawał mu się oczywisty. Czemu by miał, prawda? Po powrocie do domu spotyka swojego faceta w łóżku z innym. Nie miał żadnego powodu, żeby za nim tęsknić.
    -To zrozumiałe - powiedział tylko, odwracając się tyłem do niego. Teraz to on czuł się, jakby go czymś dźgnięto. Oparł się o blat tyłkiem, przyciskając palce do skroni, żeby choć trochę się uspokoić.
    -Nie, nie chcę nic do picia, Matty - odparł, dochodząc do wniosku, że jeżeli za chwilę stamtąd nie wyjdzie to chyba sam zabije siebie na środku pokoju i pozwoli jakimś sępom zeżreć jego resztki.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Masz mnie. Załatwił mnie ten gif - przygryzanie wargi, cholera, działa i niech mi nikt nie pieprzy, że nie.
    Postać mnie zaintrygowała i jako że z informacji w karcie wiele nie ma, resztę chciałbym uzbierać przez baczne obserwowanie zachowania Matta przy osobniku pokroju Levitt'a (choć niestety sam Levitt skupi się głównie na Mattowym tyłku - taki typ).]

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaśmiał się histerycznie, słysząc to pytanie, a w głowie odpowiedział sobie, że sam chciałby wiedzieć. Ten facet był jak zły sen. Co dzień myślałeś o tym czy tej nocy Cię nawiedzi, myśląc, że przeżyłeś go już tyle razy, że przecież już Cię nie zaskoczy, nie będziesz się bał, a za każdym razem i tak jest tak samo. W wypadku Jamesa było jeszcze gorzej: pozostawiał za sobą palącą pustkę.
    -To James - odpowiedział, jakby mówiło to samo za siebie. - Pojawia się w moim życiu, żeby wszystko zrujnować, a potem znika do swojego świata, by w końcu powrócić znów na jeden dzień, namieszać mi w głowie i zniknąć. Znowu i znowu...
    Cholera, James był naprawdę cholernym dupkiem. I gdyby tylko Chester potrafił się od niego uwolnić, dawno byłby teraz szczęśliwy. A tak? To się po prostu nie wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Okej. To zabolało. Ale przecież się nie przyzna, że słowa Notta w jakiś sposób go dotknęły. Zasłużył na nie. Za to co mu zrobił zasłużył na dużo więcej i był tego świadom. Wciągnął powietrze do płuc, pozwalając sobie na ten charakterystyczny świst. Spojrzał w okno, za którym powoli robiło się ciemno i przeklął siebie w myślach, że tu dzisiaj przyszedł. Gdyby tego nie zrobił, nie przypomniałby sobie (przynajmniej na razie), co czuł do tego faceta i jak było mu z nim dobrze.
    -Mhym - mruknął tylko, nie za bardzo wiedząc jak mógłby odpowiedzieć na jego atak. W końcu przecież seks nie miał nic do rzeczy. To Chester był niezdolny do zachowywania się jak mężczyzna.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Oj, głupoty pieprzysz. Gust co do facetów masz (o czym świadczy ta, a nie inna buźka obrana jako wcielenie Notta), więc źle pisać nie możesz. Wątkiem z pewnością zawiedziona nie będę, a żeby nie było, że tylko słodzę, to wygarnę jeszcze, że to ja tu będę osądzać Twój styl, więc przemiła mordka w kubeł ;P
    Pomysłu jako takiego nie mam, aczkolwiek chłopcy mogliby się znać się z czasów, kiedy Matt pierwszy raz przyjechał do Miami. Powiedzmy, że byli bardzo dobrymi kumplami (a żeby było zabawniej, mogli kilka razy chcieć się ze sobą przespać, ale zawsze po pijaku, więc nie umieli trafić tam, gdzie powinni - z takich akcji wychodzą potem fajne rozmowy).
    Cholera, coś się stało z moją kreatywnością...]

    OdpowiedzUsuń
  22. Kurwa. To samo przyszło mu do głowy. Jedno słowo, a doskonale opisywało obecną sytuacje. Chester chętnie by zniknął i z tego mieszkania, i miasta i w ogóle ze świata, gdyby to było takie proste. Teraz czuł się jakby był uziemiony. Odwrócił się jednak w jego stronę, żeby choć trochę przestać czuć się jak tchórz. Przyłożył palce do skroni i odetchnął, choć zdecydowanie nie było w tym czuć ulgi.
    -Tak - powiedział bez większego zastanowienia, po chwili jednak zmieniając zdanie: - Nie, pewnie nie - westchnął, uderzając pięścią w stół. - Kurwa, nigdy o tym nie myślałem, nigdy nie chciałem Cię zdradzić! Nawet przez sekundę o tym nie pomyślałem, nigdy. A potem przyjechał on i wszystko rozpieprzył, a ty tam stałeś i ja... - W tym momencie głos już mu się załamał i znów musiał się odwrócić, by Matt nie mógł spojrzeć na jego twarz. Rzeczywiście był żałosny, cholernie żałosny.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Chociażby burdel. Flynn szwenda się wszędzie, gdzie tylko można spotkać znajomych lub jakiś godny uwagi tyłek.
    Do jutra w takim razie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  24. -Przepraszam, Matty - szepnął już tylko, nie wiedząc jak może się usprawiedliwić. W zasadzie chyba nie mógł. Matthew miał całkowitą rację. Nie dało się temu zaprzeczyć. Co gorsza, Chester nie był pewien, czy gdyby mógł się cofnąć, sytuacja by się nie powtórzyła. No, gdyby znał konsekwencje to może i owszem, może pierwszy raz w życiu w końcu oparłby się Jamesowi.
    Chciał mu to jakoś wynagrodzić, a jedyne co przyszło mu do głowy to zniknięcie z jego zycia raz na zawsze. Był pewien, że i Matt chciałby tego, dlatego też w końcu udało mu się ruszyć z miejsca.
    -Przykro mi, że musiałeś oglądać jak twój facet Cię zdradza. Nigdy nie chciałem tego dla Ciebie, dla Nas. Nie chciałem, żeby James zniszczył to, co zbudowaliśmy.
    Musi stąd wyjść. I to jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  25. To prawda. Wina leżała po obu stronach i Chester długo pokutował. Za nich obu. I za siebie i za Jamesa. Nie mógł jednak cofnąć czasu, nie mógł już nic uratować.
    Miał zostać? W tym mieszkaniu? Z Matty'ym za ścianą? Sam już nie wiedział, co będzie gorsze. Wyjście i rzeczywiście wpieprzenie się w jakieś bagno, czy pozostanie i wepchnięcie ich w sadystyczny krąg ciągłego myślenia o sobie, patrzenia i wyrzutów sumienia.
    -To twój dom, mogę wziąć kanapę - powiedział, odwracając się w jego stronę. Udało mu się nawet unieść kącik ust w delikatnym, odrobinę nieśmiałym uśmiechu.
    Sam nie wiedział, co powinien robić. Wszystko to było tak cholernie pomieszane, tak chore, że Chesio po prostu umierał teraz w środku, modląc się by rozwiązanie samo wpadło.

    OdpowiedzUsuń
  26. Rzeczywiście, wskoczyło na swój dawny tor. Przynajmniej jeśli ktoś patrzyłby na nich z boku. Pamiętał tę ich jedną małą kłótnię, kiedy to Chester spał wtedy na kanapie. W końcu nie wytrzymał i wrócił do Matta w środku nocy, mówiąc, że już nigdy więcej nie chce spać sam. Wtedy to dopiero byli szczęśliwi. Tak, widocznie jednak szczęście nie było dla niego.
    Przytaknął i bez słowa zlokalizował łazienkę. Wszedł do środka i wziął szybki prysznic, próbując gdzieś w połowie się utopić. Doszedł jednak do wniosku, że przysporzyłby tym Mattowi więcej problemów niż żyjąc, więc zrezygnował z tego i dokończył prysznic w spokoju. Wyszedł z łazienki w bokserkach i bąknął tylko ciche dobranoc, by w końcu udać się do sypialni Notta. Cholera.

    OdpowiedzUsuń
  27. Leżał na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Cholera, co on tu właściwie robi? Co go w ogóle nakłoniło, żeby przyjść za Mattem? Znów wszystko spieprzył. Ten pozorny spokój, który uzyskał jakiś czas temu właśnie rozpadł się na kawałki. I był pewien, że w życiu Matthew też narozrabiał. I to po raz kolejny. Fuckfuckfuck. to się nie powinno zdarzyć i tyle.
    Pociągnął nosem, przymykając oczy. Jeszcze gorzej. Gdy tylko przymykał powieki widział Matta, patrzącego na niego tym zimnym, pozbawionym uczuć spojrzeniem, jak wtedy, kiedy wybiegł z ich mieszkania, zagarniając w pośpiechu rzeczy. Otworzył pośpiesznie oczy, ciężko wzdychając.

    OdpowiedzUsuń
  28. To naprawdę mu nie służyło. Takie leżenie i myślenie. Powinien przestać. Usiadł na łóżku, westchnął i pokręcił głowa, gdy tylko do jego głupiego łba wpadł kolejny pomysł. Nie może tego zrobić. Nie i już. A jednak. Wstał. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca, by w końcu ruszyć się bardzo powoli i cicho do salonu, gdzie na kanapie spał, a raczej leżał Matt. Podejrzewał, że nie śpi. Stanął nad kanapą i zacisnął dłonie w pięści.
    -Przepraszam Cię, Matty za wszystko, co Ci zrobiłem. Za to, że Cię zdradziłem, że nigdy się nie przyznałem kim dla mnie jest James, że nie udało mi się Ciebie odnaleźć szybciej, że nigdy wcześniej nie miałem okazji przeprosić. Cholernie mi przykro, że nam nie wyszło, że nie jesteśmy razem. Przez kilka miesięcy chodziłem jak nawiedzony, prawie nie zdałem roku przez to, co się stało, ale nie to jest najważniejsze. Chodzi mi o to, że wiem, że Cię skrzywdziłem... i to boli mnie najbardziej.
    Sam nie wiedział, dlaczego mówi to wszystko. Chyba musiał jakoś pozbyć się tego ciężaru, tych wszystkich uczuć, które w nim siedziały. Uklęknął przy kanapie, kładąc dłonie na jej boku.
    -Cholernie mi przykro - szepnął tylko, zaciskając usta w cienką kreskę.

    OdpowiedzUsuń
  29. Teraz to on słuchał go w spokoju, ale tylko pozornym. W rzeczywistości każde słowo Matta było dla niego cholernie bolesne. Tyle, że na to zasłużył. Czekał aż go uderzy. Chyba nawet chciał poczuć na policzku jego dłoń, wymierzającą mu "sprawiedliwość". Należało mu się. Nic takiego jednak nie nastąpiło i Chester tylko przytaknął.
    -Jestem kurwą, która zeszmaciła się za kilka rozbudzonych wspomnień - zgodził się z nim. Więcej już nic nie powiedział. Poniósł się, a przynajmniej miał zamiar, bo kiedy był tak twarzą twarz z nim, nie mógł się już opanować. Przechylił się do przodu, pozwalając by ich wargi złączyły się w pocałunku. Pojęcia nie miał co wyprawia. Wiedział jednak, że Matt zaraz go uderzy, wyrzuci z mieszkania i każe nigdy więcej się nie pokazywać.

    OdpowiedzUsuń
  30. Odwzajemnił jego pocałunek. W sposób, w jaki nigdy jeszcze go nie całował. Było w tym tyle pasji, tęsknoty... i tej desperacji, której nie dało się nie wyczuć. Chester łaknął w tym momencie jego ust bardziej niż wszystkiego innego na świecie. Potrzebował ich. I wtedy się odsunął. Ból poczuł chwilę później. Dotknął swojego policzka koniuszkami palców, ale nie odezwał się ani słowem. Usiadł na brzegu kanapy i schował twarz w dłonie. I choć wciąż czuł ból, nie tylko ten zewnętrzny, ale i wewnętrzny, był całkowicie rozdarty. Chester nie zasługiwał na Matta i doskonale o tym wiedział.
    -Powinieneś mnie stąd wypieprzyć, Matty - szepnął w jego stronę. - Jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  31. Obserwował tę jego wędrówkę, a przynajmniej starał się obserwować tyle ile mógł przy tej całej ciemni. Księżyc musiał schować się za chmurami, bo w mieszkaniu Matta było po prostu czarno i ledwo można było cokolwiek zobaczyć. Tylko ogólny zarys. Przyglądał się twarzy mężczyzny, zastanawiając się jak doszli do tego, gdzie są teraz. Od tej szczęśliwej pary, którą byli do dwóch gejów, którzy mają problem z przebywaniem w jednym pomieszczeniu. Cóż, odpowiedź była prosta: on sam. To wszystko przez niego.
    -Nigdy na Ciebie nie zasługiwałem - powiedział po chwili, przytrzymując lód przy policzku. Zadrżał, kiedy natrafił na jego palce, ale nie odsunął się. Jeżeli ktoś miałby się odsunąć od jego dotyku to Matt, nie on. - Nie wiem jak w ogóle mogłeś wytrzymać tyle czasu ze mną.

    OdpowiedzUsuń
  32. Czy on miał na czole wypisane "romantyk do wzięcia"? Nie miał, do cholery - osobiście sprawdzał to przed każdym wyjściem z domu - więc pojęcia nie miał, dlaczego każdy z chłopaków, których tyłki ostatnio odwiedzał, chciał go wciągnąć w związek. Bo że taki przystojny, że utalentowany, że - ha! - przemiły. Pierdolenie od rzeczy, niewątpliwie, a żeby delikwent mógł się o tym przekonać na własnej skórze, Flynn przemile pokazywał mu drogę do drzwi i równie przemile kazał wypierdalać z tym gównem, w jakie chcieli go wciągnąć. Czy nikt na tym pieprzonym świecie nie wierzył już w dobry seks bez zobowiązań?
    Po którymś razie, wkurwiony jak diabli - bo ile można powtarzać to samo? - postanowił nie patyczkować się dłużej z tymi niedorozwiniętymi kochasiami, którzy byli skłonni oskarżyć go o zapłodnienie, byleby tylko zatrzymać przy sobie i postanowił przerzucić się na burdele. Okazało się to świetną inwestycją, bo mimo horrendalnych wynagrodzeń, za jakie pracujący tam faceci użyczali mu swoich tyłków, nie odzywali się słowem, dopóki Levitt sobie tego nie zażyczył. Poza tym do dyspozycji miał tam również bar, w którym zawsze było dobre piwo - w przeciwieństwie do jego lodówki, która niestety nie miała funkcji samo-uzupełniania się.
    Po skończonej zabawie zszedł do baru, zajął jedno z wysokich krzeseł i kiedy barman postawił przed nim wcześniej zamówiony alkohol, z zadowoleniem upił sporego łyka. I tak to on kurwa mógł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zapomniałam: rozwaliłaś mnie tym burdelem.]

      Usuń
  33. -Nie mogłem odejść, bo wtedy nie widziałem tego w ten sposób. Byłem pewien, że będziemy szczęśliwi aż do usranej śmierci - powiedział i miał ochotę splunąć, ale doszedł do wniosku, że tak w mieszkaniu, na dywan to mu chyba nie przystoi. Lepiej jednak dać sobie z tym spokój.
    Jasne, obaj się zmienili. Tylko Chester czuł jakby jego zmiany były ukształtowane działaniami Jamesa. To czy jest blisko, czy daleko, czy zadzwonił, czy przyszedł, czy znów zaciągnął go do łóżka. Wszystko to miało na niego cholerny wpływ. Fakt, że tym rani(ł), był dla niego jeszcze gorszy, bo nie potrafił nic z nim zrobić. A chciał. Przecież próbował nie otwierać mu drzwi, nie odwzajemniać pocałunku, ale to wcale nie takie proste. On przynajmniej był na to za słaby.
    Podobnie było z Matt'em. Chciał teraz trzymać się od niego z daleka, żeby nie przysparzać mu kolejnych kłopotów, ale nie mógł. Gdzieś w głębi duszy ciągnęło go do niego cholernie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Misza wzruszył lekko ramionami, unosząc filiżankę z kawą do ust, by przez chwilę cieszyć się jej cudownym aromatem.
    - Ja nigdy nie miałem nic przeciwko zdjęciom - odparł. - A skoro ktoś stwierdził, że moja twarz jest na tyle atrakcyjna, by robić jej zdjęcia profesjonalnie i jeszcze mi za to płacić, to chyba nie będę protestował. Nie jest to zbyt ciężka praca, a przynajmniej daje mi czas na to, by zastanowić się, co dalej - stwierdził, wzruszając lekko ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  35. Przytaknął tylko, czego raczej Matthew nie mógł zobaczyć w ciemnościach. Przygryzł dolną wargę, marząc o tym, by chłopak uderzył go ponownie. Może chociaż poprzewracałoby mu się trochę w tej głupiej głowie. Teraz, nawet mimo że nie palił, doszedł do wniosku, że jeśli miałoby dać mu to względny spokój, to mógłby się skusić. W końcu jednak wybił to sobie z głowy. Cholera, był onkologiem, wiedział czym to grozi. Skoro ma umrzeć, niech to nie będzie nowotwór, zbyt wiele się tego naoglądał, a to przecież był dopiero początek jego zawodowej kariery.
    -Mam nadzieję, że następnym razem trafisz lepiej, Matty - powiedział, wstając z kanapy. Czuł się tutaj nie jak gość, lecz jak ktoś zdecydowanie niechciany. To uczucie policzkowało go co jakąś sekundę i nie mógł nic na to poradzić. Powinien udać się do siebie, a najlepiej wyjechać z kraju.

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie mógł nie nie zauważyć spojrzenia siedzącego obok faceta, zwłaszcza, że wyglądał jak wyglądał. Jak nic przyjęli by go do grona pracowników, gdyby tylko postanowił zniżyć się do tego poziomu.
    Spojrzał na niego kątem oka, zaraz jednak wracając do swojego piwa. Przyjrzał mu się podejrzliwie, nawet uniósł kufel i przyjrzał mu się pod światło, jakby chciał się upewnić, że nikt nie dosypał mu do piwa żadnych prochów. Wyglądało na zupełnie czyste. Czemu więc, do kurwy nędzy, miał zwidy? Przecież niemożliwym było, by siedział obok niego Matthew Nott. Matthew Nott wyjechał kilka lat temu z Miami, nikogo o tym nie informując i ślad o nim zaginął. Matthew Nott, który miał predyspozycje do zostanie pierwszym przyjacielem Flynna, opuścił Florydę i ani razu się do niego nie odezwał. Ale, cholera jasna, siedzący obok niego facet był Matthew Nottem we własnej osobie.
    Nie mógł przeżyć tego na trzeźwo. Podniósł kufel i na jednym wdechu opróżnił go prawie do połowy.
    - Ja pierdolę, co Ty tu robisz? - zapytał, kierują na niego spojrzenie. - Kurwa, Nott, co Ty tu robisz?

    [To była jedynie luźna sugestia zmęczonego dziecka ;P]

    OdpowiedzUsuń
  37. Chester zaklął w myślach. Uniósł wzrok, tak, żeby spojrzeć Mattowi w oczy, a później ściągnął usta w cienką kreskę. Dłonie przesunął na jego lędźwie, przyciągając bliżej siebie.
    -Chciałem iść do sypialni - powiedział w końcu, patrząc na niego tym samym wzrokiem, co wcześniej. Jakby go ktoś właśnie postrzelił. To wszystko po prostu cholernie bolało i Chesio sobie z tym nie radził. Przesunął jedną z dłoni po jego plecach w górę, aż w końcu zatrzymał się na jego szyi. Stamtąd zabrał ją i położył na jego żuchwie, wciągając w kolejny, pełen tych dziwnych, jebanych emocji pocałunek. Teraz już naprawdę nie chciał go puszczać i nie chciał nigdzie iść. Chciał po prostu Matta, tak jak kiedyś, tak jak miało być już na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  38. Milczał długą chwilę, zastanawiając się, czy najpierw mu przypierdolić, czy może jednak zapytać, gdzie się podziewał przez ostatnie lata.
    Z kieszeni wyciągnął fajki i najpierw wyciągnął jedną sobie, a później położył opakowanie przed Nottem. Odezwał się dopiero, kiedy wypuścił z płuc gryzący dym.
    - Co się z Tobą działo?
    Znów skierował na niego spojrzenie. Być może zaskoczeniem dla blondyna było zainteresowanie ze strony Levitta, bo ten faktycznie miał głęboko wszystko, co nie miało z nim bezpośredniego związku. Teraz jednak na prawdę chciał wiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. W końcu byli kiedyś dobrymi kumplami.

    OdpowiedzUsuń
  39. Musiał przyznać, że Matt był ciężkim człowiekiem. Nie oznaczało to jednak, że Misza zamierza z tego względu zakończyć ich znajomość. Jakby nie patrzeć, z dobrym rozmówcą nie tylko prowadzi się ciekawe dysputy, ale również dobrze się milczy. Przynajmniej tak uważał sam Dragovich. Pili kawę spokojnie, bez pośpiechu, a sam ciemnowłosy w luźnej rozmowie starał się znaleźć temat, który wyciągnąłby z fotografa trochę życia. Taki, który byłby mu bliski, bądź po prostu taki, który go interesuje.

    OdpowiedzUsuń
  40. Dobrze, że okno było otwarte. Dzięki temu Chester mógł zabrać z dłoni Matta fajkę i pociągając go w stronę tej dziury w ścianie, wyrzucić go jak najdalej. Cóż, teraz spokojnie mogli udać się do sypialni. No, a przynajmniej mówić sobie, że będzie spokojnie. W Chesterze wszystko się gotowało. Przygarnął go bliżej siebie, stawiając kolejne kroki w kierunku wielkiego łóżka, jakie posiadał Matthew. Kiedy poczuł pod sobą materac, a po chwili i chłopaka na nim, nie mógł się opanować, by nie objąć go od razu nogami. Jego ręce wylądowały na plecach Notta, po którym przesunął paznokciami. Odnalazł od razu jego usta, a po chwili i szyję, którą pocałował namiętnie. Było tak jak kiedyś. Oprócz tego, że w każdym z nich jarzyły się nowe uczucia, nie było to to samo mieszkanie, ani to samo łóżko, ani nie mieli rano zjeść porcji naleśników.

    OdpowiedzUsuń
  41. Dziwnie było ponownie poczuć jego dłonie na swoim ciele. Jak gdyby nigdy nie przerywali swojej bliskości. To było takie normalne, takie zwyczajne, że Chester czuł się prawie jak trzy lata temu, kiedy kochali się co noc.
    Przytrzymywał go bliżej siebie, łaknąc każdego kolejnego ruchu mężczyzny. Odchylił do tyłu głowę, chcąc dać mu większe pole do popisu. Matthew zawsze miał zwinny język, a i jego usta, zęby... wszystko strasznie na Chestera działało. Mówią, że seks jest podstawą związku. W ich wypadku nie był, ale zdecydowanie go urozmaicał. Chesio uwielbiał tę ich bliskość.
    Wygiął plecy w łuk, czując go tak blisko siebie, na swojej męskości. Jego dłonie przesuwały się co raz niżej po plecach mężczyzny, aż w końcu wsunęły się pod bokserki na jego pośladki, które od razu przygniótł, przysuwając tym samym bliżej siebie, tak, że jego męskość otarła się o przednią część bielizny Matta. Pociągnął dłońmi w dół, tak że te odkryły całe ciało Matty'iego.

    OdpowiedzUsuń
  42. Matt zawsze był delikatny. No, o ile obaj tego chcieli. Jeżeli mieli ochotę na coś ostrzejszego, nikt przecież im nie zakazywał. W każdym razie, zawsze troszczył się o to, by obaj czuli maksimum przyjemności, minimum bólu. Czuł, że teraz nie targają nim takowe emocje, więc próbował przyzwyczaić własne ciało do bólu, zanim ten jeszcze nadszedł.
    Zdusił jęk w zarodku, chociaż ten i tak wydarł się z jego gardła, kiedy Matthew wszedł w niego. Potrzebował chwilę, żeby przyzwyczaić się do niego w środku, po czym wypchnął biodra do przodu.
    Z Chesterem było inaczej. Nie miał facetów "do łóżka". Naprawdę rzadko kiedy pieprzył się z kimś tak po prostu. Z Mattem też nie chciał, żeby tak było jednak na razie nie był w stanie o tym myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  43. Misza zauważył, że nie ma sensu na siłę wciągać Matta w rozmowę, dlatego zaniechał tego. Dopili swoją kawę wymieniając od czasu do czasu raczej zdawkowe wypowiedzi, co w sumie nawet niebieskookiemu odpowiadało. Mógł dzięki temu głębiej rozkoszować się smakiem kawy, którą uwielbiał równie mocno, co czekoladę.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Nie ma sprawy. W sumie próbowałam trochę pociągnąć, bo może coś by zaskoczyło, ale w sumie nie ma co na siłę wątku pchać. Może jeszcze kiedyś jakiś pomysł wpadnie, a jak nie, mówi się trudno. :)]

    OdpowiedzUsuń
  45. Chester zdziwiony był nagłą łagodnością z jaką podchodził do niego Matthew. Może nie tą w chaotycznych ruchach, jakie obaj uskuteczniali - Matt pchając, a Chesio oddając koleje pchnięcie, zaciskając mięśnie na jego męskości, gdy z niego wychodził. Ale to dotknięcie jego policzka, przy łagodne przesunięcie dłonią po jego boku... tego się nie spodziewał.
    Otworzył oczy tylko na chwilę, chcąc zobaczyć jego twarz i zauważył, że i on na niego patrzy, zupełnie innym wzrokiem niż, kiedy stali tam w kuchni. I, o ile nie było to spowodowane faktem, że właśnie uprawiali seks, Chester uważał, że coś się zmieniło. Uniósł głowę i pocałował go w usta, delikatniej, raczej z pasją niżeli szaleńczym zamieszaniem.

    OdpowiedzUsuń
  46. Gdyby spytano Chestera, o to co będzie później - jutro, pojutrze, pewnie spojrzałby na tego kogoś z przestrachem w oczach. Jego przyszłość wydawała mu się niepewna. Szczególnie po dzisiejszej nocy. Nie chciał robić sobie nadziei, a jednak ta i tak powstała, zalała go niczym gorąca lawa i nie pozwalała myśleć o niczym innym. James. James w tym momencie powinien trzymać się jak najdalej niego. Byle dać mu po prostu spokój. Na razie tego chciał, to było mu potrzebne.
    Czując i dłoń chłopaka i to jak w nim dochodzi, plus ten dźwięk, zacisnął mocniej wargi i doszedł, wtulając się w jego tors, jakby bał się, że Matt zaraz mu ucieknie. Odetchnął głęboko, pozwalając mężczyźnie położyć się obok.

    OdpowiedzUsuń
  47. Przyglądał się jego plecom, starając się je zapamiętać, kiedy będzie musiał stąd zniknąć. Chciał pamiętać. Ile tylko był w stanie. Ich zapach, fakturę, mięśnie, rysujące się pod skórą. Wszystko to, czego był pewien więcej nie zobaczyć.
    Odprowadził Matta wzrokiem, a kiedy ten zniknął za drzwiami, zaklął na głos, uderzając pięścią w materac. Miał ochotę coś zepsuć. Najlepiej samego siebie, w końcu mu się należało. Cholera, był zwykłą kurwą.
    Słyszał jak woda w łazience cichnie i postarał się przybrać normalny wyraz twarzy, a kiedy Matt przyszedł z powrotem do łóżka, Ches wstał. Musiał się umyć, przestać czuć się jak dziwka, która właśnie po raz kolejny dała dupy. Bez słowa ruszył w kierunku prysznica, pod który wszedł. Wziął głębszy oddech i puścił wodę. Miał nadzieję zbyć z siebie cały brud. To był Matthew, a jednak czuł się zupełnie inaczej. On go przecież już nie chciał, po prostu go przepieprzył i ta świadomość w jakiś dziwny sposób naprawdę go dobijała.
    Do sypialni wrócił owinięty ręcznikiem. O dziwo, Matthew wciąż tam był. Stanął tuż przed nim, kręcąc delikatnie głową. Sam nie wiedział, co chciałby mu powiedzieć. Że mu źle? Że chciałby wszystko jakoś naprawić? Żadne słowa nie wydostały się z jego ust. Po prostu tak stał i gapił się na niego jak typowa ofiara losu.

    OdpowiedzUsuń
  48. W zasadzie Matthew miał prawo zachowywać się w ten sposób. Chester, choć czuł się jak zwykła szmata, nie skarżył się.
    Pokręcił głową energiczniej, kiedy usłyszał jego słowa.
    -To nic - zapewnił go.
    Nie myślał o tym, że Matt w jakiś sposób go zranił. Należało mu się. Gdyby ten chciał mu przypieprzyć z jakiejś doniczki, też by nic mu nie powiedział. Żył w przekonaniu, że Matthew ma taką potrzebę, że przez to co mu zrobił, teraz nie powinien narzekać na nic.
    Odrzucił ręcznik na bok i wszedł pod kołdrę, odwracając się do niego plecami. Nie wiedział, co mógłby mu powiedzieć. Szczególnie, zapamiętuj wzrok jakim na niego patrzył. Taki sam. Identyczny. Zacisnął usta w cienką kreskę, po czym zamknął oczy, próbując się uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
  49. Męczennika?
    Raczej nie. Robił to, w co wierzył. W tym momencie wierzył w to, że jest kurwą. Że jego były go nienawidzi. Że się go brzydzi. Że zasłużył na coś więcej w życiu niż Chester. Tyle. Nie mógł nawet wpaść na coś więcej. W jego głowie wciąż pojawiał się obraz Matthew, patrzącego na niego w sposób, którego nie zapomni nigdy.
    Zaczęło mu nagle wszystko ciążyć. Ten dom. To łóżko. Ta bliskość, której mężczyzna nie chciał i Chesio doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czuł, że jeżeli zaraz stąd nie wyjdzie, to coś sobie zrobi, tylko sam nie wiedział jak bardzo złego.
    -Przepraszam, Matt, ale ja tak nie potrafię - powiedział cicho, siadając na łóżku. Namierzył na podłodze swoje bokserki i założył je na siebie. Koszulka też gdzieś się zaplątała i szybko mógł założyć ją na siebie. Rozejrzał się dalej w ciemnościach, żeby znaleźć spodnie, ale tych za cholerę nie było. - Gdzie one do kurwy są? - jęknął, ze złości kopiąc w łóżko, przez co poczuł rozrywający ból w stopie.

    OdpowiedzUsuń
  50. Cały następny dzień był złem. W najczystszej postaci. Spóźnił się do pracy, szef go opieprzył, a do tego Król Julian wkurzył się na niego, że tak późno wczoraj wrócił. Swoją drogą, ledwo dostał się do mieszkania. Na początku chodził chyba jeszcze z dwie godziny po centrum, próbując ogarnąć wszystkie myśli, by w końcu upuścić klucze gdzieś na ciemnej klatce i na klęczkach jakoś je w końcu znaleźć.
    Wieczór zleciał mu w pewnej monotonii, która opierała się właściwie na niczym. Po prostu siedział, oglądał stare zdjęcia na swoim laptopie. Julian wciąż był na niego zły, a jego myśli zamiast do kota, wciąż powracały do Matta. W końcu olał zdjęcia i poszedł pod prysznic. Miał zamiar iść spać i przeżyć kolejny dzień tak jak mu się to udawało wcześniej. Umyty, założył na siebie jakieś stare, dresowe spodnie. Słysząc pukanie (a raczej walenie) do drzwi odrobinę się zdziwił. Nie spodziewał się gości.
    Cóż, a na pewno nie takich. Widząc Matta, o mało nie upadł ze zdziwienia. Wymamrotał tylko coś niezrozumiałego nawet dla niego, po czym odsunął się, by ten mógł wejść do środka. I tyle byłoby z zapominania.

    OdpowiedzUsuń
  51. Chester nie był przyzwyczajony, by czuć od Matta alkohol. Jeszcze kiedy byli razem popalał te swoje fajki (mimo wyraźnego niezadowolenia przyszłego onkologa), ale nigdy nie pił zbyt wiele. Dziś wyglądał, jakby chciał wychlać wszystko to, czego zabraniano mu, gdy był młodszy.
    Nie wiedząc, co zrobić odwzajemnił jego pocałunek, a potem uśmiechnął się desperacko, szukając jakiegoś wyjścia. Kiedy mężczyzna go objął, próbował wyswobodzić się z jego objęć, w tym samym czasie myśląc nad odpowiedzią.
    -Jesteś pijany - powiedział w końcu, bardzo zresztą elokwentnie, odkrywając tę wielką tajemnicę. Kiedy już udało mu się wyciągnąć jedną dłoń, objął nią Matta i zaprowadził wgłąb mieszkania, kopniakiem zamykając drzwi. Położył go na kanapie, a raczej chciał to zrobić. Matt był silniejszy, no i cały czas go nie puszczał, więc skończyło się na tym, że to Matt leżał na Chesie, który leżał na kanapie.
    -Nie musisz nic mówić - powiedział, zaciskając usta w cienką kreskę.

    OdpowiedzUsuń
  52. Nie zgłaszał sprzeciwów, bo wciąż czuł się zobowiązany do tego, by Matt mógł go skrzywdzić w taki sam sposób jak on skrzywdził jego. Nie sądził, by to nastąpiło kiedykolwiek, toteż był zmuszony znosić jego kolejne słowa. Nie mógłby go uderzyć. Nawet przez myśl mu to nie przeszło. Szybciej by sobie ręce odrąbał, niż użył ich do czegoś takiego.
    Słuchał go, starając się nie zdradzać tego, co czuł. Bo w zasadzie sam nie wiedział. Tęsknił za nim. Chester też tęsknił. Wiele nocy przeleżał we własnym łóżku, marząc o tym, by Matt był tutaj z nim. I co? Teraz był. A Ches pojęcia nie miał co robić.
    Wolną dłoń przesunął na jego włosy i zaczął je przeczesywać. Był pijany i tylko dlatego mówił takie rzeczy. Gdyby nie to, pewnie nigdy by się więcej nie spotkali.
    -Jestem kurwą, Matty, daję dupy - powiedział cicho, zaciskając usta. Nie przerywał dotykać jego włosów, ani też nie zabrał dłoni z jego uścisku.

    OdpowiedzUsuń
  53. Pokręcił przecząco głową, nie chcąc słuchać dłużej jego przeprosin. Niby za co? Że go uderzył? Że się pieprzyli? Należało mu się. Powinien dostać więcej razy w twarz, nie tylko raz. Matthew niepotrzebnie czuł się winny, za coś co zrobił całkowicie świadomie.
    -W porządku, wybaczam - powiedział, chcąc zakończyć ten temat. - A teraz prześpij się trochę, co? Dobrze Ci to zrobi.
    Zamilkł, nie wiedząc, co niby mógłby dodać. Głaskał go po głowie, zastanawiając się, co Matt zrobi rano, kiedy wytrzeźwieje. Może po prostu wyjdzie bez słowa? Albo zapomni co mówił? Jeżeli tak, Chester obiecał sobie, że mu nie powie. Nie musi wiedzieć, że go przepraszał, pewnie tego nie chciał. Będzie czuł się lepiej, myśląc, że wszystko było tak jak wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  54. Przytulił go mocniej do siebie, na razie nie chcąc myśleć już o niczym. Pocałował go w czoło, po czym przymknął oczy i ułożył się do snu. Miał gdzieś, że na kanapie mają mało miejsca. Bez względu na konsekwencje, miał zamiar zasnąć tutaj, przytulony do swojego byłego.
    Zasnął jakąś godzinę później. Słyszał dokładnie, kiedy w ramiona Morfeusza oddał się Matt, więc i on, słuchając jego wyrównanego oddechu, jakoś odpłynął.
    Rano obudził się wcześniej niż Matt. Jednak ten, wciąż na nim leżał, a że nie chciał go obudzić, leżał w bezruchu, oddychając powoli. Przypomniał sobie wszystko to, co Matty powiedział mu wczorajszego wieczora i tylko gorzej się poczuł.

    OdpowiedzUsuń
  55. W zasadzie miał dwie opcje tego jak wszystko się potoczy.
    Pierwsza: Matt otworzy oczy, uderzy go i odskoczy jak najdalej, by w końcu wyjść z jego mieszkania.
    Druga: Matt otworzy oczy, będzie tak zdziwiony, że go nie uderzy, odskoczy jak najdalej, by w końcu wyjść z jego mieszkania.
    Cóż, uderzyć go nie uderzył, więc opcja pierwsza odpadała. Chester usiadł na kanapie, patrząc bardziej na swoje dłonie niż na niego. Nie wiedział ani co powiedzieć, ani co zrobić, więc tak siedział - jak jeszcze większy kołek niż Matt. Wziął w końcu głębszy oddech i uniósł wzrok na niego, zastanawiając się, co zobaczy na jego twarzy. Złość? Wkurzenie? A może oba? Ból? Wkurwienie? Chęć mordu? W zasadzie wszystko by pasowało.

    OdpowiedzUsuń
  56. I znowu dwie wersje wydarzeń.
    Może powiedzieć mu prawdę: że go przeprosił, że był czuły, że przyznał się, że za nim tęsknił, że zachowywał się tak, jak Chester marzył, żeby się zachowywał.
    Wtedy jednak Matt byłby na siebie zły. I wyszedłby od razu. Chester nie chciał, żeby był na siebie wściekły za coś, co powiedział po pijaku.
    Może też skłamać: wtedy jednak skłamie, po raz kolejny. Dla jego dobra rzecz jasna, ale nadal będzie to kłamstwo.
    Spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, podejmując decyzję.
    -W zasadzie to raczej walnąłeś się na mnie i rzuciłeś na kanapę, niż coś mówiłeś - powiedział, patrząc mu w oczy. Kłamać potrafił, tego mu odmówić nie można było. - Powiedziałeś tylko, że dałem dupy Jamesowi, że pewnie zrobiłbym to ponownie.
    Wzruszył ramionami, siląc się na powagę, na to by nie powiedzieć mu w twarz, że to wszystko stek bzdur.

    OdpowiedzUsuń
  57. Przytaknął, dając mu do zrozumienia, że ma rację. Cholera, to wszystko jednak bolało. Myślał, że spokojnie sobie z tym poradzi, że skoro zasłużył to przecież nic się nie stanie. A jednak czuł ten rwący ból w okolicy serca i miał świadomość, że znowu go okłamał.
    Nie mógł na niego patrzeć. Wstał i ruszył w stronę kuchni.
    -Chcesz herbaty? Kawy? Wody? - zapytał, nie mając zamiaru proponować mu piwa.
    Zdał sobie sprawę, że to, co powiedział tej nocy Matt pozostanie tylko jego. Nikt inny nie będzie o tym wiedział, nawet on sam. Ta świadomość bolała, szczególnie że wiedział, jak zareagowałby Nott gdyby się o wszystkim dowiedział. Zaprzeczyłby. A nawet jeśli nie, wściekłby się na siebie samego.
    A tak? Chester miał wyrzuty sumienia i na szczęście tylko on. Był to winny Matty'iemu. Był mu winny o wiele więcej.

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdyby Matt teraz wyjechał, Chester czułby znowu wyrzuty sumienia, uważając (zresztą słusznie), że to jego wina. Matthew nie namieszał mu w życiu, to Ches wszystko schrzanił i nie było mowy, żeby jakoś zmienić tę historię.
    Chester nalał mu wody, po czym wręczył szklankę. Sam nie wiedział czy chce go tutaj teraz czy nie. Podniósł na niego wzrok. Okej, chciał. Nie chciał tylko by wychodził, by go znowu zostawiał. Musiał działać. W pierwszym odruchu chciał mu zdradzić jakąś z rzeczy, które powiedział mu wczoraj, ale powstrzymał się dochodząc do wniosku, że to zniszczy wszystko to, w co Matt wierzy. Wolał mu tego nie psuć.
    -Możesz zostać... - powiedział cicho. - Wciąż jest tu parę twoich rzeczy - dodał, przypominając sobie jego ciepły sweter, który sam często nosił, czy koszulkę z ich zdjęciem, którą dla totalnej siary zrobił im obu na rocznicę.

    OdpowiedzUsuń
  59. -Nie wiem czy wciąż je chcesz - powiedział, przygryzając w zakłopotaniu dolną wargę. - Twój fioletowy sweter jest już trochę zniszczony. Często go nosiłem - wyznał, czując się przy tym niezmiernie głupio. - Sam wiesz jak go zawsze lubiłem, a potem, kiedy odszedłeś... on wciąż miał twój zapach i jakoś nie mogłem go nigdy spakować do żadnego kartonu.
    Sam nie wiedział dlaczego mu to mówi. Chyba uważał, że powinien wiedzieć. W końcu to były jego rzeczy. Tyle że wiązało się z nimi wiele wspomnień, które miały coś wspólnego z obojgiem. To bolało go najbardziej. Że jest Matthew. Że jest Chester. Ale nigdy nie będzie już Matta i Chesa. Nigdy razem.

    OdpowiedzUsuń
  60. Westchnął. Matt znowu to robił. Wyżywał na nim swoją złość, obwiniając go na nowo i na nowo, każdym swoim ruchem i słowem. Chester jednak nie zareagował. Przytaknął, bezwiednie gniotąc ze zdenerwowania materiał spodni. Powinien w końcu coś na siebie założyć, chociażby cholerną koszulkę.
    -Matty... - zaczął. - Minęły trzy lata, a ja nikogo nie miałem. Wątpię, żeby to się zmieniło.
    Naprawdę wątpił. Poza tym sam nie wiedział jakby to miało wyglądać. 'Hej, jesteś naprawdę miły, ale nigdy nie zastąpisz mi Matta albo Jamesa, przyjaciela z dzieciństwa. Pewnego dnia możesz zastać mnie z jednym z nich w łóżku. Z góry przepraszam'. Tak, to dopiero byłby udany związek. - Chyba nie jestem stworzony, żeby być z kimkolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  61. Teraz to on zadrżał, nie mogąc pohamować tego jak jego ciało reagowało na kolejne słowa. Matta. Mówił to wszystko z taką łatwością, z taką prawdomównością, że Chester nie miał najmniejszych wątpliwości, że to prawda. Co nie powinno się zdarzyć, nie powinien być o tych wszystkich facetów zazdrosny, nie powinien na nich nawet zwrócić uwagi.
    -Mam nadzieję, że byli chociaż dobrzy - powiedział i tym razem niestety nie udało mu się opanować drżenia w głosie. Zamilkł od razu, odwracając się w drugą stronę, jak się okazało zlewu. Żeby nie wyszło, że zrobił to tylko po to, by na niego nie patrzeć (co rzecz jasna i tak było oczywiste) puścił wodę i umył stojące w zlewie naczynia. Wiele ich nie było, a jednak pozwoliło to Chesterowi się uspokoić, choć na sekundę przestać myśleć o tym, co Matt mu mówił. Dopiero kiedy skończył i na powrót się odwrócił, skomentował drugą część jego wypowiedzi:
    -Miałem nadzieję, że nam się uda Matty. Wierzyłem w to.

    OdpowiedzUsuń
  62. Znał Matta na tyle długo, żeby rozpoznać kłamstwo. Zdziwił się, słysząc je. Bo co mogło być dla niego złego w seksie? Tego nie rozumiał, ale nie zamierzał wmawiać mu, że kłamie, żeby słuchać prawdy. Gdyby Matty chciał, powiedziałby to, co czuł naprawdę, co myślał. Spoglądał na niego niepewnie, ale w końcu zbliżył się o te kilka kroków, które ich dzieliły i położył dłoń na jego koszulce, na piersi.
    -Ja wciąż... - zaczął powoli, unosząc wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy. Może gdyby tego nie zrobił, udałoby mu się powiedzieć, to co miał zamiar? Zamiast tego stchórzył. - Ja wciąż wierzę, że możesz spotkać kogoś, kto będzie Ciebie wart.
    Był tchórzem. Cholernym tchórzem. Wystarczyło mu powiedzieć prawdę. Że wciąż coś do niego czuje. Sam nie wiedział coś, ale było to na pewno więcej niż czuł do kogokolwiek innego. Nie wliczając w to Jamesa, do niego jednak obecnie nie miał siły. A Matt tu był, rozmawiał z nim, obrażał go, ale mógł z tym żyć. Chciał z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń
  63. Odsunął się od razu. Wystarczył mu jego wzrok, żeby zdać sobie sprawę jak bardzo niepożądany jest jego dotyk w tym momencie. Ścisnął dłonie w pięści, biorąc głębszy oddech, by w końcu opuścić głowę.
    -Nie widzisz? - zapytał, odwracając się w stronę kuchennego blatu, zza którego mógł obserwować salon. - Wszystko wygląda tak samo. Kupiłem nowe zasłony, może dwie roślinki. Nic więcej.
    Nie chciał zmian. Chciał tego co było. Chciał szczęśliwego związku, Matta koło siebie, tą samą pościel, te same magazyny, te same figurki i zdjęcia w ramkach. To miało już z nim pozostać, bo tego chciał i tak zadecydował.
    -Król Julian za tobą tęsknił - bąknął, żeby przerwać nieprzyjemną ciszę.

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie sądził, że wspominka o kocie może zmienić cokolwiek, a jednak zobaczył zmianę na twarzy Matthew.
    -Chyba się obraził, bo nie dostał wczoraj kolacji - powiedział, unosząc kącik ust. Jeżeli było tak jak Chester mówił, futrzak leżał właśnie na jego łóżku, zajmując miejsce na poduszce. Jak zwykle, kiedy chciał pokazać, że to on jest panem w tym domu, a Chesio tylko kimś od głaskania.
    Chester, jako że czuł się niezręcznie patrząc tak na Matta niczym idiota, ruszył w stronę sypialni. Rzeczywiście, kot leżał rozłożony na pościeli, a kiedy zobaczył Chesa, zamruczał - trudno powiedzieć czy z zadowolenia czy wręcz przeciwnie. Wziął go na ręce (Chester kota, nie odwrotnie, ma się rozumieć) po czym zaniósł go do kuchni, gdzie wciąż stał Matt.
    -W zasadzie to też twój kot - powiedział, wyciągając ręce w jego stronę, żeby przekazać mu ich 'dziecko'.

    OdpowiedzUsuń
  65. I mówi to kotu. Kotu do cholery! A on tu stoi jak idiota, czeka na cokolwiek, co Matt mógłby mu powiedzieć na trzeźwo, a wszystko czego pragnie usłyszał kot. W tej chwili, mimo całej miłości do Króla Juliana, pragnął by go nie było, by Matthew go zabrał. Trudno powiedzieć czy była to jakaś chora zazdrość, której sam nie rozumiał. Zazdrość o kota. Pięknie, stał się jeszcze bardziej żenujący niż wcześniej. Przechodził samego siebie, a tego to się nie spodziewał.
    -On też tęsknił - powiedział Chester, starając się, by jego głos zabrzmiał normalnie, by nie było w nim słychać ani smutku ani tym bardziej złości. Jeszcze mu tego trzeba było, żeby Matt zrozumiał jakie emocje nim targają. To by dopiero było...

    OdpowiedzUsuń
  66. [Hej, hej, mały. Masz ochotę na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  67. Obwiniał jego, a Chester jak to Chester przyjmował każdy kolejny cios, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zasłużył. Mimo że chciałby w końcu usłyszeć od niego jakieś dobre słowo, chociażby brak wyrzutów - nie oczekiwał ich. Bo co? Matty miałby nagle dojść do wniosku, że jego słowa ranią Chesa? Był pewien, że o tym wie. W końcu, bardzo dokładnie dobierał słowa, szukając tych, które zabolą go najmocniej. Miał do tego prawo. W końcu słowa to słowa, nikt nie porówna ich do czynów...
    -Był tylko jeden James, o którym Tobie mówiłem. Nie sądziłem, że nie skojarzyłeś faktów. No i tego mojego przerażonego spojrzenia - powiedział, rozprostowując palce dłoni, którą oparł się o blat.
    Spuścił wzrok i całe szczęście, że Julian był na dole, mógł przynajmniej udawać, że patrzy na niego.

    OdpowiedzUsuń
  68. Zdziwił się. Naprawdę się zdziwił, bo akurat w tym momencie nie spodziewał się niczego takiego. Ni stąd, ni zowąd Matt zrobił to, czego Chester jednak nie oczekiwał. Uniósł wzrok na mężczyznę, zaciskając usta w cienką kreskę, uśmiechając się jednak przy tym bardzo delikatnie, ledwo widocznie. W zasadzie, równie dobrze mógłby to być grymas.
    -Obaj wiemy, że wszystko, co mówiłeś to prawda. Bo jestem kurwą i zapewne nie znajdziesz nikogo gorszego ode mnie, pewnie dałbym dupy Jamesowi, za to nie powinieneś mnie przepraszać. W końcu to twoje zdanie, a żyjemy w wolnym kraju, nie mogę zabronić Ci mówienia tego, co myślisz. W każdym razie dziękuję, to musiało być dla Ciebie wiele, przeprosić mnie - powiedział całkowicie szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  69. -Ale ja też tak uważam, Matty - powiedział, bez zastanowienia, automatycznie zbliżając się do niego o krok. Mógł milczeć i przyjąć jego przeprosiny w spokoju, jak normalny człowiek. On jednak chciał, by Matthew uważał się teraz za złego człowieka, czy cokolwiek siedziało tam w jego głowie, tylko dlatego, że go obraził. - I z każdą rzeczą, którą mi mówiłeś, niestety musiałem się zgodzić. Miałeś prawo powiedzieć to wszystko, a ja żeby być szczerym z tobą i z samym sobą muszę się z tym pogodzić.
    Spojrzał na niego pustym wzrokiem, jakby spodziewał się, że Matt powie teraz "okej, to bądź dalej kurwą", a potem wyjdzie i więcej nie wróci. Z drugiej strony, czy właśnie nie zaczęli w jakiś sposób rozmawiać? Inaczej niż wcześniej, jak ludzie?

    OdpowiedzUsuń
  70. - Byś się, kurwa, zdziwił - mruknął.
    Był na niego wściekły za to, że tak wyjechał bez słowa. A on myślał, że faktycznie się przyjaźnią. Cholera, jaki z niego był naiwniak.
    - Mogłeś się chociaż odezwać - powiedział po chwili, a po tonie jego głosu dało się poznać, że czuł się urażony.

    OdpowiedzUsuń
  71. Przycisnął go mocniej do siebie, obejmując w pasie. Zaciągnął się jego zapachem, niczym najlepszym perfumom świata, a przecież Matt jechał teraz tylko i wyłącznie fajkami i alkoholem. Jakimś cudem wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie ten alkohol Matty by do niego nie przyszedł, nie powiedziałby nic z rzeczy, które Chesio mógł dziś usłyszeć. Nie żałował. Nie miał mu za złe tych wszystkich złych rzeczy, zapomniał o nich, gdy tylko usłyszał to jedno, jedyne słowo "tęskniłem". Dla Chestera to było naprawdę wiele, po tym wszystkim co ich spotkało.
    -Ja też, Matty. Ja też - powiedział, trącając nosem jego bark. Przechylił głowę na bok i pocałował go w te niesforne kłaki na głowie, które tak kochał.

    OdpowiedzUsuń
  72. Westchnął i by przeciągnąć tę chwilę, kiedy jeszcze był na niego wściekły jak diabli, upił łyk piwa. Powstrzymał się też - pierwszy raz od bardzo dawna - od zgryźliwego komentarza, który cisnął mu się na usta. To by Mattowi w tej chwili z pewnością nie pomogło.
    - Mam pół lodówki piwa i ze trzy 0,7 - powiedział w końcu, spoglądając na niego.
    Zapowiadało się na to, że trochę pogadają tego wieczoru, a nie było lepszego dodatku do męskich rozmów, jak alkohol.

    OdpowiedzUsuń
  73. Uśmiechnął się pod nosem, gasząc fajkę w reszcie piwa.
    - Wyjątkowo pozwolę Ci zostać - powiedział, wstając z krzesła i zapinając kurtkę.
    Matt miał zajebisty tyłek - to mu Flynn musiał przyznać - ale był to właśnie jeden z tych tyłków (a tak właściwie to chyba jedyny), którego Levitt nie miał zamiaru tknąć. Obiecał sobie, że nie przeleci Notta, bo to zapewne byłoby destrukcyjne w skutkach dla ich i tak już nadszarpanej przyjaźni.

    OdpowiedzUsuń
  74. On czuł się odwrotnie. Jakby miał go przy sobie cały ten czas. Jakby tylko odtwarzał sobie już po raz tysięczny tę samą drogą po jego plecach. A pamiętał każde zagłębienie, jakby minął jeden dzień, a nie trzy lata. Tęsknił za nim, cholernie za nim tęsknił.
    -Kiedy przyszedłem do Ciebie na te nasze zdjęcia, zapytałem takiego faceta, chyba twojego sąsiada, gdzie dokładnie mam iść. No i użył tego zwrotu. Potem jakoś nie potrafiłem się już odzwyczaić - powiedział, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Nie było jak grom z jasnego nieba. Nie było 'zakochania od pierwszego wejrzenia'. Nie. Wszystko rozwijało się we własnym tempie i chyba to najbardziej się Miltonowi podobało.

    OdpowiedzUsuń
  75. -Zabawne - mruknął w jego stronę, po raz kolejny trącając go nosem. Zacisnął wargi, kiedy poczuł pocałunki Matta. Oj tak, jeśli o to chodziło zawsze doskonale wiedział gdzie i jak musi zadziałać, żeby Chester był jego. - Nie wmówisz mi, że ty zapomniałeś swojego najgorszego modela. Widziałem w twoich oczach przez pierwszą godzinę, że jedyne na co masz ochotę to zabić mnie od razu, na miejscu, nawet jeżeli kosztowałoby Cię to lata w pierdlu.
    Kiedy Matty uniósł wzrok, Chester spojrzał w jego oczy i uśmiechnął się tak jak kiedyś, kiedy jeszcze stali w tej samej kuchni, tuląc się w ten sam sposób, opowiadając co takiego im się śniło i na jakie śniadanie mają ochotę. Pocałował go delikatnie, po czym oparł się swoim czołem o jego, nie odrywając od niego wzroku.
    -Nie mógłbym Cię zapomnieć, Matty. Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  76. -Bo to niezdrowe - powiedział od razu, jak zwykle gdy schodziło na ten temat. Ile razy on mu powtarzał, że ma przestać, żeby po prostu to sobie odpuścił? Już nawet go podpuszczał, że przecież nie chce być jego lekarzem. To nic nie dało. Tak jak Matt palił wcześniej, tak palił i teraz.
    W zasadzie Chesio sam nie wiedział do końca co czuł, czy dawał sobie przyzwolenie, czy uważał, że Matt chce czegoś nowego. Może? Bo w końcu tulił go teraz do siebie, nie mówił nic nie miłego, wręcz przeciwnie. Chester jednak nie chciał na razie o tym myśleć.
    -Za długo? - odpowiedział, patrząc na niego z podobną śmiałością. - Nie mogę się chyba zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  77. -Przecież wiesz, że to nie tak - powiedział, uderzając go delikatnie w łopatkę. Chester nigdy nie zamierzał zranić Matta. Nigdy nawet o tym nie pomyślał. Nawet kiedy James pojawił się ich mieszkaniu, Ches wciąż myślał o Matthew jak o tym jedynym i chciał z nim spędzić resztę życia. Był pewien, że nic się nie stanie. A potem James przyszedł i powiedział, że za nim tęsknił. To był pierwszy raz kiedy coś takiego powiedział i Ches był zdziwiony i zrozpaczony jednocześnie. Wtedy James powiedział, że wszystko musi być tak jak dawnej, tylko Chesio musi dać mu szansę. A on głupi, uwierzył. Sam nie wiedział czemu i dlaczego jego myśli nie były wtedy przy Matt'cie.
    -Kochałem Cię, cały ten czas.

    OdpowiedzUsuń
  78. Niestety Chester odbierał inaczej kolejne ruchy, słowa, zachowania Matta. W gruncie rzeczy, powinien dojść do wniosku, że to po prostu coś przygodnego, zwykłe spotkanie, nic ważnego. Tyle że to był Matthew, a z nim kojarzyły mu się tylko rzeczy stałe: pocałunek na dobranoc, muśnięcie warg rano, zanim jeszcze zdążył otworzyć oczy, śniadanie w tej kuchni, wybór imienia dla Króla Juliana. To były rzeczy, które były tylko dla nich i Chester przypisywał im miano niezwykłych, właśnie ze względu na tę magię, która otaczała każdą z tych chwil. Gdyby wiedział jak mało ważna jest chwila obecna dla Matty'iego nie byłby taki, nie dałby mu całować swoich ust, czy uśmiechać się. Dla niego zawsze znaczyło to coś więcej i chyba głupia nadzieja pchała go ku myśli, że dla Matta Chester jest tak samo ważną osobą, jak to działało w drugą stronę.
    Przymknął powieki, mocniej go całując. Chciał zapamiętać jego smak na jeszcze dłużej, mimo że przecież potrafił odtworzyć go prawie bezbłędnie mimo trzech lat rozstania.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Byłem w ciąży - odparł, niemalże bez namysłu, zaraz śmiejąc się głośno. - Nic. Wciąż mama tak samo popierdolone życie, jak miałem. Ojciec odwiedza mnie w każdą sobotę i zaprasza na niedzielną mszę, którą będzie odprawiał. Matka zapewne wciąż puszcza się gdzieś po Miami... O, kota mam. Redemenesa.
    Przystanął przed wyjściem, spoglądając na niego.
    - Możesz przystanąć przy pizzeri i zamówić coś do żarcia. Tylko w miarę szybko, bo zrobiłem się głodny.
    Nie czekając na jego odpowiedź, skierował się w stronę stojącego między dwoma jeepami motocyklu i już po chwili zniknął z pola widzenia Matta.
    Mógł, oczywiście, zapytać go o to samo - niewątpliwie byłoby to miłe i może udałoby mu się stworzyć pozory wychowanego (choć akurat Nott pewnie i tak nie dałby się na to nabrać) - ale odpowiedź zajęłaby cholernie dużo czasu. Wolał więc zacząć przesłuchanie dopiero u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  80. Chester długo nie otwierał oczu. A przynajmniej jego zdaniem była to cała wieczność. Móc czuć przy sobie Matta, jego dłonie, jego usta, zapach, ciepło. To było wszystko to czego brakowało mu przez wiele lat, czego nie mógł zastąpić niczym innym.
    -Zostań - poprosił go. - Zrobię jakieś śniadanie - dodał, patrząc jednak na zegarek, uśmiechnął się nikle. - A raczej obiad. Może spaghetti? Zawsze lubiłeś spaghetti.
    Spojrzał na niego, nie odsuwając się od niego nawet na krok. Myśl, że mógłby teraz wyjść napawała go dziwną obawą, że takie spotkanie więcej się nie powtórzy.

    OdpowiedzUsuń
  81. Wyjął z szafki pod blatem paczkę makaronu i rzucił ją na stół. Do dużego garnka wlał wodę, posolił ją, po czym zostawił ja w spokoju i zabrał się za robienie sosu. Spojrzał na Matta kątem oka, uśmiechając się do samego siebie, a kiedy ten zapytał czy w czymś pomóc, uniósł w końcu wzrok i bez skrępowania spojrzał mu w oczy.
    -Możesz nakryć do stołu. Sztućce są tam gdzie zawsze - odparł, unosząc kącik ust.
    Sos jako tako smakował, ale Chester nie był pewien czy dobrze go doprawił. Wciąż pamiętał, że Matt zawsze wolał, gdy wszystko było ostrzejsze. Wziął więc dużą drewnianą łyżkę i nabrał nią sosu do spróbowania, podchodząc do Matthew. - Sprawdź.

    OdpowiedzUsuń
  82. Niemalże zerwał się z kanapy, usłyszawszy donośny dźwięk dzwonka. Podejrzewał, że jego żołądek zmniejszył swoją objętość co najmniej o połowę, nadtrawiony przez znajdujący się w nim kwas. Cholera, zgłodniał okrutnie.
    - Zapładniałeś kucharza? - zapytał, marszcząc z niezadowoleniem brwi i brutalnie odbierając mu pizzę.
    Wszedł wgłąb mieszkania, zostawiając za sobą otwarte drzwi, by blondyn mógł wejść.
    Z salonu wyjrzał szaro-biały kocur o zielono-brązowych ślepiach, kątem oka spojrzał na Notta i zaraz ruszył za Flynnem, wyczuwając wabiący zapach boczku, wydobywający się z niesionego przez szatyna kartonu.
    - Wyciągnij piwo! - dało się słyszeć z kuchni, z której po chwili wyszedł wielki talerz z pizzą, a tuż za nim, starając się nie ślinić, dzielnie wymaszerował Levitt.

    OdpowiedzUsuń
  83. Zaśmiał się melodyjnie, nie mogąc się po prostu opanować. To było jedno z tych wspomnień, które się nie zmieniały. Mogłaby się zmienić sceneria, czas i wiek, ale aktorzy i ich role pozostawały takie same.
    -Robi się - powiedział, podchodząc do garnka i sięgając po kolejne przyprawy, by dodać ich do sosu. Zamieszał wszystko i pozwolił gotować się czerwonej cieczy przez kolejne kilka minut.
    Oparł się tyłkiem o blat, zakładając ręce na piersi, po czym uniósł wzrok na Matta. Wyglądał jak kiedyś. Nawet się nie postarzał. A jeśli tak, to tylko i wyłącznie jeszcze wyprzystojniał. Facet jak wino. Nie ma co.
    W końcu zdjął sos z gazu. Nałożył makaron na talerze, po czym na każdą porcję wylał sos i dodał jakieś zielsko. Przeniósł wszystko na stół i usiadł naprzeciw Matthew.
    -Smacznego, Matty.

    OdpowiedzUsuń
  84. W ich domu, kiedy jeszcze był ICH domem, gotowanie zawsze było swojego rodzaju atrakcją. Często robili to wspólnie, zapominając o garnku, który właśnie zaczął się palić czy sosie, który już dawno się zepsuł. W jakiś sposób miało to swój urok, to ich zapominanie. Ale były też takie dni, kiedy gotowali dla siebie, żeby w końcu obudzić swojego ukochanego, podać śniadanie do łóżka, niczym w jakimś romantycznym filmie.
    Chester jadł w ciszy i słychać było tylko jak jego (i Matta) widelec obija się o talerz. To wszystko tak bardzo przypominało mu przeszłość, że ledwo mógł uwierzyć, że minęły trzy lata.
    -Też tak masz? - zapytał, unosząc wzrok znad talerza. - Że czujesz, jakby minął jeden dzień, a nie trzy lata?

    OdpowiedzUsuń
  85. Flynn nawet nie mrugnął, w spokoju zajadając pizzę. Cholera, nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki głodny. Zazwyczaj kiedy tylko czuł, że zaczyna go ssać w żołądku, leciał do sklepu (wyjątkiem były dni, kiedy coś znajdowało się w jego lodówce).
    Kiedy skończyła się jego połowa, zabrał się za piwo, wciąż ignorując siedzącego obok Matta. Kiedy wreszcie zniknęła i połowa alkoholu z puszki i ta wylądowała z powrotem na stole, Levitt raczył się odezwać.
    - Kurwa, umarłbym przez Ciebie z głodu. Nie dociera, jak się mówi, żebyś ruszył dupę? - zaczął, wbijając w niego mordercze spojrzenie. - Wkuriwasz mnie, Nott. Zachowujesz się jak szczyl. Rozumiem, że mogłeś odciąć się od tego jebańca, który Cię zdradził; nawiasem mówiąc ostrzegałem Cię przed tym miliony razy - dwóch facetów nie może tworzyć normalnego związku, bo pierdolący się faceci to faceci z poważnymi problemami psychicznymi i zaburzeniami osobowości. Z laską możesz się związać i być szczęśliwym. W przypadku gejów chodzi o seks, nic więcej. Ale rozumiem, że mogłeś mieć dość Chestera. Ale żeby, kurwa, nie wysłać żadnej wiadomości kumplowi? Myślałem, że się przyjaźnimy. Tak według Ciebie wygląda przyjaźń między facetami?
    Tak, jak Matt przewidywał, Flynn nie miał zamiaru go oszczędzić. Był wkurwiony, a fakt, że wygarnąć może mu dopiero po pieprzonych trzech latach jedynie tą złość potęgowała.

    OdpowiedzUsuń
  86. Warknął pod nosem coś o pierdoleniu od rzeczy. I na chuj niby były mu teraz te przeprosiny? Trzy lata nie miał do kogo gęby otworzyć, bo jak tylko próbował zakumplować się z jakimś gościem, zawsze kończyło się to w łóżku, a później - o ile wciąż miał ochotę z delikwentem spotkać się poza obrębem użytego podczas seksu mebla - mogli rozmawiać najwyżej o związku, najlepiej od zaraz i wyciecze z okazji pierwszej miesięcznicy do Holandii.
    - Widziałeś się z nim? - zapytał po dłuższej chwili, nie patrząc jednak na niego.
    Wciąż był wkurwiony, a prawdopodobieństwo, że jeszcze dzisiaj mu przejdzie wynosiło - w najlepszym wypadku - zero koma zero, zero, zero, zero, jeden procent szans. Nie oznaczało to jednak, że miał w dupie to, co się u Matta działo. Cholera, chyba był dla niego za dobry. Zdecydowanie powinien go zdzielić krzesłem przez łeb, a nie wypytywać o takie pierdoły.

    OdpowiedzUsuń
  87. Chester nie był pewien jak się czuje. Nie wiedział nawet do końca, co nim tak właściwie kieruje. Czy wyrzuty sumienia, troska, przywiązanie, czy może najzwyczajniej w świecie wciąż coś do Notta czuł. Nie potrafił stwierdzić i ten fakt doprowadzał go do rozpaczy.
    Jadł w ciszy, co jakiś czas mocniej zaciskając widelec, kiedy Matt się odzywał i mówił jedną z tych rzeczy, których nie chciał wiedzieć. "Ulotniło się". On to wiedział. Tylko niekoniecznie chciał sobie samemu do tego dość. Taka błoga nieświadomość, myśl że może wcale nie oddalili się od siebie tak bardzo jak stało się to w rzeczywistości.
    Spojrzał na swój talerz ze zdziwieniem rejestrując pustkę na nim. Nie wstał jednak od stołu, chcąc chyba przeciągnąć wizytę chłopaka.
    -Kiedy stąd dzisiaj wyjdziesz... - zaczął dość niepewnie, chcąc dobrać jak najodpowiedniej słowa. - Czy wtedy zobaczę Cię jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  88. Stanął obok niego i zaczął wycierać do sucha kolejne naczynia, nie chcąc siedzieć bezczynnie. Chester powinien w końcu dojść do tego, że to koniec. Że on i James zniszczyli wszystko to, co mógł mieć z Matthew. Teraz Matt znajdzie sobie kogoś normalnego, Ches dalej będzie plątał się, chcąc jakoś ułożyć sobie życie.
    -Chciałbym, żeby udało nam się nawiązać normalne relacje, Matty - powiedział, odkładając talerz do szafki.
    Oparł się tyłkiem o blat, biorąc dwa widelce, by osuszyć je ręcznikiem.

    OdpowiedzUsuń
  89. Całkowicie obojętni. Obojętni. Całkowicie. Te słowa rozbrzmiewały mu w głowie, obijając się boleśnie o podstawę czaszki, jakby chciały stamtąd uciec. Co to znaczy "całkowicie obojętni"? Nie będą się spotykać? Nie będą ze sobą rozmawiać? Spotkają się na piwie raz na ruski rok?
    Zacisnął powieki, kiedy tylko Matt nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy. Przytaknął.
    -W zasadzie lepiej jak dam Ci spokój - powiedział, schylając się, by wziąć Juliana na ręce. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chyba lepiej czuł się już przy tym kocie.

    OdpowiedzUsuń
  90. [Moja karta to przerost formy nad treścią, jak widać.]

    OdpowiedzUsuń
  91. Dwa tygodnie. Tyle było potrzeba Chesterowi, żeby powrócić do dawnego życia - w pracy zachowywał się tak samo, Król Julian doświadczał tyle miłości ile wcześniej, a jego towarzyskość w zasadzie tak jak kiedyś stała w miejscu. Były momenty, w których myślał o Mattcie, ale starał się o nim zapomnieć, jakoś przeżyć kolejną minutę, godzinę, dzień. I pewnie by mu się udało, gdyby nie jeden telefon. I o dziwo, wcale nie od niego. Od prawnika. Pan Wood powiadomił Chestera, że jego matka pozostawiła mu niewielki spadek. Spadek.
    Kontakty z matką zawsze były ograniczone. Trochę przez Jamesa, którego nie znosiła, trochę przez fakt, że był gejem, trochę przez to, że obwiniała Chestera (a raczej fakt, że zaszła w ciążę) jako powód odejścia jej faceta, tym samym ojca Chesa. Chester musiałby być jednak z kamienia by nie poczuć się rozbity. To w końcu nadal była jego mama... Ta sama, która kładła go spać, czytała bajki, pomagała w lekcjach.
    Był rozbity. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chciał się upić, zaćpać, cokolwiek, ale kiedy tylko patrzył na alkohol wszystko mu się cofało. Zamknął drzwi, niekoniecznie na klucz, wcale o tym nie myślał, i wyszedł na miasto. Sam nie wiedział, gdzie chce iść. Jego nogi same niosły go przed siebie, a kiedy znalazł się przed drzwiami Notta, od razu chciał zawrócić. To nie był jego problem, że Ches właśnie został sam na świecie, że nie ma już nikogo kto mógłby się o niego troszczyć, że wszystko, co miał, właśnie zniknęło. Ze wszystkich jego znajomych tylko Matt i James znali jego matkę. Ten drugi nie mrugnąłby nawet okiem, zapewne zaprosiłby go do łóżka, chcąc dać "przykro mi, czas na seks" prezent. Z Mattem - przynajmniej taką miał nadzieję - było inaczej.
    Sam nie wiedział kiedy zapukał do drzwi ani kiedy na jego policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Chciał je zetrzeć, ale cholera, nie potrafił. Ręce mu się trzęsły, a myśl, że jest sam jak ten palec tylko wszystko pogarszała.

    OdpowiedzUsuń
  92. Sam już nie wiedział czy przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Z początku miał wrażenie, że Matt zatrzaśnie mu drzwi przed nosem nie mówiąc nic albo streszczając się do kilku słów, które miałyby mniej więcej wydźwięk "spierdalaj, nie potrzebuję Cię". Kiedy jednak zobaczył, że Matt wpuszcza go do środka, poczuł się jeszcze gorzej. Mimo łez i tego wszystkiego, co działo się w środku, nie był na tyle głupi by nie zauważyć, że on go tutaj wcale nie chce. Świadomość, że popełnił błąd, że powinien siedzieć w domu wzrosła jakoś dziesięciokrotnie. Teraz jednak nie był w stanie już się wycofać i tylko przytaknął, przechodząc przez próg. Doczołgał się jakoś do kanapy, na którą usiadł, by w końcu schować twarz w dłoniach. Przez jakiś czas w ogóle się nie odzywał. Starał się jakoś wyrównać oddech czy chociażby pozbyć się tych cholernych łez, ale ani jedno, ani drugie nie okazało się tak łatwe jak to sobie wcześniej obmyślił.
    -Chodzi o moją mamę - zaczął, pociągnąwszy nosem. Czuł się jak jakiś dzieciak w kiepskim filmie. Nie miał co ze sobą zrobić, więc postanowił zwierzyć się komuś kto miał naprawdę gdzieś, co dzieje się w jego życiu. Skądś jednak brało się u niego wrażenie, że Matthew ze wszystkich ludzi na świecie wysłucha go, może nawet wesprze. Na to drugie nie liczył, nie oczekiwał tego. - Ja nawet nie wiem, co się stało, dzwonił prawnik... i, i on powiedział, że mam spadek, że muszę przyjechać, że... - Tu głos mu się załapał. Już sam nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wszystko było jasne, a z drugiej gubił się w każdym wyrazie jaki właśnie wypowiedział. W końcu uniósł twarz, by spojrzeć na mężczyznę. - Ona nie żyje, Matty.

    OdpowiedzUsuń
  93. Wtulił się w niego, mocząc mu koszulkę. Aż zaklął w myślach, bo teraz fakt, że koszulka Matta jest mokra zajęła większość jego myśli. Zastanawiał się czy powinien go przeprosić czy od razu sobie pójść. W końcu jednak doszedł do wniosku, że chyba ma nerwicę. Matt przecież nie wyrzuci go z domu tylko dlatego, że pomoczył mu koszulkę. Szybciej dlatego, że w ogóle przyszedł.
    -Ja nawet nie miałem z nią dobrego kontaktu... przez to jak mnie traktowała, jak potraktowała nas, kiedy przyjechaliśmy na Wigilię - mruknął. Chyba po prostu musiał coś mówić, jakoś to wszystko ogarnąć. Cisza dobijała go podwójnie.
    Sam już nie wiedział co robić. Matt nie był tym, który powinien go pocieszać. Powinien być tym, który mówi mu, żeby spadał. A jednak nie chciał go widzieć w tej drugiej odsłonie. Tak przecież było mu lepiej. Nawet jeśli dla Matthew taka sytuacja mogła być przytłaczająca. Nie wiedział jak się zachować.
    -Przepraszam - dodał po chwili, próbując podnieść głowę. - Zachowuję się jak dzieciak, muszę się uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
  94. Chester znał Matta. Mimo upływu lat znał go lepiej niż ktokolwiek inny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przez ostatni czas wiele mogło się zmienić, ale były sprawy, z którymi Matty już nigdy sobie nie poradzi. Jak nauka kłamania. Kto jak kto, ale Ches widział, całkowicie widział kiedy Matthew kłamał, kiedy silił się zrobić coś, co miało być robione wbrew niemu. Tak jak teraz... Mógł być mu jednak tylko i wyłącznie wdzięczny za taki obrót spraw. Mógł w końcu nie udawać i Ches pewnie czułby się jeszcze gorzej.
    -Dziękuję - powiedział cicho, zdając sobie sprawę, że musi jeszcze jechać do tego cholernego prawnika załatwić jakieś sprawy. No i był pogrzeb. Jak on ma niby to wszystko zaaranżować kompletnie się na tym nie znając? Psia mać.

    OdpowiedzUsuń
  95. -Wodę - poprosił, przesuwając wzrokiem za nim, jakby ten widok choć trochę go uspokajał. W zasadzie widok Matta działał trochę jak tabletki przeciwbólowe. Sam nie wiedział czemu. W końcu mógłby zrobić jeden ruch czy powiedzieć słowo, a stałoby się całkowicie odwrotnie.
    -Pojedziesz ze mną do prawnika? - zapytał, zdając sobie sprawę, że przesadza, że nie powinien go o to prosić. - Wiem, że to nie twoja sprawa, ale nie wiem czy dam radę rozmawiać o pieniądzach, wiedząc dlaczego je dostaję...
    Wziął do ręki szklankę wody, którą dał mu Matt i przyłożył ją do ust, wypijając kolejne łyki. W gardle wciąż miał sucho i czul się jakby ktoś mu zmiażdżył przełyk.

    OdpowiedzUsuń
  96. Lucyfer, siedząc u siebie w gabinecie, zazwyczaj nie pozwalał sobie na odwiedziny. Przekazywał sekretarce jedną wiadomość "nikogo nie wpuszczać" i było po kłopocie. Zdecydowanie lepiej mu było pracować bez zbędnych wizyt. Chyba dlatego tak zdziwił się, słysząc pukanie do drzwi. Nie to charakterystyczne, które Emily miała w zwyczaju uskuteczniać, kiedy przynosiła mu kawę czy tez chciała powiadomić o spotkaniu w sali konferencyjnej. Tym razem było to coś zupełnie innego, dlatego Lincoln uniósł wzrok znad czytanych właśnie papierów i utkwił go w drzwiach, mówiąc "proszę wejść".
    Kiedy intruz w końcu wszedł do środka, Lucyfer zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, czując jak jego źrenice się powiększają. Tego się nie spodziewał.
    -Matt... - mruknął krótko, wracając wzrokiem do papierów. - Usiądź.

    OdpowiedzUsuń
  97. Notta nie widział od ładnych paru lat. A znali się przecież kupę czasu. Sam nie pamiętał jak to się wszystko zaczęło, kto do kogo napisał, na jakiej stronie i dlaczego. Ważne, że zaczęli ze sobą rozmawiać, wysyłać listy, a kiedy Matthew przeprowadził się do Miami, regularnie spotykać. A potem wszystko się skończyło. Tak po prostu. Z dnia na dzień. Nie można powiedzieć, że spłynęło to po nim jak po kaczce, bo tak nie było. Matt był jego przyjacielem, jedynym jakiego miał, bo do cholery, Lu to Lu, nikt inny by z nim nie wytrzymał. Był. To dobre słowo. Teraz czuł raczej, że do gabinetu wszedł całkowicie obcy człowiek.
    Cisza dookoła mu nie przeszkadzała, ale to, że ktoś tu jest i owszem. Odłożył w końcu długopis jak i grubą stertę papierów na bok i westchnął ciężko, kładąc dłonie na podłokietnikach.
    -Chcesz, żeby zamieścić coś w gazecie? To piętro drugie. Jeżeli szukasz pracy to niestety wszystkie miejsca na fotografów zajęte - zaczął wymieniać, zastanawiając się czy mężczyzna mógłby mieć jeszcze jakikolwiek inny powód, żeby tu przyleźć. Obecnie nic nie przychodziło mu do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  98. Słuchał go w spokoju, rejestrując w zaciekawieniu fakt, że kogoś, kto kiedyś był "najważniejszy" teraz jest po prostu dupą. Mało go to jednak obchodziło. W zasadzie sam nie wiedział czy wyrzucić go za drzwi. On sam chyba chciał wyjść, bo jego pytanie samo w sobie dawało przecież do myślenia.
    Lincoln zaczesał do tyłu niesforne kosmyki włosów. Przyjrzał się uważnie Mattowi, próbując odszukać jakieś różnice pomiędzy tym jak wygląda teraz, a jak wyglądał kiedyś.
    -Nott, zniknąłeś trzy lata temu, naprawdę myślisz, że do tej pory jeszcze się nie pozbierałem i czekałem na twoje przeprosiny? W zasadzie mogłeś sobie darować - powiedział, wstając z krzesła. Obszedł biurko dookoła i oparł się tyłkiem o blat, tuż przed nim. - Obiecałem sobie za to, że kiedy się w końcu pojawisz dostaniesz po mordzie.

    OdpowiedzUsuń
  99. Lucyfer leniwym gestem złapał go za kołnierz i pociągnął w górę. Dość niedbale przygładził mu koszulę. Przesunął wzrokiem po jego przystojnej twarzy. W końcu kopnął krzesło, które stało za mężczyzną, tak że przewróciło się jakiś metr dalej. Wciąż nie spuszczając z oczu Matta, zamachnął się i bez zbędnego pierdolenia uderzył go z prawego sierpowego. Uderzenie miał mocne, szczególnie, że nie zamierzał się cackać - co powinno się robić, a czego nie. Naprawdę miał to gdzieś.
    Przyglądał się jak głowa Matthew odchyla się do tyłu, a po chwili z wargi cieknie cienka stróżka krwi. Westchnął i zamiast wrócić na miejsce, przyciągnął go do siebie za zapewne dość obolały podbródek i złożył na jego ustach brutalny pocałunek. W końcu, bez słowa wrócił na swoje miejsce. Sięgnął po telefon i nacisnął jeden guzik, by w końcu wypowiedzieć w stronę mikrofonu:
    -Przynieś mi dwie kawy i kompres z lodu.
    Puścił duży czarny guzik i odwrócił się w stronę Matta, nadal stojącego w miejscu, tam gdzie go Lincoln zostawił.

    OdpowiedzUsuń
  100. Pocałował go z jednego ważnego powodu: tęsknił za tym idiotą, co to myślał, że może wyjechać bez slowa i wszystko będzie w porządku. Rzecz jasna, nie na tyle żeby mu wybaczyć, ale w pocałunek wkręcić go mógł i to jak najbardziej. Coś w jego zwyczaju.
    -Ostrzegam Cię Nott, to była ostatnia taka akcja. Jeszcze raz znikniesz w taki sposób, a naślę na Ciebie jakichś jebanych ninja, co jak Cię znajdą to nie potraktują tak łagodnie jak ja - powiedział ze śmiertelnie poważną miną. Nie miał zamiaru mówić mu teraz, że przez niego nie miał do kogo się zwrócić, że cholera, znów był sam, że jego życie zdążyło się ułożyć i rozpaść. To były sprawy, w które Matthew pewnie nie miał być już nigdy zamieszany.
    W końcu do gabinetu weszła kobieta, trzymająca dwie kawy i torebkę lodu na tacy. Położyła przed Lincolnem jego ulubioną latte, a przed Mattem zwykłą czarną. A co tam, jak nie lubi, to jego problem. Na samym początku chyba nie wiedziała, co zrobić z lodem, ale kiedy tylko spojrzała na Matthew podała mu go, patrząc przy tym groźnie na Lucyfera.
    -No co? - mruknął w jej stronę, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. - Zasłużył.

    OdpowiedzUsuń
  101. -U mnie? - powtórzył, marszcząc delikatnie brwi. O czym miał mu niby opowiedzieć? O tym, że nic się nie zmieniło? Oprócz tego jednego burzliwego związku, o którym obiecał sobie nie wspominać. Cóż, w końcu nie trwało to dłużej niż dwa miesiące. Więcej było z tym wszystkim problemów niż dobrego. Chociaż musiał przyznać, z nikim seks nie był tak udany.
    -Zasadniczo bez zmian - odparł. - Wciąż bogaty, seksowny i boski - zaśmiał się, odchylając głęboko na krześle. Złapał filiżankę kawy i upił z niej łyka, nie zważając na to, że parzy sobie język. - Chociaż wydaje mi się, że to Ty masz więcej do opowiadania, w końcu wyjechałeś... zwiedzać świat, hodować kury, chuj wie co jeszcze i dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  102. On nie krył swojego złośliwego uśmiechu. Pozwolił swoim ustom rozciągnąć się, a potem nawet wydał z siebie kilka niskich dźwięków, które zdecydowanie były seksownym śmiechem.
    -A nie mówiłem? - powiedział, nie mogąc się po prostu powstrzymać. - Ile razy Ci powtarzałem, że dwóch gejów nie stworzy szczęśliwej hetero rodzinki? Chciałeś miłości trzeba było sobie załatwić żonę. Ja się szczeniakowi nie dziwię, że oddał się innemu. Monogamia jest przereklamowana, mój drogi.
    Wyrażał swoje zdanie. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, żeby hamował to co ma do powiedzenia. W końcu to wolny kraj. A w wolnym kraju na pewno nie zamierzał trzymać języka za zębami. Póki co mógł robić co chciał.

    OdpowiedzUsuń
  103. -Tylko dlatego, że jesteś głupi. Gdybyś miał choć trochę rozumu, wiedziałbyś, że związek i tak nie przetrwa więc trzeba korzystać z życia, a nie wpieprzać się w monogamię - powiedział, po raz kolejny zamaczając usta w odrobinę już chłodniejszej latte. Teraz spokojnie mógł ją pić.
    Czas rzeczywiście zleciał szybko, a kiedy Lucyfer wpadł na to, że nie miał w łóżku Notta przez ponad pięć lat to prawie dał to po sobie poznać. Pierdolić to. Pięć lat to mnóstwo czasu. Tak sobie można pomyśleć jak bardzo umiejętności Lincolna się przez ten czas poprawiły, oj... Matt pojęcia nie miał co tracił.
    -A tę kurwę, co Ci życie spieprzyła... jak on miał? Chitos? Zawsze kojarzył mi się z tymi jebanymi chrupkami. W każdym razie, widziałem go kilka miesięcy temu z całkiem niezłą dupą - mruknął przypominając sobie ciało mężczyzny, którego widział z byłym Matta. Z tego ciała najbardziej zapamiętał tyłek, ale to raczej ważne nie było dla nikogo poza nim.

    OdpowiedzUsuń
  104. -W takim razie widziałem Jamesa - powiedział, a jego twarz rozświetlił leniwy uśmiech. - Facet jest naprawdę niezły, Matt. Sam byś poleciał na taką dupę.
    On na pewno okazji by nie przepuścił. Kiedy tak przyglądał się tej dwójce, obiecał sobie, że jeśli jeszcze raz spotka gościa w ciemnych kłakach to przygwoździ go do ściany. Ile tam będzie zabawy!
    -Z drugiej strony ty widziałeś go nagiego, spoconego, z otwartą buzią... Nie no kurwa, i naprawdę tam do nich nie wskoczyłeś? - zapytał, jakby nie mogąc w ten fakt uwierzyć. W końcu to było takie nierealne, by nie wykorzystać sytuacji. A on zwiał. Zostawił dwa ciacha w łóżku, tylko dlatego, że uderzyły w jego zbolałe serducho. - Żałosny jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  105. "Coś o co się starałeś" w jednej sekundzie przywołało do jego głowy obrazy, których nie miał zamiaru widzieć nigdy więcej. Zmarszczył brwi, przykładając palce do skroni. Czas najwyższy zmienić temat.
    -To ten... teraz już się trzymasz, tak? Nie widujesz tego gnojka i świat znów jest do porzygu kolorowy? - zapytał, unosząc głowę by na niego spojrzeć. Uśmiechnął się nawet złośliwie, żeby nie dać po sobie poznać, że myśli teraz zupełnie o czymś innym. W końcu Matta nie było, pojęcia nie miał co się u niego działo, a Lu nie za bardzo chciał tym wszystkim się dzielić, szczególnie, że teraz kiedy na to wszystko patrzył był zwykłym mięczakiem. Nie, niech to wszystko pozostanie tajemnicą, jego małym sekretem, o którym wiedzą tylko dwie osoby. No, trzy jeżeli liczyć małą Kate. Tylko teraz to i tak nie miało znaczenia. Lucyfer wrócił do tego co wychodziło mu najlepiej, bycia sobą, nie zwracania uwagi na nikogo innego. Tego mu odrobinę brakowało wtedy. Teraz? Sam nie mógł określić czy brakuje mu rzeczy, które dostał.

    OdpowiedzUsuń
  106. [Oj, pieprzysz. Mogę Ci słowo dać, że Jamie już nie położy na Czesiu łap. Poza tym sama widzisz, z kim Matt rywalizuje - z byłym alkoholikiem! Wygra w przedbiegach.
    I dziękuję za miłe słowa :) ]

    OdpowiedzUsuń
  107. [Jeśli Czesio nie zacznie się do niego dobierać, to możesz być spokojna ;P
    Jak nie rywalizuje? Powinien! Czesław w końcu dupa - za mundurem panny sznurem, co prawda, ale wychodzi na to, że posiadanie imienia brzmiącego nie inaczej, niż właśnie "Czesław" ma identyczne skutki uboczne.]

    OdpowiedzUsuń
  108. [Może i zraniony, ale Czesie mają brzydki (a przez "brzydki" w tym wypadku rozumie się "w-chuj-wyuzdany) zwyczaj szybkiego przepraszania! Prędzej czy później Matty musi ulec jego urokowi - przykra prawda.
    To co, dasz się naciągnąć na wątek? Jak bardzo chcesz, to mogę Ci od razu przesłać adres Jamesowego terapeuty - jemu wybił z głowy alkoholizm, to może i z Tobą da radę ^^]

    OdpowiedzUsuń
  109. [Sama napisałaś, że "wątku nie proponujesz, bo doła (znowu) podłapiesz", więc jako że chcę wątek, proponuję od razu kontakt z terapeutą ;P
    A mamy jakiś pomysł? W sensie: Wy macie? A w sumie Ty? Tak to jest, jak się osobowo traktuje swoją postać - potem zaczynają pytać, czy dobrze się czujesz, bo non stop napieprzasz do jakiegoś Nathana/Flynna/Camerona/Kaeso, właściwie stojąc sam na sam przy lodówce...]

    OdpowiedzUsuń
  110. [Nie użalaj się! Szkoda na to życia!
    No park tak faktycznie mało problematyczny, a ja lubię dramaty i dziwne wątki... I w sumie przeglądam właśnie zupę i natchnął mnie tekst "Z problemami należy się przespać. Tylko niektóre są dobre w łóżku i trudno się ich pozbyć" - czaisz, że budzą się rano obok siebie, po całonocnym seksie i do Matta dociera, że przespał się z niedoszłym swojego byłego? Nawiasem: Jamie nie jest byłym, bo nigdy nie był, tylko przybywał, ruchał i odchodził.
    Nie, to też chyba ssie. I McCourtney chyba by tego nie przeżył - chodnikowa kolekcja plam powiększyłaby się o mordkę prawnika.]

    OdpowiedzUsuń
  111. [Ale ja podałam propozycję! A właściwie propozycje, bo obie! No ale dobra *wzdech* Poświecę się i spróbuję z siebie wykrzesać coś więcej niż "obudził się, zobaczył dupę i kazał mu spierdalać" ;P]

    Zapijanie imprez skoczkami miało właściwie same plusy. Po pierwsze: pamiętał dosłownie wszystko co się działo. Co do minuty mógł powiedzieć, o której poszedł się wysikać! Po drugie: nie musiał się zastanawiać, jakim cudem do jasnej cholery znalazł się w mieszkaniu. Po trzecie: miał pewność, że to jego mieszkanie. Po czwarte (chyba najbardziej przydatne): wiedział, koło kogo się budził.
    Delikwent miał na imię Matt (tak przynajmniej przypuszczał - chłopak wczoraj myślał nieco inną częścią ciała, niż zwykle i nie bardzo umiał wyartykułować cokolwiek poza jękiem) i był spełnieniem jego marzeń. Tak przynajmniej blondyn określił się wczoraj.
    Obudził się w dobrym humorze, ze świetnym samopoczuciem i był do tego stopnia zadowolony z minionej nocy, że postanowił zrobić śniadanie nie tylko sobie, ale i śpiącemu jeszcze chłopakowi. Skoczył więc na dół po ciepłe bułeczki, zaparzył kawy i - dochodząc do początkowego stadium ascetyzmu - koło nakrycia Matta położył tabletki przeciwbólowe.
    Wrócił do sypialni i usiadł obok niego, lekko go szturchając.
    - Wstawaj, zrobiłem śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  112. [No ja mam nadzieję!]

    No dobra. Zdawał sobie sprawę z tego, że po ziemi łazili przystojniejsi od niego, ale przecież aż tak tragicznej mordy nie miał. Patrzył na nią co rano i jeszcze żył, a to coś jednak musiało znaczyć.
    Zmarszczył lekko brwi, odruchowo przeczesując włosy - może to z nimi było coś nie tak? A może się upaprał? Może założył brudne od spermy spodnie? No cholera, nie. Więc czemu, na Boga, został przywitany ewidentnie niezadowolonym - a wręcz wołającym o pomstę do nieba za spędzoną wspólnie noc - przekleństwem.
    - Wyciągnąłem też tabletki przeciwbólowe.
    Bo po co pytać, co jest grane, skoro można brnąć dalej, prawda? I jeszcze można się uśmiechnąć, a co! Może uśmiech pomoże? Pomagał zawsze. Nawet Williama przekonał, choć wyglądało to bardziej na szczękościsk.

    [I w sumie idę spać. Zaraz mnie komary zagryzą - może jak schowam się pod kołdrą, to znajdą sobie chuje inną żywicielkę.
    Dobranoc i kolorowych!]

    OdpowiedzUsuń
  113. To w jaki sposób Matt się do niego odzywał w jakiś sposób w ogóle mu do niego nie pasowało. Sam nie wiedział skąd te wszystkie podejrzenia, ale mia wrażenie, że ten go tutaj naprawdę nie chce. W zasadzie można byłoby mu dać teraz jakiś medal, bo kurwa ciężko się domyślić, że twój były facet nie chce Cię widzieć po tym wszystkim, co mu zrobiłeś. Chester teraz jednak był naprawdę rozbity, a Matty był jedyną osobą, która mogła na to zareagować.
    -Możemy jechać jutro - powiedział, starając się opanować drżenie lewej ręki. Sam nie wiedział skąd to się wzięło. Całe jego ciało wydawało mu się w tym momencie odurzone, jakby zażył coś czego nie powinien i właśnie ukazały się efekty uboczne.

    OdpowiedzUsuń
  114. [Cześć, chciałabym coś zacząć ale nie wiem za co chwycić. Może Matt i Sawn byliby sąsiadami?]

    OdpowiedzUsuń
  115. Dobrym sąsiadem zdecydowanie nie był. Nie kłaniał się przykładnie, nie sprzątał klatki, przeganiał koty dokarmiane przez starą babinkę spod piątki i pieczętując tą wspaniałą piramidę mankamentów sąsiedzkich, nie znał pojęcia ciszy nocnej. No jak noc mogła zaczynać się o dwudziestej drugiej? Toż to wieczór dopiero, dzień czasem ranek. I dzisiaj nie było inaczej, mając w głębokim poważaniu innych członków tej małej społeczności z niezwykłym uczuciem podłączył swoją ulubioną gitarę do nowego wzmacniacza i rozpoczął nocną, muzyczną eskapadę wśród namiętnie metalowych dźwięków. Zatraciwszy się w tym dzikim tańcu, zupełnie zignorował pukanie do drzwi, które usłyszał całkiem przypadkiem, gdy ściszył na ćwierć chwili by coś tam dostroić.

    OdpowiedzUsuń
  116. Był mu wdzięczny, jasne. Tylko to nie zmieniało faktu, że każde mattowe słowo było nieszczere. I to wszystko było niczym kolejne ostrza przebijające jego małe, nadszarpnięte już tym wszystkim serce. Sam nie wiedział, co skłoniło go do kolejnych jego działań, chyba ta złość, która gromadziła się w nim przez cały ten czas albo smutek i rozpacz, po tym co się stało. Że stracił i matkę, i Jamesa, i Matta, i nie pozostał mu już zupełnie nikt. Był sam.
    Wyrwał się z uścisku mężczyzny, zrywając się tym samym na równe nogi. Stanął na przeciwko, a potem jakby odjęło mu mowę, pokręcił tylko kilka razy głową. Czuł jak gorzkie łzy pieką jego oczy, że zaraz się tam rozpłacze jak dziecko i nic z tym faktem nie mógł zrobić. Chciał jakoś osuszyć oczy, ale nie mógł nawet podnieść dłoni do góry. Patrzył tylko tak na Matta, tymi szklanymi od łez oczami, czując się jak najbardziej żałosna istota na świecie.
    -Nie kłam, Matty - warknął na niego, nie mając pojęcia dlaczego na niego krzyczy. - Przestań w końcu mnie oszukiwać i powiedz mi w twarz jak bardzo się mnie brzydzisz, jak bardzo nie chcesz mnie w tym swoim cholernym mieszkaniu! No dalej, Matty!

    OdpowiedzUsuń
  117. Spojrzał na niego z kpiną, po chwili wybuchając śmiechem. Zaczesał do tyłu czarne włosy, wbijając bystre spojrzenie ciemnych oczu wprost w Matta, jakby chciał go prześwietlić na wylot. Z jego twarzy nie znikał ten złośliwy, pełen wyższości uśmiech.
    -Tu się mylisz, Nott - wymruczał w jego stronę tym seksownie zachrypniętym barytonem. Pochylił się nad biurkiem, opierając się na łokciach, po czym dodał szeptem: - U mnie lepiej być nie może.
    Jego umiejętności w dziedzinie kłamstwa, obłudy, czystego szataństwa były w jakiś sposób olśniewające. Nie zadrżały mu ręce, wzrok miał pewny siebie, a głos idealny. Nic do zarzucenia. Do roli kłamcy nadawał się doskonale, nikt nie mógł mu powiedzieć, że właśnie wmówił Nottowi największą bajkę stulecia. On jednak nie miał zamiaru na razie nikomu zdradzać nic z tego, co działo się w jego życiu. Było obecnie za bardzo pogrążone w mroku, by Lincoln wyszedł z niego i żył jak wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  118. Patrzył mu w oczy, a każde jego kolejne słowo tylko bardziej doprowadzało go do histerii. Wiedział dokładnie, że jego zachowanie nie jest racjonalne, że powinien się uspokoić, że zachowuje się niczym jakiś podrzędny psychol. Teraz jednak miał to wszystko gdzieś. Jego ręce trzęsły się co raz bardziej, a twarz wykrzywiła się w ponurym uśmiechu. Czuł się jak szaleniec na skraju wytrzymania nerwowego.
    -Dziękuję - powiedział w końcu spokojnie, głosem, który w żaden sposób nie pasował do jego obecnego wyglądu czy zachowania. Powoli, wręcz leniwie, mozolnie, zaczął stawiać kolejne kroki w stronę drzwi wyjściowych. Sam nie wiedział czego tutaj szukał. Odwrócił się już tylko raz, z ręką wiszącą nieruchomo nad klamką. Nie mógł już dłużej kryć tego, co ciągle go bolało. - Wiesz, co Matty? Minęły cholerne trzy lata, trzy lata od kiedy Cię skrzywdziłem i ja wiem, że źle zrobiłem, że mieliśmy być szczęśliwi, ale kurwa nie wyszło. A ty... ty obwiniasz mnie za zniszczenie sobie życia, mówisz, że jestem kurwą, dlatego że przespałem się z mężczyzną, którego kochałem bardziej niż Ciebie. Przykro mi Matty, ale taka była cholerna rzeczywistość. Wiem, że Ciebie skrzywdziłem i za to przepraszam, ale nie traktuj mnie jak kozła ofiarnego, jakbym był jedyną osobą na świecie, która kiedykolwiek zrobiła Ci coś złego.
    Zamknął się. Sam już nie wiedział, co mógłby więcej powiedzieć, więc ucichł, dysząc ciężko, jak po maratonie czy innym wysiłku fizycznym.

    OdpowiedzUsuń
  119. Sposób w jaki Matt się zachowywał zawsze wydawał mu się odrobinę zarozumiały, jakby mężczyzna uważał, że jest ponad innymi, że jego dojrzałość, sposób patrzenia na świat są lepsze, ważniejsze niż innych. Skąd taki osąd? Sam nie miał pojęcia. Wiedział jednak, że była to jedna z cech, które u Matta cenił, ze względu na które był jego przyjacielem.
    -W zasadzie nikt nie powiedział, że nie traktuję Cię jak przyjaciela. To twoje bzdurne przemyślenia, których nigdy nie potwierdziłem - odrzekł, splatając razem palce. Spojrzał na niego z uśmiechem, który miał już w sobie mniej złośliwości, tego czystego cynizmu. Był raczej całkiem zwyczajny, łobuzerski. - A za gratulacje dziękuję, zawsze miło je usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  120. Słowa Matta różniły się kompletnie od tego, co mówił do niego wcześniej. Chesterem aż wstrząsnęło. Na chwilę zapomniał całkowicie, że miał wyjść, że jego matka właśnie umarła, że ma na głowie masę ważnych spraw, którymi powinien się zająć. Przez chwilę najważniejsze było to, żeby podejść bliżej Matthew, móc go dotknąć móc zareagować na jego słowa.
    Uklęknął przy nim, opierając się dłońmi o jego kolana.
    -Spójrz na mnie - poprosił, unosząc jedną z dłoni, żeby odkryć jego twarz. - Posłuchaj mnie uważnie, Matty. Słuchasz mnie? W tym co się stało nie ma nawet krzty twojej winy, ani trochę. To moja wina. To wina Jamesa. Ale nie twoja, rozumiesz, Matty? Musisz to zrozumieć, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  121. -Bo nie chcę dłużej być traktowany jak "ta dupa, co mnie zdradziła" - mruknął w jego stronę, zaciskając usta w cienką kreskę. - Ale to nie powód, żebyś ty uważał, że masz w tym jakąkolwiek winę.
    Cóż, Matt musiałby być ślepy, by nie odczytać z jego twarzy tych wszystkich emocji. Przecież on ledwo w ogóle powstrzymywał trzęsące się dłonie, a i jego oczy, niczym prawdziwe zwierciadło duszy, wskazywały jak bardzo się boi, jak nie chce, by wszystko znów się rozwaliło.
    Z jednej strony zdawał sobie sprawę, że powinien iść i dłużej nie mieszać, najlepiej zniknąć z życia Matta. Z drugiej nie chciał tego. A w jego sercu wciąż pozostawała ta głupia nadzieja, że i Nott również tego wcale nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  122. Przytaknął i bez słowa usiadł obok niego, przyciągając go bliżej. Nie chciał już więcej się z nim kłócić. Zdawał sobie sprawę, że nic nie może być już takie jak dawniej, ale liczył, że uda się osiągnąć jakiś consensus. Chociażby nikle zadowalający obie strony.
    Siedział tak, głaskając go po ramieniu, przyciskając usta do jego głowy. Wiedział, że jeżeli zaraz nie przestanie to się najzwyczajniej w świecie rozpłacze, znowu. Tylko co mógł na to poradzić? Nic. Miał Matta tak blisko siebie, wszystko było dobrze. Prawie. Ale kto by zwracał uwagę na szczegóły?
    Objął go szczelniej ramionami, nie chcąc by ten gdziekolwiek mu uciekł.

    OdpowiedzUsuń
  123. Tego pytania się nie spodziewał. Sam wiele razy się przecież nad tym zastanawiał i bez względu na to, czego by chciał, czego oczekiwał, na co miał ochotę, miał wrażenie, że Matt zawsze go wyśmieje, zawsze powie, że to zbyt wiele.
    -Matty... - westchnął ciężko, przesuwając ustami po jego szyi, zaciągając się jego zapachem niczym najprawdziwszym afrodyzjakiem. - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Chcę, żeby było dobrze, żebyśmy sobie ufali, żebyś może kiedyś mi wybaczył. Chociaż nie oczekuję od Ciebie żadnej z tych rzeczy. Chciałbym móc czasami powiedzieć Ci dobranoc przez telefon i... żebyś ty czasami przed spaniem o mnie myślał. Nie potrafię jednak odpowiedzieć Ci jak będzie, chociaż chciałbym wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  124. [to ja sie może ładnie przywitam, bo postać naprawdę zacna i zapytam, czy ochota na wątek z liskiem jest? :3]

    OdpowiedzUsuń
  125. Chester przytaknął, od razu zgadzając się na to co powiedział Matthew. Nawet nie wiedział czy to była propozycja, a jednak chciał, żeby było pomiędzy nimi dobrze, żeby mogli traktować się jak przyjaciele. Kochał go. Nie wiedział do końca w jaki sposób, ale zdecydowanie Matt był mu bliski. Nie dało się raczej odbudować tego, co mieli kiedyś, ale przecież relacja może przetrwać - na innych warunkach, z innymi priorytetami - ale nadal może. I tego chciał dla nich Chester.
    -Nie chciałbym Cię ponownie stracić - szepnął mu do ucha Milton, całując czule w szyję.

    OdpowiedzUsuń
  126. -Oby - powiedział tylko, nie wyobrażając sobie właściwie, żeby Matthew mógł ponownie zniknąć, zostawiając jego, zostawiając wszystkich bez żadnej informacji, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Pamiętał swoją rozpacz tamtego dnia, tę z kilku kolejnych dni, miesięcy... pamiętał jak w każde święta czekał na niego, a nóż zadzwoni, a nóż przyjdzie. Tylko ze względu na Matta nie zmienił numeru telefonu, nie zmienił miejsca zamieszkania. Gdyby w razie czego chciał się z nim skontaktować, wiedziałby gdzie... O tym jednak Chester nie chciał mu mówić. Wyszedłby na jeszcze bardziej żałosnego, a tego wolałby uniknąć.
    Odwzajemnił jego pocałunek, wkładając w niego więcej namiętności. Nie mógł się powstrzymać. Usta Matta zawsze były dla niego magicznie pociągające.

    OdpowiedzUsuń
  127. [No właśnie kurde zupełnie nie mam pomysłu. Jedyne co mi wpada do głowy to, że Lisek mógłby być modelem Matta, ale nie jest to zbyt kreatywne i naprawdę nie wiem.]

    OdpowiedzUsuń
  128. Panie redaktorze. Aż przełknął głośno ślinę, słysząc jak Matt tak się do niego zwraca. Przywołało to dziwne wspomnienia, które od razu starał się wyrzucić ze swojej głowy. Max. Wpadający do jego biura. Namiętnie go całujący. Potem oni. W wannie. Max. Mówiący jak seksownie wygląda w garniturze, jak bardzo pragnie "pana redaktora" w tym właśnie garniturze. Westchnął, zamieniając wszystko w głupi uśmiech, jakby zastanawiał się ciągle nad tym, czy ma wolny wieczór.
    -W zasadzie byłem umówiony z pewnym młodzikiem... - odparł, przypominając sobie chłopaka, którego spotkał poprzedniego wieczora w klubie. - Ale nie mam takich planów, których nie dałoby się zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  129. Jemu dobrze było z tą chwilową sklerozą, która go dopadła. Myśli o matce, pogrzebie, bólu i cierpieniu nie sprzyjały jego zdrowiu psychicznemu. Chciał chwilę od tego wszystkiego odpocząć, a prawda była taka, że przy Mattcie potrafił myśleć tylko i wyłącznie o nim, o niczym innym.
    Instynktownie zareagował na dłoń na swoim brzuchu, wciągając głębiej powietrze do płuc, ucieszony tym, w jaką stronę idą. Wiedział, że nie powinni, że "przyjaciele" chyba się nie pieprzą, ale Chester nie mógł opanować tych natrętnych myśli z Matthew w roli głównej.
    -Nie musisz przestawać - szepnął mu do ucha, całując go po chwili w szyję, by Matty czasem nie mógł zobaczyć jego miny, która zdradzała teraz zażenowanie tym, jak trudno mu się oprzeć.

    OdpowiedzUsuń
  130. Jeśli o to chodzi, owszem, nie zmienił się. No dobra, zmienił. Był w końcu taki okres w jego życiu, kiedy to postawił na monogamię, jednak to tego by się Mattowi nie przyznał. Trwało to dwa miesiące, ale zdecydowanie seks był najlepszy w jego całym życiu. Jeśli monogamia miałaby tak wyglądać, mógłby się nad tym zastanowić. Wiedział jednak, że to nie możliwe i póki co w jego głowie sama możliwość bycia z jedną osobą wydawała się irracjonalna.
    Matt miał rację, Lucyfer by nie zadzwonił, pewnie nawet nie spojrzałby na numer. Może by go wziął, ale niekoniecznie trzymałby w dłoni dłużej niż kilka sekund. Zniknąłby pomiędzy innymi, których nigdy nie użył. Żałosne jak Ci wszyscy faceci wierzyli w ich wspaniałość, która przekona Lucyfera, że warto zrobić coś więcej niż raz ich przelecieć.
    Westchnął.
    -O dwudziestej u mnie - odparł, patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się chwilę później dość nonszalancko. - Nie spóźnij się.

    OdpowiedzUsuń
  131. Pożegnał go skinieniem głowy, powracając po chwili do swojej wcześniejszej pracy. Życie pana redaktora z jednej strony było cholernie trudne, z drugiej - nie zamieniłby go na żadne inne. W końcu, gdzie niby miałby takie zarobki, takie powodzenie, taki wygląd, takie lucyferowe tchnienie, jeśli nie byłby Lincolnem? Nigdzie, tego był pewien.
    O piętnastej wyszedł z pracy, mówiąc Betty, że już nie wróci, po czym ruszył do domu. Willa stała na obrzeżach miasta i całe szczęście, bo ten miastowy zgiełk czasami doprowadzał go do szału. Tutaj miał ciszę i spokój. No i wszyscy wiedzieli gdzie jest 'Chata Lucyfera'. Nigdy nikomu nie trzeba było tego tłumaczyć.
    O dziewiętnastej trzydzieści wpadł chłopak, z którym wcześniej się umówił. Już miał go wyprosić, kiedy w końcu, jak zwykle pchany zwykłą chcicą, pociągnął go do środka i jeszcze w przedpokoju dał mu sobie zrobić dobrze ustami. Loda robił nieźle, toteż wypieprzył go z mieszkania, odprowadzając do drzwi! Taki z niego gentleman!
    Kilka minut później usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył je jednym ruchem, po czym wpuścił Matta do mieszkania. O dziwo, był ubrany całkowicie. No, oprócz butów i skarpetek. Chodził sobie na boso. O, taki kozak.

    OdpowiedzUsuń
  132. Złapał Notta za kark, przyszpilając do ściany. W jego naturze nie leżała delikatność ani dbanie o jakieś szczególne dobro kogokolwiek. On sam pozwalał sobie obić się o szafę, krzesło czy inny stół w zależności od tego gdzie akurat się podziewał, z kim był i co robił.
    Odwzajemnił pocałunek, prawie miażdżąc jego wagi. Nosem wciągnął powietrze, pozwalają sobie wypełnić nozdrza zapachem Matta. Od razu zauważył, że ten musiał zmienić perfumy, tych po prostu nie znał. Taki Lincoln na przykład o wielu już lat używał tego samego zapachu, specyficznego, mocnego, pozostającego w pamięci. Wielu mężczyzn mogło go mieć na sobie, ale doskonale wiedział, że w Miami, kojarzy się on właśnie z nim. Jego własny zapach - mącący w głowie, kuszący, sprawiający, że wszystkie zmysły nagle się wyostrzały.

    OdpowiedzUsuń
  133. Pchnął do przodu biodrami, czując jak ociera się o niego swoją męskością. Po chwili wsunął kolano między jego nogi, mocno naciskając nim na krocze Matta. Słysząc słowa chłopaka, złapał go bez słowa za łachy i trzymając na tyle blisko, by wciąż móc czuć jego usta na swojej szyi, rzucił go w końcu na kanapę w salonie. Dłonią wymacał przycisk za podłokietnikiem, który automatycznie rozkładał kanapę do opcji sypialnej. Takie bajery podobały się Lucyferowi. Na chuj miał lecieć do sypialni. Najchętniej to przeleciałby go jeszcze tam, przy ścianie. W końcu jednak chyba tylko dla własnej wygodny, zdecydował się przejść te kilka kroków.
    Usiadł na jego biodrach, na razie jednak się nie pochylając. Gdyby był biedny, to może byłoby mu żal koszuli, którą zepsuł jednym ruchem, pociągając za dwie jej strony, przez co kilka guzików po prostu nie wytrzymało parcia. Podkoszulkę ściągnął przez głowę. Czuł się o wiele lepiej bez górnej części garderoby. To na pewno. Pochylił się nad nim, kręgosłup wyginając w nienaturalny kształt, niczym kot, który całym swoim ciałem, chce przywrzeć do swojego właściciela. Lucyfer miał zamiar po prostu bardzo mocno, sugestywnie otrzeć się całym sobą o Matta.
    -Zerżnę Cię tak mocno, że zapomnisz jak się nazywasz - wymruczał mu do ucha tym seksownym barytonem, po czym owiał jego płatek gorącym oddechem. Miał zamiar spełnić swoją obietnicę i to z nawiązką.

    OdpowiedzUsuń
  134. W normalnych okolicznościach może by się stawiał przy takich zmianach pozycji, ale teraz pozwolił Mattowi odrobinę się zdominować, tylko po to żeby potem odebrać władzę w bardziej stanowczy sposób. Przymknął delikatnie powieki, kiedy chłopak zaczepił o jego sutek. Przesunął lubieżnie językiem po swoich wargach, otwierając szeroko oczy, w których pokazało się pożądanie, którego nie dało się udać.
    Czując dłoń Notta na swoim kroczu, spiął mięśnie, wypychając do przodu biodra i cofając je na nowo. Robiło mu się ciasto w tych jeansach i jednym ruchem brwi, które uniosły się ku górze, pokazał Mattowi, by ten uwolnił go z nich i to jak najszybciej. Jego dłonie, przesunęły się po ramionach mężczyzny, a w końcu przeniosły się na pierś, którą przez jakiś czas gładził, specjalnie zahaczając o sutki.

    OdpowiedzUsuń
  135. Przesunął roziskrzonym wzrokiem po ciele Notta, skupiając się na wszystkim, co do tej pory było zakryte pod warstwą ubrania. Aż syknął z zadowolenia, połykając łapczywie powietrze. Jego dłonie zacisnęły się na pośladkach Matta, mocno przyciągając go do siebie.
    Taka bezczynność nie pasowała mu zbytnio. W końcu zawsze lepiej czuł się dominując nad partnerem. Chwilę później, korzystając z okazji, zacisnął palce na ramionach Matta, tym samym skazując go na ponowne przeturlanie się i zamianę rolami. Dłonie położył na jego szyi, po czym bardzo powoli wręcz leniwie, jakby nigdzie mu się nie spieszyło, zaczął przesuwać je w dół. Trącił oba sutki Notta, przejechał przez pierś, brzuch, podbrzusze, aż w końcu jedną z dłoni zacisnął na męskości Matta, bez zbędnych ceregieli, zaczynając nią poruszać. Kciukiem potarł główkę jego penisa, uśmiechając się do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  136. Lucyfer, gdy tylko poczuł to pchnięcie biodrami, które zaczepiło o jego męskość, wiedział, że to koniec z delikatnymi zabawami i czas w końcu na prawdziwy seks. Mógłby w prawdzie patrzeć mu w oczy, jarać się tym, że obserwuje na twarzy jego podniecenie, ale nie... w tym wypadku miał go przerżnąć, obaj mieli zapomnieć jak się nazywają. Położył dłonie na jego biodrach i przerzucił go (z jego małą pomocą) na brzuch, od razu podciągając go w górę. Przesunął swoją męskością po pośladkach Notta, specjalnie napierając na jego wejście by go trochę podrażnić. W końcu, czemu miał robić coś dla niego, skoro mógł otrzymać wiele przyjemności z takiej 'zabawy' przeciwko instynktom Matta.

    OdpowiedzUsuń
  137. Lucyfer uśmiechnął się zaczepnie, widząc to jego spojrzenie, po czym przysunął swoją dłoń do ust i wsunął w nie trzy palce, które oblizał, by następnie przesunąć nimi po swojej męskości. Takim sposobem, nie robili tego całkowicie na sucho, a Matt może będzie w stanie rano chodzić. Taki oto dobry Lucyfer.
    Ostatni raz otarł się sugestywnie, łapiąc go mocniej niż wcześniej za biodra, by w końcu wykonać jeden, stanowczy ruch, którym wbił się w niego, sprawiając że jego męskość znalazła się w końcu w Nottcie. Odchylił głowę do tyłu, delektując się faktem, że Matt zazwyczaj jest na górze, przez co teraz był przyjemnie ciasny. To uwielbiał.

    OdpowiedzUsuń
  138. Rzeczywiście, dla kogoś kto do bycia na dole nie przywykł, do tego nie miał odpowiednich środków (czyt. lubrykantów) mogło to być bolesne. Lucyfer jednak robił wszystko, żeby to pierwsze uczucie szybko zastąpić nowym, lepszym: podnieceniem, pragnieniem.
    Zaczął się w nim poruszać. Jego ruchy chaotyczne nie były, choć na pewno szybkie, przy czym udało mu się trafiać co któryś raz w jego prostatę, przy czym był pewien powodował jeszcze więcej radości z tego seksu.
    Dłonie miał mocno zaciśnięte na jego biodrach, jednak po chwili jedną z nich przesunął w górę, wzdłuż kręgosłupa Notta, by zacisnąć ją na jego karku, przy którym pozostawił ślady swoich paznokci.

    OdpowiedzUsuń
  139. W końcu ściszył minimalnie, otwierając drzwi na szerokość i klimatycznie uderzył w struny.
    - Słucham pana. - Mruknął zachryple i oparł się do zniszczoną framugę, przechylając gitarę pod jakimś tam stopniem, coby chociaż połowa gryfu zmieściła się w wyrwie, stanowiąc jednocześnie swego rodzaju szlaban (drogowy)
    - Jeśli masz zamiar mi coś wcisnąć, to akwizytorom dziękuje. - Rzucił z istną niechęcią wyginającą nieczule jego twarz.

    [spokojnie, każdemu się zdarza czasami]

    OdpowiedzUsuń
  140. Lucyfer, choć w zasadzie na dole był tylko z jedną osobą, co teraz wydawało mu się i tak trudne do wyobrażenia (w końcu jak ktoś taki jak on może uginać się przed kimś innym), wiedział doskonale, że ta pozycja sprzyja wszystkim, którzy kochają ból w połączeniu z przyjemnością. On ten ból lubił i potrafił zadawać, w takich ilościach, by jego partner czuł w końcu tylko burzę hormonów, podniecenie rosnące z każdym ruchem i przyjemność, której nie da się kupić za żadne pieniądze.
    Lincoln przesunął jedną dłoń na męskość Notta i zamiast przesuwać po niej ręką w równych ruchach do swoich pchnięć, specjalnie masował go delikatnie. Tylko po to, żeby zwiększyć rozbieżność w jaką wpadł w tym momencie mózg Matta.
    Pochylił się nad nim głębiej, by przesunąć po jego karku językiem, tym samym wchodząc w niego cały, aż po same jądra, tak że jego podbrzusze obijało się o pośladki Notta z charakterystycznym klaśnięciem przy każdym jego wejściu.

    OdpowiedzUsuń
  141. Matt miał zupełną rację. Chester mógł oszukiwać siebie, że jest silny, że da radę, że skoro będzie blisko Matthew to przecież może ich łączyć tylko seks, byle tylko coś łączyło. Wmawiał sobie, że może nawet zostać jakąś jego zabawką, zwykłą dziwką, do której dzwoniłby kiedy tylko by miał na to ochotę. Rzecz jasna, prawda była zupełnie inna. Nie wytrzymałby w ten sposób pewnie nawet tygodnia. Był zbyt stały, za bardzo potrzebował czyjejś opieki bliskości by móc rozgraniczyć seks, a związek,czy przyjaźń (nawet taką "specjalną"), a związek.
    -Ja chcę Ciebie, Matty - powiedział cicho, niczym jakiś dzieciak, co pierwszy raz dostał kosza. Czuł się bardzo dziwnie, ale nadal uważał że da radę, że jest na tyle silny, by sobie z tym wszystkim poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  142. Każdy ich kolejny ruch wprawiał Lucyfera w stan ogólnego amoku, który nie pozwalał jego półkulom mózgowym działać prawidłowo. Zmysły mu szalały, a jego ruchy choć w jakiś sposób miarowe były dzikie, mocne i brutalne, co tylko powiększało całe to podniecenie wokół nich. Przesuwając tak językiem po jego karku, zatopił zęby gdzieś przy łopatce. Nie na tyle, by odgryźć mu kawałek pleców (w końcu to diabeł, a nie Hannibal Lector), ale poczuł na ustach metaliczny smak i to, w połączeniu z jękami jakie właśnie wydawał Matt i tym, że czuł jak przechodzi go ostatni dreszcz, sam doszedł w Mattcie, sprawiając, że kumulujące się w jego podbrzuszu spełnienie, w końcu dało o sobie znać.
    Jęknął cicho, zadzierając do góry głowę, by w końcu, wyjść z niego i opaść na rozłożoną kanapę.

    OdpowiedzUsuń
  143. Czy jakaś litość wszelaka by tu pomogła, tego Chester nie wiedział. Za to w jego głowie pojawiła się głupia myśl, że Matt kłamie. Skąd mu się to wzięło pojęcia nie miał. Mimo to, tak szybko jak ta myśl się pojawiła, tak szybko zniknęła w bezkresnych czeluściach myśli przeżytych. Gdyby wiedział, że ma rację, następnym razem może ufałby swojej intuicji (i faktowi, że Matthew zawsze był kiepskim kłamcą, więc wszelkie oznaki, że to bujda są niestety prawdziwe).
    -Rozumiem - odparł, odsuwając się od niego jeszcze trochę. Kolejne durne myśli: czy jeśli nie chce uprawiać ze mną seksu, nie chce też mnie dotykać, a jeśli tak to czy nie chce mnie widzieć, a jeśli tak czy powinienem iść, a jeśli tak to już na zawsze? Cholera, Ches. Myślisz za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  144. Zajebiście. Wszystko świetnie. Czasami nie rozumiał Matta. Mówi mu, że nie chce uprawiać z nim seksu (co oczywiście równoznaczne jest dla każdego innego człowieka, wraz z Chesem na czele z 'nie pociągasz mnie', 'nie mam na Ciebie ochoty', albo jeszcze gorzej 'brzydzę się Tobą'), a potem się pyta czy wszystko dobrze. Jak niby miało być? Miał mu uścisnąć dłoń? Wtulić się w jego pierś? A może od razu pogratulować, podziękować czy chuj wie, co jeszcze.
    Wzruszył ramionami, nie za bardzo wiedząc, co ma niby odpowiedzieć. Jakoś nie mógł się zmusić do tego, by wypowiedzieć tego, co naprawdę myśli, bojąc się, że Matthew zrazi się do niego jeszcze bardziej, więc chciał ubrać to w inne słowa, może bardziej na miejscu. Chociaż trochę, o ile byłaby taka możliwość.
    -Nic się nie dzieje, po prostu zachowujesz się jakbyś się mnie brzydził. W zasadzie sam zaczynam odczuwać coś podobnego względem siebie - mruknął, ostatnie zdanie mówiąc już na tyle cicho, że sam nie był pewien czy Matt je dosłyszał czy się nie przysłuchiwał.

    OdpowiedzUsuń
  145. Lucyfer problemu nie miał z nadwyrężaniem jakiejkolwiek części ciała, więc spokojnie mógł sobie leżeć na plecach. W sumie, jakby nie patrzeć, jedyną częścią ciała, której używał nagminnie (oprócz rzecz jasna, podstaw, czyli mózgu, serca i wszystkich tych, jak im tam, płuc, nerek, nozdrzy) był penis. Ten jednak na razie się nie skarżył i Lincoln miał głęboką nadzieję, że pozostanie tak jeszcze przez jakiś czas. Jeśli nie, będzie to najwyższy czas, że już pora udać się na drugą stronę. W zasadzie jego śmierć była już przewidziana. I wcale nie przez żadną cholerną wróżkę. On sam sobie ją przewidział, a raczej najzwyczajniej w świecie zadecydował, że nie ma możliwości, by przeżył więcej niż czterdzieści lat. W prawdziwe w jego głowie, trzydzieste siódme urodziny jawiły się własną śmiercią. Najmniejszego problemu nie miał z zaakceptowaniem faktu, że zostało mu jakieś siedem lat życia. Wykorzysta je skrupulatnie, to na pewno. Starając się by każda część ciała została zaangażowana. Szczególnie ta jedna.
    Spojrzał na Matta kilka sekund po tym jak Matt spojrzał na niego i zamiast szerokiego uśmiechu, uniósł po prostu kącik ust. Leniwie, nonszalancko, seksownie. Na więcej nie miał ochoty - mowa rzecz jasna o uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  146. [hej. co powiesz na wątek? :D]

    OdpowiedzUsuń
  147. Sam już nie wiedział, co myśleć. Wszystko mu się mieszało. Czasami wydawało mu się, że nie ma dwudziestu siedmiu lat. Utknął gdzieś przy piętnastu, kiedy Jamie zostawił go samego. Wtedy przestał myśleć, tak zostało. I teraz nie potrafił wymyślić żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałby Mattowi nie wierzyć. No i czuł się jak dziecko. Dziecko, które wylądowało u boku swojego starszego znajomego, który tłumaczy mu, co jest właściwe, a co nie. Dlaczego Matthew potrafił na to spojrzeć w sposób, który Chesterowi wydawał się nienormalny? Może to te chore uczucia mieszały mu w głowie. On sam przecież nie wiedział czy jego i Matty’iego coś jeszcze łączy. Czy tylko wspomnienia, które nie pozwalają im się zupełnie rozstać.
    -Wiesz czego teraz potrzebuję? Zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim, co się wokół mnie dzieje. O matce, o Jamesie, o Tobie, o mnie samym. Chciałbym móc to wszystko po prostu z siebie wyrzucić – powiedział, chowając twarz w dłoniach. Palce w końcu przesunęły się wyżej, wplatając we włosy.

    OdpowiedzUsuń
  148. [o żesz... a ja tu już miałam zamiar umierać, bo nie ma nikogo kto chciałby ze mną pisać... dziękuję~!]

    OdpowiedzUsuń
  149. [lepszym? daj spokój <_<... ale co do wątku, to powiem ci że myślałam o tym i jedyne co wymyśliłam to że Mat będzie śmigał po ulicach z aparatem i przez przypadek zrobi zdjęcie Angelowi jak będzie gdzieś tam siedział... i spodoba mu się zdjęcie i będzie chciał z Angela zrobić modela... Angel nie będzie chciał się zgodzić, ale jak mu Nott zaproponuje jakieś wynagrodzenie to się zgodzi, bo potrzebuje kasy...]

    OdpowiedzUsuń
  150. [ja nie widzę. i się nie kłóć ze mną! nie wiem co ty chcesz od swojego Matta. mnie się podoba xD... a karta Angela mi średnio wyszła (bywało lepiej) a co do wątku... nie wyszedł bo nie pisałaś ze mną ;>]

    OdpowiedzUsuń
  151. Matt dużo myślał. Zawsze starał się zrobić to co słuszne, mieć pewność, że jego ruch niczemu nie zaszkodzi. Był mądry i dojrzały, nawet jeśli w tym momencie sam tego nie widział. Chester zawsze go za to podziwiał. Że potrafił zachować zimną krew, że zawsze umiał go pocieszyć, że w chwilach gdy nikt nie wiedział, co powiedzieć, Matt odnajdował odpowiednie słowa.
    Teraz też, kiedy tak przed nim klęczał, Ches czuł z nim tę dziwną bliskość, którą już utracili. Taką cienką kreskę łączącą ich zbolałe serca.
    -Wszystko się ułoży - odparł, jakby chciał przekonać do tego także siebie. W końcu musi być lepiej, prawda? Czy nie to zawsze nam mówią, gdy jest źle?

    OdpowiedzUsuń
  152. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  153. -Tam gdzie zawsze - powiedział beznamiętnie (bo ile namiętności można niby włożyć w odpowiedź na pytanie o łazience?), po czym uniósł się na łokciach. Sam potrzebował prysznica, więc nie czekając, aż Matt skończy swój, poszedł do drugiej łazienki. Tak, przepych w jego domu był koniecznością, na którą sobie pozwolił tylko ze względu na jego widzi-mi-się. A skoro mu się chciało to mógł. Miał pieniądze, sam je zarobił więc wszystko było na miejscu. Nikt mu chyba nie zabroni. A nawet jeśli, będzie miał to gdzieś.
    Wszedł pod prysznic, puszczając gorącą wodę, która od razu sprawiła, że całe pomieszczenie zaparowało. Czuł jak jego skóra delikatnie piecze, ale nic sobie z tego nie zrobił. Dokładnie się umył, po czym zaczesał jeszcze do tyłu włosy. Starał się o niczym nie myśleć, bo i powodów specjalnych do myślenia nie miał, więc nie było to takie trudne. Z szafki w łazience, wyjął czystą bieliznę i wytarłszy swoje ciało, nasunął je na siebie i wrócił do salonu. Spojrzał na plamę na rozłożonej kanapie i doszedł do wniosku, że jutro rano przyjdzie sprzątaczka to się tym zajmie. On sam zajął miejsce na drugiej, czarnej, kanapie.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Sponio. Piszesz z czystej chęci, a nie obowiązku. I może być xD]

    Angel już dłuższą chwilę siedział na plaży. Za jakiś czas będzie musiał iść do baru. Z jednej strony cieszył się, że Jace pomógł mu znaleźć pracę, ale z drugiej nie przepadał za posadą kelnera. Do tego musiał jeszcze co wieczór znosić zaczepki tych wszystkich pijanych klientów. To było najgorsze. Angel niestety musiał to ścierpieć, jeśli chciał coś zarobić. Ciągle potrzebował kasy.
    Z zamyślenia wyrwał go charakterystyczny dźwięk migawki. Zmarszczył brwi i rozejrzał się, po chwili dostrzegając mężczyznę z aparatem. Jego jasnoszare, wilcze oczy przez chwilę przyglądały mu się. Nie był pewny czy to jemu zrobił zdjęcie, czy komuś innemu. Chociaż... kto chciałby robić mu zdjęcia? Usiadł po turecku na ciepłym piasku i wspierając się na wyprostowanych rękach odchylił lekko głowę do tyłu i spojrzał w niebo. Ciemne pukle, kontrastujące z jego jasną skórą odsłoniły jego śliczną buzie.


    [dżizys. zabij mnie. zamiast 'opublikuj' wcisnęłam 'podgląd' <_________< tylko się zastrzelić]

    OdpowiedzUsuń
  155. Tak to jest, że kiedy człowiek ma jakiś problem i uda mu się go w końcu rozwiązać, pojawia się następny, i następny, i tak w kółko. Czasami nawet te problemy nam się mnożą. Podczas ludzkiego życia spokoju nie zaznasz, takie było zdanie Chestera.
    Oczywiście, że samo z siebie się nie ułoży. Warto jednak wierzyć, że dzięki naszej interwencji mogą nastać lepsze czasy. Nawet jeżeli po chwili znów miałoby się zacząć kolejne zło. Przynajmniej mielibyśmy na naszym koncie jakiś mały sukces.
    Zostać? Pomysł z zostaniem u Matta na noc wydał mu się strasznie... pochopny. Mężczyzna będzie żałował tego już za chwilę, szczególnie przecież, że obaj nie mogą jeszcze czuć się całkowicie komfortowo w swoim towarzystwie. No, przynajmniej Ches nie potrafił.
    -Myślę, że to nie jest dobry pomysł - powiedział cicho, skubiąc rękaw przydługiej bluzy. - Zważywszy co działo się ostatnim razem, kiedy tutaj nocowałem.

    OdpowiedzUsuń
  156. [Mattew Nott, ale mi się to sympatycznie kojarzy : )
    Czy masz ochotę na wątek?]

    OdpowiedzUsuń