czwartek, 2 sierpnia 2012

"Zastanówcie się, o co prosicie, bo przy odrobinie pecha możecie to otrzymać"




 Alan "Nox" Delgado

25 lat

Zawód - Żołnierz zawodowy o stopniu podporucznik (prawdopodobnie już były wojskowy).
Dodatkowo współwłaściciel jednej z większych sieci hoteli, firmę prowadzi jego ojciec i brat.

Pochodzenie - Palermo, Włochy.

 Miejsce Zamieszkania - Apartament w bogatszej dzielnicy.



Chłód. Arogancja. Spokój. Zabawa. Dystans. Wesołość. Tymi słowami można go opisać bez problemu, choć nie kiedy zaskakuje znajomych innymi cechami. Przy pierwszym spotkaniu zazwyczaj chłodny arogant z niego. Mężczyzna mający duży dystans do siebie i otoczenia, jako żołnierz wie iż w pewnym sensie ufanie nawet sobie jest ryzykowne. Spokojny gdy siedzi sam w domu, w jakiejś knajpie czy innym podobnym miejscu. Cecha zabawa pojawia się w nocnych lokalach, clubach, na imprezach. Wtedy jest po prostu duszą towarzystwa, umie rzucić takim dowcipem że wszyscy płaczą ze śmiechu, ale robi to kiedy wie że zadziała. Nie należy do rozmownych, ale gdy już zaciekawisz go swą osobą zwyczajnie stanie się bardziej wygadany. Wesoły, ostatnio zaskakująco często pojawia się ta cecha. Nikt kto go zna nie wie jednak co się stało że tak zmienił swoje nastawienie. To jaki jest na początku nie zawsze znaczy że będzie taki cały czas.

Jego przeszłość to jedna wielka nie wiadoma, nie mówi nic o tym co było. Twierdzi że żyje dniem, bo tylko tak można żyć w wojsku. Na pytanie co było kiedyś, milczy...albo odpowiada strasznie ogólnie. Odkąd tu zamieszkał nikt jeszcze nie poznał jego historii.

Kiedyś niski, słabiutki, przegrywający w wielu potyczkach jeśli chodzi o siłę. Jakie było zaskoczenie dla wszystkich gdy takie chucherko zmieniło się w typa wysokiego i dobrze zbudowanego, wtedy też wyraźniejsze stały się jego rysy twarzy. Usta ładnie wykrojone, które często wyginają się w uśmiechu nie koniecznie przyjaznym. Dołeczki w policzkach które pojawiają się przy wygięciu warg, dają mu jakiegoś uroku. Ciemne włosy i szare, zimne oczy. Prawie zawsze ubrany w czarną koszulkę, luźne jeansy i buty pasujące do reszty. Chociaż nie kiedy wciąga na nogi też glany. Zmuszony, albo nagle znudzony rutyną w wyglądzie ubiera się w inne kolory, ewentualnie gdy pojawia się w towarzystwie ubiera garnitur. Od czasu niedawnego i krótkiego wyjazdu do Włoch, ma dwa tatuaże....na wewnętrznej stronie prawej ręki od łokcia do nadgarstka widnieje napis; "Non essere collegato a persone, vanno sempre." i drugi na lewym nadgarstku to litera "D".


 Dla wiadomości, by więcej zaskoczenia niż konieczne nie było.

- Pije gdy może, pali okazjonalnie, nie ćpa.
- Niedawno sprzedał motor i samochód, po to by kupić inne auto.
- Stracił poprzedniego psa, nie miało być już żadnego. Jednak gdy zobaczył na ulicy porzuconego szczeniaka, ruszyło go coś i ma teraz kilku miesięcznego doga kanaryjskiego. Amos
- Od zawsze uwielbiał boks, więc mając teraz czas poprawia swoje umiejętności.
- Przezwisko "Nox" ciągnie się za nim od praktycznie początku jego pracy w wojsku, teraz to już nawet nie wie kto to wymyślił.
- Jego orientacja do dla wielu jest nie pewna, jednak nie dawno on sam doszedł do wniosku że i jedna i druga płeć jest ciekawa. Choć do facetów ciągnie go chyba bardziej.
- Od paru lat już nie wierzy w miłość. Chcąc wciągnąć go w związek, rozczarujesz się bo po pierwsze wycofa się gdy tylko wyczuje iż robi się poważnie, a po drugie nie umie i nie chce być wierny. Szczerze wątpi by ktoś umiał go nakłonić do zmiany zdania. 


[Witam, chętna na wszystkie wątki i powiązania. Im dziwniej tym lepiej.
Karta pisana na szybko więc wyszła jak wyszła, poprawki jakiś będą. Jeśli kogoś bym ominęła w odpisywaniu, to upominać się..
No i wygląd Alana nieco się zmienił.]

474 komentarze:

  1. [Hej, mały, ale gatki to się nosi POD spodniami... :)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Oczywiście. Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [No, doczekałam się. Hello mówię i z góry uprzedzam, że wymyślasz wącisza, moja droga]

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami te najbardziej zatęchłe dziury, gdzieś na obrzeżach miasta, wypełnione podmiejskim smrodem, tanim alkoholem i tytoniem, mają w sobie więcej klimatu niż luksusowe bary w centrum. Tego dnia Logan miał ochotę na jakąś siurę wprost z brudnego kufla za pierdolone trzy dolce. Daleko wybierać się nie mógł. Bar był mały, a muzyka cicha. Dym unosił się w powietrzu, a smród męskiego potu i fajek zdecydowanie zabijał wszystko, co jeszcze można było nazwać "klasą" w tym miejscu. Sanders odrobinę się tutaj wyróżniał z wyprasowaną ciemną koszulą podwiniętą w tym momencie do łokci, drogimi butami i skórzaną kurtką od Hugo Bossa, ale jak zwykle - miał to gdzieś. Rozsiadł się przy barze, opierając o blat i zamówił u barmana jedyny rodzaj piwa jaki tu w ogóle sprzedawano. Zdecydowanie ledwo do wypicia, ale tego właśnie w tym momencie potrzebował. Zapomnieć, że jest z tego wielkiego świata bogaczy, zatopić się w alkoholu, który w zasadzie mało z alkoholem ma wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiecie, co jest najgorsze w byciu trenerem czegokolwiek? Że przychodzą do ciebie ludzie, którzy się w ogóle do tego nie nadają, ale i tak są pewni, że wiedzą więcej od ciebie. Albo tacy, co myślą, że po dwutygodniowym treningu zostaną Brucem Lee, Rockym czy innym Batmanem. Albo ci, którzy chcą po prostu poprawić wygląd kogucich klat i nie dociera do nich, że boks im w tym nie pomoże i niech lepiej idą do Trancy na jogging. W każdym razie, kupa idiotów.
    Tego dnia miałem zaplanowany trening z nowym i szczerze się zastanawiałem, jakim rodzajem idioty się okaże. Miałem szczerą nadzieję, że typem bogatym i hojnym, czym chociaż trochę wynagrodzi mi godziny użerania się z nim. Przebrałem się więc w dres, pobieliłem dłonie i wyszedłem na halę, gdzie czekał na mnie kolejny klient. Gdy tylko go ujrzałem byłem niemalże pewien, że to koguci typ idioty, jak wszystkie zresztą dzieciaki.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Na wątek chęci są. Mogą spotkać się w barze/ szpitalu/ parku/ kinie/ w zasadzie wszędzie oO]

    OdpowiedzUsuń
  7. [A chętnie, ale jako pan Henio-dobra wróżka ostrzegam, że Lucas jest dość dziwny, specyficzny i może trochę chory umysłowo. Boże, jaka reklama.
    Wciąż chętna? Miło mi ^^ Pomysł masz?]

    OdpowiedzUsuń
  8. Tego dnia był cholernie zapracowany. Siedział na ostrym dyżurze, a tam... tam naprawdę nie było ani chwili, żeby odetchnąć. To ktoś ze złamanymi palcami, to rozwalona głowa, coś zszyć, coś prześwietlić. Odpuścił sobie nawet te dwie przerwy, które mu przysługiwały, żeby pomóc jakiemuś dzieciakowi. W końcu, nie zostawi go z krwawiącym bokiem tylko dlatego, że wystygnie mu kawa. Właśnie miał zbierać się do domu, bo ile można siedzieć w pracy po godzinach?, gdy zobaczył, że wchodzą kolejni pacjenci.
    -Bob, masz nowych - powiedział tylko do kolegi, który zaczął dokładnie dwie godziny temu, po czym zaczął zdejmować swój fartuch, by w końcu móc wyjść z pracy, iść do domu, napić się czegoś i najlepiej po prostu iść spać.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tym bardziej mi miło ^^ Hmmm... Cóż ja mogę wymyślić... Przychodzi mi na myśl jakaś stłuczka, ostatnie opakowanie ulubionej kawy w sklepie (i kompromis w stylu "ja kupię, a Ty jesteś zaproszony na wspólną degustację")... Gdzieś mi się chyba kreatywność zapodziała. Nie widziałaś może takiej żółtej kulki na wolności?]

    OdpowiedzUsuń
  10. Milton spojrzał na kolegę z pracy dość nieprzyjaźnie, a ten zamiast odwzajemnić to jakimś przepraszającym gestem, tylko się zaśmiał. To pewnie dlatego, że żadne "nieprzyjazne" gesty w ogóle do niego nie pasowały. Założył na powrót fartuch i odrobinę już zdenerwowany, głodny i spragniony stanął przed mężczyzną, który swoją drogą sporych był gabarytów. Wysilił się na przyjazny uśmiech, po czym bez słowa złapał go pod brodą, by uważniej przyjrzeć się ranie.
    -Niech pan przytrzyma głowę w takiej pozycji, przyniosę igłę i nitkę - powiedział, odwracając się do niego tyłem. Czym szybciej skończy, tym szybciej wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ranyboskie, posądzą mnie o umyślne zagrożenie życia. Aż się teraz cieszę, że Lu nie jest bogaty i nie jeździe Range Roverem, bo gdyby Alan spotkał się z takim autem, to najprawdopodobniej na obiad byłaby tarta z wojskowego.
    Mogę zacząć, ale jako, że nie chcę za bardzo Alana uszkodzić, to on wjedzie w Lucasa.]

    Nie było chyba nic lepszego na zszargane nerwy, niż wizyta u Liama. Liam potrafił zrobić z siebie takiego idiotę, że zapominałeś że przyszedłeś do niego w celu zrównania go z podłogą, z misją uwolnienia świata od tego zdrowo kopniętego blondyna. Lucas sam nie wiedział, jakim cudem jego przyjaciel to robił, ale każdorazowo rozmawiali o wszystkim, tylko nie o zarysowanym przez niego aucie, zgubionym telefonie czy zepsuciem randki.
    I tym razem wyszedł do przyjaciela w świetnym humorze, choć miał go zjechać za zepsucie ładowarki od laptopa.
    Przypomniał sobie o tym dopiero w samochodzie, więc z jego ust zaraz popłynęła przykra dla ucha wiązanka pod adresem Liama. Spencer tak się tym zajął, że wyjeżdżając z jednej z uliczek zapomniał się zatrzymać. Rozległ się huk, coś trzasnęło, a kiedy chłopak znów otworzył oczy, zobaczył wbity w bok swojego auta czarny motocykl i leżącego na masce motocyklistę.
    - Ja pierdolę - wymamrotał, wysiadając z samochodu. Czuł, że robi mu się słabo.
    Cholera, żył? Musiał żyć. Nie mógł sobie przecież od tak umrzeć.
    - Nic Ci nie jest?
    Kurwa, inteligencja godna podziwu. O mało go przecież nie zabił.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Chęć jest, to chyba oczywiste x3. Doczytam kartę Twojej postaci i chwilę się zastanowię i miejmy nadzieję przybędę ze znośnym pomysłem!
    Btw, ślinię się na tą klatę xD]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Toż mówię: miazga! Aczkolwiek potem można byłoby z niego zrobić cyborga. Czaisz, jakby tak pojechał na front? Byłby niezniszczalny, a po wszystkim gwałciłby żołnierzy w koszarach... Dobra, zapędziłam się. Hahaha, coś mi tu ryje mózg, tylko jeszcze nie odkryłam, co. Jak do tego dojdę, obiecuję, że odstawię, przynajmniej na czas pisania.]

    O cholera, o cholera, o cholera. Żył. Żył! Odzywał się, oddychał, siedział i żył! Kamień mu spadł z serca.
    - Ja pierdolę, ale się wystraszyłem. Boże, strasznie Cię przepraszam. Nie zauważyłem... W sumie w ogóle nie spojrzałem. Cholera, przepraszam!
    Chyba faktycznie był jakimś degeneratem społecznym. Wszystko, co najgorsze, zawsze przytrafiało się jemu. Zbieg okoliczności? Bardzo wątpliwe, zwłaszcza że, cholera, ile razy pod rząd można zostać zdradzonym przez partnera? Przez to wszystko chyba zaczynał wierzyć w przesądy. Od niedawna nawet unikał kota sąsiadów: czarnego, grubego dachowca o imieniu Brutus. Zwierzak od początku krzywo na niego patrzył.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Puk, puk, przyszedłem dopytać się o wątek :)]

    OdpowiedzUsuń
  15. W zasadzie szycie samo w sobie nie wymagało wielkiego znieczulenia, bo zabieg był praktycznie bezbolesny. Poza tym byli w szpitalu, wystarczy że oczyścił ranę i użył maści i spokojnie mógł zabrać się za zaszywanie. Ręce miał zwinne więc nie trwało to długo.
    -Przez kilka dni oszczędzaj głowę i lepiej nie wdawaj się w kolejne bójki - powiedział, unosząc kącik ust w życzliwym uśmiechu. - Przyjdź we wtorek na zdjęcie szwów.
    Przyjrzał się jeszcze swojej robocie, chcąc ocenić czy aby na pewno wszystko jest w porządku, po czym zdjął rękawiczki i przykleił mężczyźnie plaster do głowy, żeby szwy nie były narażone na kontakt z 'rzeczywistością'

    OdpowiedzUsuń
  16. [No, może ktoś ma podobną, bo ja tę postać, mam tylko tutaj. No wcześniej Nestor był też na SOY.
    Co do wątku, to chętnie, ale zapytam o pomysły.]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Podejrzewam, że działanie takie ma Activia truskawkowa, dziwna muzyka, wiejskie powietrze, albo właśnie nad Polskę dotarły opary z Czarnobyla, przy czym, ja bym obstawiała tę Activię.
    A tak serio: zdarza mi się dowalić czasami jakimś dziwnym tekstem, a potem pół dnia zachodzę w głowę, jak ja go cholera wymyśliłam i dlaczego do kurwy nędzy posłałam w świat. Już dzisiaj układałam rymowankę do jednego odpisu, ale chwalebnie skasowałam ją, nim wcisnęłam "opublikuj".]

    Dopiero teraz spojrzał na motor mężczyzny. W zasadzie jakby mu ktoś powiedział, że był to wcześniej posąg Nike stworzony przez jednego z obecnie nam tworzących pseudo-artystów, od ręki by w to uwierzył.
    - Oczywiście zapłacę za... Nowy?
    Cholera, tego to by nawet Polacy nie wyklepali. Zastanawiał się tylko, z czego on mu niby zapłaci. Może mógłby założyć hodowlę much? Muchy żarło bardzo dużo zwierzątek domowych, takich jak węże czy żaby. Mógłby stworzyć specjalny gatunek bogaty w białko, cholernie pożywny i potem sprzedawać go po horrendalnych cenach. Zarobiłby fortunę! Albo wysłaliby go do psychiatryka.

    OdpowiedzUsuń
  18. [No to zaczniemy jak któraś coś wymyśli. Co Ty na to? Bo ja też pomysłów nie mam i tak jakoś cienko u mnie.]

    OdpowiedzUsuń
  19. Przytaknął tylko, po czym kazał mu zdjąć z siebie koszulkę. Przez nią to raczej nic nie zdziała. Kiedy mężczyzna pozbył się już odzieży, mógł spojrzeć na jego plecy.
    -Polecałbym wyprawę do kręgarza - odparł po chwili, kiedy to już wybadał palcami, co jest nie tak. - Chociaż na pewno mogę go nastawić już teraz.
    Przyłożył łokieć do jego kręgosłupa, drugą ręką, łapiąc go za ramię i pociągnął. Strzyknęło. Czyli przynajmniej wszystko wróciło na właściwe miejsce.
    -Jeszcze trochę będzie bolało. Jestem pewien, że odezwały się teraz nieleczone dolegliwości sprzed lat.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Była bodajże o dziecku zakochanym w interniście, modlącym się po raz pierwszy w kościele. Nie wiem, co mnie napadło. Jak mówiłam - opary, dziwne teksty. To się zdarza w mojej rodzinie.
    Powiadasz, że lubisz? Niezmiernie mi miło. Serio. W zasadzie przyznać muszę, że faktycznie jakoś tak dobrze mi się pisze (ach, żeśmy się napisały!).
    I tak w sumie: nurtuje mnie jedno pytanie. Czemu akurat wojskowy? Jak bloguję, tu pierwszy raz się z takim zawodem spotkałam.]

    Zdębiał zupełnie - chyba nawet włosy ostawały mu bardziej, niż zwykle. Że niby nie musiał płacić? Że nie musiał płacić za jego motor? Za TAKI motor? Osz, cholera. Pojęcia nie miał, czym co takiego zrobił, że wreszcie los się do niego uśmiechnął. Aż sam się wyszczerzył (ładnie, bo ładnie, ale jednak zwyczajny uśmiech to nie był).
    - Jesteś pewien? To kupa kasy?
    Kuuuupa. Takiej kupy Spencer w życiu na oczy nie widział. Tak samo, jak siódmej rano.

    OdpowiedzUsuń
  21. [No dobra, przybywam. Co prawda z pomysłami raczej niezbyt interesującymi, jeśliby nie powiedzieć wręcz, że w ogóle nieinteresującymi, ale cóż...
    Tak sobie więc myślę, że skoro mamy tu pana żołnierza, a tam pana policjanta, to wiadomo, że obaj panowie muszą jakąś kondychę utrzymywać czy coś. Mogliby na ten przykład znać się z widzenia ze strzelnicy. Mogliby też mieć wspólnego znajomego (w tym środowisku o to nietrudno) i przez tego właśnie znajomego mogliby się poznać na siłowni, na przykład, czy na wspólnym piciu po pracy mojego i tego znajomego, na które Twój też zostałby zaproszony. Jak coś jest znośne to mów, jak nie to pomyślimy jeszcze.]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Pomysł, pomysł... Są w jednym wieku, więc mogą być znajomymi ze szkoły. Albo nawet przyjaciółmi, którzy stracili kontakt, gdy Alana wstąpił do wojska. A teraz spotkają się po tych iluś latach w klubie na przykład, ewentualnie gdzieś na ulicy, w sklepie czy gdziekolwiek indziej. Co ty na to? :)]

    OdpowiedzUsuń
  23. Stary nie był, ale przecież przeziębienie można nabyć nawet, będąc niemowlęciem, a od tego czasu trochę czasu minęło na pewno. Uśmiechnął się kącikiem ust, słysząc o podrywaniu lekarza i pożegnał swojego pacjenta.
    Wtorek jak to wtorek, był dniem pracującym toteż Chester spędzał dzień w szpitalu. Pacjentów miał sporo, ale w zasadzie pamiętał niektórych, którzy to w jakiś sposób w tej pamięci zapadali. Wiedział na przykład, że dziś na zdjęcie szwów ma przyjść jeden byczek, co to wyglądał jakby się właśnie z frontu urwał. Dużo się nie pomylił, bo siedząc w gabinecie, zauważył, że drzwi przekracza nie kto inny, jak jego wcześniejszy pacjent.
    -Witam - powiedział, przygotowując już sprzęt do zdjęcia szwów. - Usiądź na kozetce, zaraz zajmę się szwami.

    OdpowiedzUsuń
  24. Chester podczas wyciągania szwów starał się nie robić tego zbyt gwałtownie. Z własnego doświadczenia wiedział, że kiedy nitki zbyt przyczepiły się do skóry, potrafiło być to bolesne. W takich zabawach był jednak całkiem niezły, bo po kilku minutach głowa pacjenta wyglądała jak nowa. Przesunął jeszcze po zaszytym miejscu maścią, żeby nie pozostała mu żadna brzydka blizna, po czym klasnął w dłonie, oznajmiając że wszystko gotowe.
    -No, to w zasadzie tyle. Niech pan tylko podpisze tutaj - powiedział, podając mu kartę papieru z potwierdzeniem dzisiejszego przyjścia. - I jest pan wolny.

    OdpowiedzUsuń
  25. On jego nazwiska nie rozpoznał. Nie znał się na tych "znakomitościach". Tym bardziej jeżeli chodzi o hotele, motele, kina czy inne miejscówki. O, Hiltonów znał! Ale może to ze względu na tę sukę Paris? Pewnie tak. W innym wypadku nawet o nich by nie wiedział. Takie rzeczy po prostu nie obchodziły go w najmniejszym stopniu. Schował kartę do teczki i wsunął ją do odpowiedniej szuflady, skąd miały ją zabrać pielęgniarki.
    -Kawę? - powtórzył po nim patrząc na zegarek. - Za piętnaście minut kończę pracę. Jeżeli zdołasz tyle poczekać to bardzo chętnie - odparł, uśmiechając się do niego uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  26. Gabryś po prostu nienawidził tych wszystkich migających świateł, ogłuszającej muzyki i rozwrzeszczanego tłumu. Wolał błogi spokój, ciszę i swoje własne cztery ściany. Dlatego najczęściej trzymał się z dala od swojego klubu, w domu zajmując się robotą papierkową, której się podjął już na samym początku. Resztę pozostawił swojemu kuzynowi, dzięki czemu nie musiał często odwiedzać klubu. Ale czasami musiał się tam pojawić, prawda?
    Do budynku wszedł od zaplecza, otwierając je swoimi kluczami, z którymi nigdy się nie rozstawał. Kurtkę odwiesił na wieszak dla pracowników, po czym przeszedł wąskim korytarzem w stronę baru, mijając dwie roześmiane barmanki, które dzisiaj skończyły swoją zmianę.
    -Zastąpię cię, zrób sobie przerwę - powiedział do jednego z barmanów, który miał spędzić tutaj całą noc, delikatnie klepiąc go po plecach. Bo jeżeli już musiał tutaj siedzieć to na pewno za barem, a nie jako jeden z tych bawiących się i chlejących ludzi.
    -Podać coś jeszcze? - zwrócił się do mężczyzny siedzącego najbliższej, którego rozpoznał dopiero po chwili.- Alan? - spojrzał z niedowierzaniem na swojego dawnego przyjaciela z lat szkolnych, którego nie widział już dobrych parę lat.

    OdpowiedzUsuń
  27. -W takim razie, do zobaczenia za chwilę - powiedział, otwierając przed nim drzwi. W ciągu piętnastu minut zdążył przyjąć jeszcze dwójkę pacjentów. Szczególnie, że jeden z nich był tylko przeziębiony, więc przypisanie syropu na kaszel i czegoś na gorączkę zajęło mu nie więcej niż dwie minuty. W końcu skończył pracę, zdjął z siebie fartuch, przewiesił przez ramię torbę i wyszedł z gabinetu. Wzrokiem odnalazł swojego wcześniejszego pacjenta i podszedł do niego.
    -No, możemy ruszać - powiedział z delikatnym uśmiechem. - Jestem Chester - dodał po chwili, wyciągając w jego stronę rękę.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ches był zwolennikiem używania imion, toteż w jego pamięci to ono zapadło głębiej. Mruknął jeszcze jakieś "miło mi", po czym opuścił szpital. Nie za bardzo wiedział, gdzie na tę kawę Alan chciał się wybrać, więc przed budynkiem zatrzymał się o pozwolił mężczyźnie wybrać kierunek. Skoro to on zamawiał to nie było sensu, żeby on obierał własny. Wyjął z torby butelkę wody, by trochę nawilżyć usta, po czym uniósł wzrok na Alana.

    OdpowiedzUsuń
  29. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i przysunął sobie stołek, na którym usiadł naprzeciwko mężczyzny. Nalał sobie do szklanki whisky, która stała pod ręką i upił niewielki łyk.
    -Wszystko w porządku. Założyłem klub, jak widzisz - powiedział, rozglądając się dookoła i delikatnie wzruszył ramionami, aby niebieskie ślepia z powrotem utkwić w mężczyźnie.- A u ciebie? Myślałem, że wciąż jesteś poza krajem - mruknął, machinalnie przeczesując swoje kudły ręką.

    OdpowiedzUsuń
  30. [No spoko, spoko ;]. To może chciałabyś zacząć, hmm? ]

    OdpowiedzUsuń
  31. Uśmiechnął się do niego wesoło. No tak, wszystko to zawdzięczać można jego kuzynkowi. Gabryś tylko wyszedł z inicjatywą założenia klubu, a kiedy ten powstał, od razu powiedział, że zajmuje się tylko wszelkimi papierkami. To Dominic znalazł lokal i go wyremontował. A raczej znalazł ekipę, która to zrobiła. No, a później ściągnął tutaj wszystkich klientów, których wciąż przybywało. A to wszystko dzięki Dominicowi.
    -Dzięki - powiedział, dopijając do końca whisky ze swojej szklanki, po czym dolał sobie jeszcze trochę.- Chyba? - spojrzał na niego pytająco spod wysoko uniesionych brwi.

    OdpowiedzUsuń
  32. Ruszył za nim na parking, ale zanim wsiadł do auta, pochylił się nad opuszczoną szybą, opierając się ręką o dach.
    -Jedź przodem, będę jechał z tyłu. Nie chcę zostawić auta.
    Ruszył do swojego samochodu, zaparkowanego kilka miejsc dalej i odpalił silnik. Uśmiechnął się do samego siebie, słysząc cichy ryk silnika, po czym wyjechał z terenu szpitala. Powoli przemierzał kolejne ulice, by w końcu znaleźć się przed jakimś hotelem. Zastanawiał się przez chwilę czy nie mogli iść do normalnej kawiarni na tę kawę, ale olał sprawę. Zaparkował samochód i w kilka sekund doskoczył do Alana przed wejściem. Wszedł razem z nim do środka i rozsiadł się w wygodnym fotelu. Spojrzał do karty menu i w końcu wybrał sobie latte, uśmiechając się uroczo do kelnerki.

    OdpowiedzUsuń
  33. Widząc jak Alan opróżnia na raz całą szklankę i stawia ją pustą na ladzie, bez pytania nalał mu kolejną porcję whisky. Tak, on też miał ochotę się dzisiaj upić. A później zrobić coś głupiego. Lub po prostu wrócić do mieszkania i pójść spać. Ale nie, ta pierwsza opcja wydawała się bardziej ciekawa. Niestety, niezbyt bezpieczna, gdyż po alkoholu Gabryś nie myślał zbyt mądrze. Zresztą, tak jak większość.
    -Serio? - wytrzeszczył oczy ze zdziwieniem, by po chwili głośno się roześmiać, o mało nie wylewając zawartości swojej szklanki.- A co takiego zrobił, że mu przywaliłeś? Zresztą, na pewno na to zasłużył, prawda? I nie martw się, na pewno nie wyrzucą cię tylko dlatego, że uderzyłeś pułkownika. Ewentualnie przydzielą do innej grupy czy w ogóle innego kraju - powiedział, wzruszając ramionami i uśmiechnął się do niego szeroko, chcąc go jakoś pocieszyć.

    OdpowiedzUsuń
  34. W zasadzie wojskowym to on nigdy nie był, ale jak to normalny człowiek, w zwyczaju miał patrzenie na swojego rozmówcę i utrzymywanie kontaktu wzrokowego. Co do szybkich pytań... akurat do tego był przyzwyczajony. Co innego gdyby zapytał go o długość penisa, wtedy mógłby być zbity z tropu, ale jeśli chodzi o zawód, wiele osób go o to pytało.
    Złapał jednak wysoką szklankę wpierw, by zamoczyć usta w piance, która po chwili pokryła jego górną wargę. Oblizał się, po czym powiedział:
    -Na początku miałem zamiar zostać szatanem. Ale nie wyszło, nie było studiów i w ogóle, więc wybrałem medycynę. Bo... chyba czułem powołanie, tak mi się wydaje. To trochę jak z byciem księdzem. Po prostu wiesz, że to jest dla Ciebie i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  35. Pokiwał głową, całkowicie zgadzając się ze słowami przyjaciela. Cieszył się, że to całe wojsko nie wyprało mu mózgu, co czasami robi z niektórymi mężczyznami. Szczególnie tymi, których łatwo było można zmanipulować. A Gabryś taki był, więc całe szczęście, że do wojska nie poszedł, bo nie wiadomo co by z niego wyrosło.
    -Zawsze możesz kupić sobie mieszkanie na drugim końcu miasta, a najlepiej na drugim końcu kraju - powiedział niby to poważnie, ale oczywiście jak zwykle żartował.- Och, daj spokój. Musisz być takim pesymistą? - westchnął teatralnie, wywracając tylko ślepiami.

    OdpowiedzUsuń
  36. Spotkanie w klubie, barze tudzież innym tego rodzaju przybytku było wręcz oczywistą oczywistością po każdej pomyślnie zakończonej sprawie. Przynajmniej dla Dextera, bo większość osób z jego zespołu dzisiejszego wieczoru się wykruszyła. Faktem było, że praca ostatnio była bardzo ciężka i reszta wolała po prostu w końcu należycie wypocząć. Został mu więc jedynie Phil, który to był byłym żołnierzem i zapraszany przez niego kolega. Cóż, zadowoli się i nimi. Ważne, żeby tej małej tradycji stała się zadość.
    - Siemasz - powiedział wesoło, nieco podchmielony już wypitym piwem. Krótko zmierzył przybyłego wzrokiem, chociaż w kompletnie nie ostentacyjny sposób. Następnie skinął głową na ich wspólnego kolegę, który postanowił pójść im coś zamówić i tak po prostu zostawił ich samych. Czy miała teraz nastąpić niezręczna cisza? No chyba nie. Nie z Flanganem, toż to gaduła była.
    - Słyszałem, że też jesteś żołnierzem? Na urlopie teraz? - zapytał zaraz, uśmiechając się szczerze do chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  37. Uniósł nieco brwi ku górze w pytającym geście w najmniejszym stopniu nie przejmując się niedbałym tonem głosu nowego znajomego. Nie uszło to jego uwadze, w końcu jako śledczy musiał być spostrzegawczy, ale nie zwracał na to uwagi. Cóż, żołnierze bywali różni i wszystko zależało od ich przeżyć. Te często nie były kolorowe, w szczególności kiedy byli na misji.
    - Przymusowy? - zapytał, zdając sobie sprawę, że takie często się u nich zdarzały. Wcale więc by się nie zdziwił, gdyby tak właśnie było, chociaż oczywiście powody mogły być zupełnie inne.
    - Ciekawa to chyba pojęcie względne - stwierdził, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech. - Nie każdy to lubi i nie każdy jest w stanie to robić, trochę nieprzyjemnych rzeczy się już naoglądałem, ale w gruncie rzeczy to tak, jest to dla mnie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  38. -Nudne? - powtórzył zdziwiony. - Raczej cholernie trudne. Tam nie masz czasu, żeby zastanowić się nad nudą, bo ciągle trzeba coś robić. Długa i wyboista droga - Wypuści z płuc powietrze, przypominając sobie te wszystkie noce, kiedy zakuwał do samego rana, próbując chociaż w jakimś procencie zapamiętać kolejne choroby, sposoby leczenia czy nawet najprostsze definicje lekarstw.
    Kto tego nie przeszedł, pojęcia nie miał jak ciężka harówka czeka studenta medycyny, matematyki czy innych przedmiotów, które wymagają nie tylko inteligencji, ale i pamięci, masy czasu i umiejętności.

    OdpowiedzUsuń
  39. -Bez wątpienia oba zawody są ważne - powiedział, unosząc kącik ust.
    Sięgnął po swoje latte i upił kolejnego łyka, rozkoszując się jej smakiem. Jasne, pił lepsze, ale ta najgorsza nie była. W tym mieście zawsze trudno było dostać coś, co nie smakowałoby jak szczyny. Tu się udało. Chociaż... patrząc na ceny, to powinni dokładać do tego jeszcze hotelowy pokój, ciasto i szofera. Cholera. Żeby tyle żądać za głupi kubek kawy.
    -Ocipieli - mruknął na głos. - Co za idiota ustalał te ceny? - dodał po chwili, kręcąc z niedowierzaniem głową.

    OdpowiedzUsuń
  40. [A, dziękuję, dziękuję :) Chęć na wątek zawsze jest, gorzej niestety z pomysłem xD]

    OdpowiedzUsuń
  41. [W sumie mogłaby to być trójka. Misza mógłby być zakochany w Alanie i dlatego mógłby mieć pretensję o to, że zniknął. Tylko żeby znali się wcześniej, to Alan musiałby przez jakiś czas mieszkać w Petersburgu.]

    OdpowiedzUsuń
  42. Rodzina. No tak. Mógł się przecież domyślić. W końcu z jego szczęściem musiało tak być, że jeżeli coś skrytykuje to będzie to niosło takie właśnie konsekwencje. Nie powiedział jednak nic, tylko uniósł brwi, a po chwili się zaśmiał. Nie miał przecież zamiaru przepraszać za powiedzenie na głos swojego zdania.
    -To przekaż im, że klienci im pouciekają jak będą ich uważali za bogaczy, co to za trzydzieści dolców kawę kupują - powiedział, kręcąc głową.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Zacznę niestety jutro, bo teraz do roboty lecę. :/ A że nie mam już neta w telefonie... No, w każdym razie do jutra. :P]

    OdpowiedzUsuń
  44. -Nie jestem aż tak biedny - fuknął niezadowolony takim obrotem spraw. - Potrafię sam za siebie zapłacić.
    Cóż, nie lubił kiedy ktoś coś mu stawiał, szczególnie jeśli było to coś drogiego. Poza tym, nadal było go na tę cholerną kawę stać, więc przecież nie będzie nikomu pozwalał jej sobie kupować. Wyjął portfel i pozostawił na stole te trzy dychy. Będzie chociaż jako napiwek dla kelnerek.
    -No, teraz jest okej - powiedział, ponownie się uśmiechając.

    OdpowiedzUsuń
  45. -Pozwoliłbym Ci płacić, gdyby kosztowała pięć dolców. No, w porywach do siedmiu, a nie - burknął w jego stronę, wytykając mu język.
    -I tak, musiałem.
    Oparł się wygodniej, zakładając ręce na piersi. Przyglądał się żołnierzowi, co jakiś czas cmokając sobie na zabicie czasu.
    -No, to ja pewnie będę musiał zbierać się do domu, kota nakarmić, kolację zjeść... - powiedział, podnosząc się z miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  46. [A chętnie, chętnie. Faceci w mundurach są zdecydowanie w typie Flynna (choć, cholera - prawdę mówiąc, jacy nie są?). Pomysły na jedno, tudzież drugie, masz?
    Nawiasem mówiąc - co chyba powinnam była powiedzieć na początku - postać bardzo przypadła mi do gustu. Levitt będzie miał się z kim napić i pogadać o sprawach niekoniecznie moralnych ;>]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Damy radę i z taką różnicą ;P Pedofilii szerzyć nie będziemy, także najgorzej nie ma!]

    No i cholera przegrał zakład. A już się zdążył napalić na tę stówę, którą mu ojciec obiecał w przypadku, gdyby faktycznie wygrał. Skubany, po co się z nim zakładał? Oczywistym przecież było, że nie przeżyje piątku bez dobrej imprezy. To było coś w rodzaju jego osobistego "must have" tego lata, roku, a w zasadzie całego życia, odkąd tylko słowo "zabawa" przestała mu się kojarzyć z grą w berka.
    Zastanawiał się, która to już impreza organizowana przez znajomego znajomego kolegi jego kumpla, którego poznał również dzięki koledze kolegi brata koleżanki, na którą został zaproszony. Znał tu może cztery osoby, jeśli w grono znajomych zaliczyć mógł tych, o których wiedział jedynie to, że mają wygodne tyłki. Chyba jednak powinien zacząć pytać chociażby o imiona, na wypadek ewentualnych spotkań.
    Chcąc uciec przed nawijającym do niego, zalanego w trzy dupy blondyna, który myląc go zapewne ze swoim byłym żalił się, że tak dobrze im ze sobą było i w kółko pytał, dlaczego się rozstali, wyszedł na balkon i wciągnął paczkę fajek. Odpalił papierosa, resztę na powrót chowając do tylnej kieszeni spodni i oparł się o barierkę, rozglądając się po okolicy. Widoczek był na prawdę niezły. Jak nic mógłby mieszkać w takim miejscu. No, jak nic mógłby. Szkoda tylko, że do usranej śmierci musiałby płacić za kredyt, bez którego nie pozwoliliby mu postać nawet na strzeżonym parkingu owego budynku.

    OdpowiedzUsuń
  48. Ten dzień zapowiadał się na dokładnie taki sam, jak dzień wcześniej. Misza nie miał obecnie żadnych zdjęć, więc mógł pożytkować kolejne godziny na błądzeniu po sklepach, siedzeniu w bibliotece, albo parku, lub przesiadywaniem w klubach. Ale jednak coś w tym dniu miało być innego, o czym Dragovich jeszcze nie wiedział.
    Wybierał się akurat do pubu, gdzie miał się spotkać z grupką znajomych. Ulice były jak zwykle zatłoczone, ale on przywykł już do gwaru tego miasta, do tego, że w tłumie tak naprawdę nikt go nie widzi, a i on rzadko zwracał uwagę na mijanych ludzi. Do czasu. Wszędzie poznałby tę twarz. Kiedyś jednak budziła w nim zupełnie inne emocje. Kiedyś, gdy jeszcze był naiwnym dzieciakiem, Alan Delgado był jedynym, na co Misza w tamtych czasach zwracał uwagę. Był w nim zakochany, okrutnie zakochany i miał nadzieję, że ich znajomość będzie trwać dłużej, niż kilka miesięcy, i z czasem rozwinie się w coś więcej, niż tylko seks. Ale pomylił się. Obiekt jego westchnień pewnego dnia po prostu zniknął z St Petersburga, nie mówiąc mu ani słowa i świat ledwie szesnastoletniego Dragovicha z hukiem się zawalił. Naprawdę głośnym hukiem.
    Jednakże, jak to mówią, czas leczy rany i teraz Misza był już zupełnie wolny od wpływu spojrzenia Delgado. Zamiast tego, mężczyzna budził w nim zwykłą nienawiść za to, co mu zrobił. Za to, że go wykorzystał, zabawił się nim i zostawił, jak niechcianego psa. Nic więc dziwnego, że na widok mężczyzny brwi chłopaka zmarszczyły się, a dłonie automatycznie zacisnęły w pięści. Gość był sam, stał pod klubem i rozmawiał przez telefon. Dlatego Misza wykorzystał okazję. Podszedł bliżej i kiedy tylko znalazł się na wyciągnięcie ręki, chwycił Alana za koszulę na piersi, serwując mu prawy sierpowy, który nie okazał się wcale słaby.

    [Dzień dobry, już jestem ^^]

    OdpowiedzUsuń
  49. -Tak, panie milionerze, załapałem - powiedział, przewracając oczami. Pogrzebał chwilę w torbie, by wyjąć z niej okulary przeciwsłoneczne. Wsunął je na głowę, po czym przewiesił sportówkę przez ramię. Wstał z miejsca i oparł się o fotel.
    -W zasadzie jeśli nie masz nic do roboty, mogę zaprosić Cię na kiepską kolację do siebie, chociaż przy twoich standardach możesz poczuć się odrobinę przytłoczony zwyczajnością mojego mieszkania - odparł, wzruszając ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  50. Skinął głową na znak zrozumienia, nie mając jednak zamiaru wchodzić głębiej w ten temat. Można było się domyślić, że jeżeli chłopak został zmuszony do wzięcia urlopu, były ku temu powody. Te z kolei były jego prywatną sprawą, w którą Dexter ani nie powinien ani nie miał zamiaru się mieszać. Nie na tym etapie znajomości przynajmniej.
    - Wiesz, to dobre dla twojej psychiki - stwierdził. W końcu ktoś kto studiował psychologię nie omieszkałby wspomnieć o tym fakcie. Dopił do końca swoją dawkę alkoholu i zaraz po tym odstawił pustą już szklankę na blat stołu.
    - Nieprzyjemne to to jest niewątpliwie, ale ma też drugą stronę - zaczął, znacznie się rozpogadzając. W jego oczach zawitała wyraźna pasja, którą darzył swoją pracę, a usta wygięły się w nieświadomym uśmiechu. - W końcu przyczyniamy się do łapania tych najgorszych i ukracania ich procederów. - Zaśmiał się cicho na nagłe wspomnienie oświadczenia, które wydawał kilka godzin wcześniej mediom i które nie wypadło zbyt porywająco.

    OdpowiedzUsuń
  51. Skoro była to rodzinna firma, to Delgado chcąc nie chcąc miał te miliony. Musiałby tylko je chcieć. Skoro tego nie chciał to już jego sprawa.
    Chester ruszył się w kierunku swojego samochodu. Poczekał aż Alan wsiądzie do własnego, po czym wcisnął gaz do dechy i wyjechał z parkingu. Stąd do jego mieszkania było dość daleko, ale autem, jak to autem, dało się zminimalizować czas do minimum.
    Wysiadł, po czym zaparkował przed kamienicą, w której mieszkał. Może i z zewnątrz wyglądała dość nieciekawie, jednak w środku było dość przytulnie. Wykupił całe poddasze i tak urządził swój loft. Zawsze o takim marzył i w końcu było go na taki stać. Wysiadł z auta i poprowadził mężczyznę schodami do góry. Przekręcił klucz w drzwiach, po czym przepuścił go przed sobą, by w końcu samemu przekroczyć próg i skopać z nóg buty.
    -Rozgość się.

    OdpowiedzUsuń
  52. - A powinienem był przynieść kwiaty i czerwone wino? - wysyczał wściekle, starając się wyrwać z uścisku mężczyzny, jednak był zwyczajnie za słaby. - Czego się, do cholery, spodziewałeś? Że podbiegnę do ciebie z uśmiechem na twarzy za to, że się mną zabawiłeś i zostawiłeś bez choćby słowa?

    OdpowiedzUsuń
  53. - A ja nie lubię wymówek - stwierdził, wciąż wkurzony.
    Najchętniej przywaliłby mu jeszcze raz. Za te wszystkie bezsenne noce, za te wszystkie wylane przez niego łzy. Ale ostatecznie nie zrobił nic.
    Kiedy Alan go puścił, Misza poprawił czarną bokserkę na piersi i odepchnąwszy się od ściany, ruszył w swoją drogę, wciskając dłonie w kieszenie dopasowanych spodni. Nie miał zamiaru dłużej patrzeć na relikt swojej przeszłości.

    OdpowiedzUsuń
  54. - Skończyłem rozmowę z tobą - odpowiedział jedynie, nawet na mężczyznę nie patrząc. - Chciałem tylko wyrównać rachunki. Teraz znów możesz zniknąć z mojego życia - stwierdził dobitnie, ruchem głowy zarzucając długie, ciemne włosy na tył głowy.

    OdpowiedzUsuń
  55. Czując uścisk na przedramieniu, Misza zatrzymał się i odwrócił do Alana, patrząc na niego chmurnym wzrokiem.
    - Nie powinno cię to obchodzić - rzucił. - Tak, jak mnie nie obchodzą twoje tłumaczenia. A teraz daj mi wreszcie spokój - dodał, już ostrzej. - Nie chcę cię już w swoim życiu.
    Może i na pierwszy rzut oka Misza niewiele się zmienił, poza tym, że przez ostatnie cztery lata wydoroślał. Ale trzeba było przyznać, że teraz nie był już tak nieasertywny i naiwny, jak wtedy. Dlatego nie zamierzał dać się omotać po raz drugi.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Dobre pytanie... xD Chyba Alan będzie musiał się trochę postarać, żeby na nowo zdobyć zaufanie Miszy. O ile oczywiście tego chce. ;)]

    Misza, jak to Misza, nie szukał kontaktu ze swoją przeszłością. Dlatego nie wracał do Petersburga i dlatego też nie myślał nawet o Alanie, mimo iż jeszcze przez następne dwa dni był zirytowany. Ale minął tydzień i wszystko wróciło do normy.

    OdpowiedzUsuń
  57. Nie miał pojęcia, że w klubie, do którego wybrał się ze znajomymi siedział również Alan. Jak gdyby nigdy nic wszedł do lokalu, śmiejąc się wesoło wraz z grupką kumpli. Szybko znaleźli sobie lożę, w której zasiedli, zamawiając drinki i rozmawiając.

    [^^]

    OdpowiedzUsuń
  58. Uśmiechnął się wdzięcznie po czym ruszył w stronę kuchennego blatu. Z lodówki wyjął puszkę piwa i rzucił ją w stronę mężczyzny, siedzącego na kanapie. Sam wyjął kilka jajek i zaczął robić jajecznicę. Szybko i smacznie, tego mu było trzeba. Pokroił szczypiorek, po czym wlał ubite jajko wraz z zieleniną na rozgrzaną patelnie. Dobrze, że są takie dania, co to się człowiek nie przemęczy, a spokojnie może zjeść coś dobrego. Posmarował chleb masłem, po czym nałożył jedzenie na dwa talerze i przeniósł wszystko na stół.
    -Obyś się nie otruł - powiedział, unosząc w górę widelec, by posmakować jego 'dzieło'.

    OdpowiedzUsuń
  59. Misza nawet nie zwrócił na Alana uwagi, zbyt zajęty ożywioną rozmową z resztą znajomych. Poza tym... jego uwaga została wystarczająco zaabsorbowana, gdy ktoś zaproponował grę w butelkę. Parę chwil później reszta paczki wróciła z parkietu i butelka po piwie zakręciła się na blacie stolika.

    OdpowiedzUsuń
  60. -Kucharzem? - zaśmiał się głośno, patrząc na swój pusty talerz. - Jeżeli wystarczyłoby robić jajecznicę albo schabowe to i owszem. Szkoda tylko, że to jedyne co potrafię.
    Spojrzał na niego wciąż jeszcze rozbawiony. No, ale komplement był udany, nawet jeśli przesadzony. W każdym razie było dość miło, a to najwazniejsze, przy takim spotkaniach.
    Zabrał talerze i włożył je do zmywarki. Usiadł na białej kanapie, uśmiechając się do męzczyzny dość nieśmiało.

    OdpowiedzUsuń
  61. -Przesadzasz, Alan - powiedział zgodnie z prawdą. Podciągnął nogi do góry i usiadł po turecku, cmokając zabawnie ustami. Słysząc jego pytanie, uniósł brwi, jakby chciał zapytać o co mu chodzi, po czym tylko wzruszył ramionami.
    Cóż, Chester nie należał do facetów, którzy byli niezwykle śmiali, znali się na podrywach, mogli mieć każdego czy chociażby wiedzieli ile mają w sobie uroku. Był raczej jednym z tych, co to łatwo ich zawstydzić, są w jakiś sposób zegnani na obrzeża społeczeństwa, w którym wszyscy, którzy nie potrafią się odnaleźć lądowali gdzieś na uboczu.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Ahaha, zdarza się najlepszym xD]

    Zauważył go dopiero, kiedy reszta zaproszonych dosiadła się do jego stolika. Misza spiął się w pierwszej chwili, patrząc przez moment Alanowi w oczy. Nie miał pojęcia, co zrobić, jednak do czasu. Znajoma siedząca obok szturchnęła go łokciem.
    - Misza, wypadło na ciebie - zakomunikowała, a chłopak ze zdziwieniem stwierdził, że owszem, wypadło na niego, i oczywiście również na Delgado, jakżeby inaczej.
    Westchnął pod nosem, w duchu klnąc, jak szewc, tym bardziej, gdy usłyszał zadanie.
    - Włóż w ciało Alana jakąś część swojego - wymruczała jednak z dziewczyn, najwyraźniej niezmiernie zadowolona ze swojego pomysłu.
    Misza przewrócił oczami i pochylił się nad stołem, by sięgnąć wspomnianego mężczyzny. Niemal położył się na blacie, wspierając na łokciach i uniósłszy dłoń, powiódł opuszkami po wargach Alana. Nie zawiódł się na jego reakcji, mężczyzna rozchylił usta i Misza mógł spokojnie wsunąć pomiędzy nie palec wskazujący.
    Zadanie zaliczone? Zaliczone.

    OdpowiedzUsuń
  63. Na całe szczęście, nie zdarzyło się już więcej podobnych sytuacji, więc Misza mógł udawać, że dobrze się bawi. Jednak, kiedy towarzystwo zaczęło się zbierać i on postanowił wrócić do siebie. Nie patrząc więc na Alana zaczął żegnać się ze swoimi znajomymi, niektórych przytulając, innych całując w policzek.

    OdpowiedzUsuń
  64. Wzruszył delikatnie ramionami, nie widząc większej potrzeby, żeby się odzywać.
    Cóż, niby wiedział, że dobrze zarabia, ma ładne mieszkanie, jest lekarzem (o dziwo, faceci na to lecieli), kilka osób powiedziało mu że ma świetny tyłek, o, był nawet taki co to wspomniał o uśmiechu. Jego były wciąż mu powtarzał, że ma świetny głos. Tyle że, co innego słyszeć, a co innego wierzyć w to co mówią.
    -Nieważne - powiedział, machnąwszy ręką, jakby chciał tylko upewnić, jak bardzo to nieważne.

    OdpowiedzUsuń
  65. Tym razem to pewnie alkohol stłumił nieco odruchy Miszy. A przynajmniej w to chłopak chciał wierzyć. Nie oddał pocałunku, ale też nie odsunął się, to prawda. Spojrzał na Alana wzrokiem bez wyrazu, przez dłuższą chwilę milcząc.
    - Miałeś mnie zostawić - przypomniał cicho.

    OdpowiedzUsuń
  66. -No bo to jest nieważne - powiedział, ponownie wzruszając ramionami. - To czy w siebie wierzę czy nie. Może kiedyś, z kimś, uwierzę. Na dzień dzisiejszy radzę sobie tak jak jest.
    To był prosty system. Póki dawał radę żyć tak jak żył nie było z tym problemu. Jeśli kiedyś się zaczną, to będzie się martwił.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Jak mam ci wierzyć? - zapytał. - Również dobrze możesz próbować wcisnąć mi kit - zauważył, marszcząc lekko brwi.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Po jakimś czasie to zawsze jest dobre - odparł, podkreślając wyraźnie słowo „zawsze”. - Wierz mi. Mógłbym ci nawet walnąć na ten temat wykład, ale to może innym razem - dodał, stwierdzając, że jeśli mocniej dziś zabalują to zapewne zbierze im się i na te inteligentne dysputy. Te, które nigdy takie nie były, ale podpitym już gościom wydawały się bardzo istotne.
    - Owszem - odpowiedział, kiwając przy tym potwierdzająco głową. Z pewnością nikt też nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. - Są momenty, w których jej szczerze nienawidzę, ale generalnie nie zamieniłbym jej na żadną inną - przyznał, uśmiechając się entuzjastycznie i wodząc wzrokiem za przybyłym właśnie drinkiem i ich wspólnym znajomym. - A jak z tobą? Czemu akurat wojsko?

    OdpowiedzUsuń
  69. - A dlaczego nie? Co cię przed tym powstrzymuje? - zapytał, marszcząc brwi.
    Jakoś ciężko mu było uwierzyć w słowa Alana, tym bardziej po czterech latach.

    OdpowiedzUsuń
  70. -Mam - powiedział, wychylając głowę za Alana, by móc dojrzeć futrzaka. Zawołał go do siebie, a kiciuś od razu wskoczył mu na kolana. Niezła była z niego przylepa. - To Król Julian i jest moim życiowym partnerem. Jak na razie lepiej nie trafiłem - powiedział, głaszcząc kota po grzbiecie.

    OdpowiedzUsuń
  71. Chester zaczął odrobinę zbyt poważnie podchodzić do kwestii 'wypatroszenia' swojego zwierzaka, bo czasami to była robota na pełen etat. Król Julian uwielbiał pieszczoty, a Ches nigdy mu ich nie odmawiał. Tak jak teraz, poświęcał mu dużo uwagi i swoich dłoni.
    -Nie ma to jak w wieku dwudziestukiliku lat oglądać animowane bajki i nazwać kota jako hołd do wspaniałych pomysłów jednej z postaci - powiedział, szczerząc do niebo zęby.

    OdpowiedzUsuń
  72. -Zgadzam się - powiedział, obserwując go kątem oka. Jakby nie patrzeć, przystojny był z niego facet. Jeden z tych, którzy nie muszą się martwić, że ktoś ich napadnie, bo nikt tego nie zrobi. Baliby się, cholera, baliby się. Na takiego Chestera przecież napadli już chyba dwa razy, okradając go.
    -Opowiedz mi coś o sobie. Oprócz tego, że jesteś cholernie bogaty, nie wiem w zasadzie nic - powiedział, przysuwając Juliana do ust, by pocalować go w pyszczek.

    OdpowiedzUsuń
  73. -Dwadzieścia pięć? - powtórzył po nim, bo w zasadzie ta wiadomość jakoś najbardziej zapadła mu w pamięć. Zagwizdał, choć raczej tylko on znał powód i jakoś nie zamierzał się nim dzielić. - No proszę, to jestem dwa lata starszy.
    Zdecydowanie ich życia się różniły. On w wieku dwudziestu pięciu lat był żołnierzem-milarderem, a Chester skończył studia i został onkologiem. Jakby nie patrzeć, chyba wolał swoje życie. Przynajmniej jeśli patrzeć na zawodowe jego strony.

    OdpowiedzUsuń
  74. -Ja nie mam zbytnio szans na szybką emeryturkę. Będę lekarzem do usranej śmierci, ale nie mogę powiedzieć, żebym jakoś szczególnie narzekał. W końcu, pomagam ludziom, którzy tego potrzebują. Wolę robić to niż sprzedawać warzywa w spożywczaku.
    Tak, mądrości życiowe Chestera zawsze musiały mieć przecież jakieś błyskotliwe porównanie. On po prostu miał te swoje ambicje, które nigdy nie dały o sobie zapomnieć. Dlatego wybrał zawód przy którym nie był kimś tam, był potrzebny, a ludzie to wiedzieli, szanowali go, lubili.

    OdpowiedzUsuń
  75. -Masz rację - odparł. O ile dobrze wszystko zrozumiał, to miał rację. Jeżeli nie, to trochę się pogubił, ale nadal uważał, że przekaz to przekaz i tyle.
    -Nie musisz iść - powiedział po chwili, patrząc mu w oczy. - Nikt Cię nie wygania.

    OdpowiedzUsuń
  76. -Król Julian na szczęście nie ma nic do gadania - powiedział. - Jeżeli chcesz to zostań, jeżeli nie możesz to cóż, będziemy musieli się pożegnać.
    Chester podrapał się po głowie, po czym wstał z kanapy, żeby dołożyć jedzenia do miski kota. Jeszcze by przegapił czas jego kolacji i Juluś nieźle by się na niego obraził. Lepiej mu tego nie robić.

    OdpowiedzUsuń
  77. Misza potarł kąciki oczu palcami i westchnął ciężko.
    - Alan, ta rozmowa nie ma sensu - stwierdził, chyba pierwszy raz zwracając się do mężczyzny po imieniu. - Nie potrafię znów ci zaufać i nie zmienisz tego. Nie po tym, co przeszedłem przez ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  78. Skoro Alan nie zamierzał się starać więcej, Misza nie zamierzał go do tego namawiać. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z baru, czując się gorzej, niż przypuszczał, że będzie. I to nie z powodu alkoholu. Papranie się w przeszłości nigdy nie wychodziło mu na dobre. W dodatku wróciły wspomnienia.
    Delgado był jego pierwszym "chłopakiem", o ile tak można nazwać ich relację i Misza przez chwilę był z nim szczęśliwy. W prawdzie jego rodzina o niczym nie wiedziała, ale to nie przeszkadzało mu w spotykaniu się z Alanem.
    Teraz było inaczej. Teraz mieszkał sam, sam podejmował decyzje. Teraz już nic nie czuł do Delgado. A jednak ten mężczyzna znów nie dawał mu spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  79. [Wybacz, Misza jest dość uparty i o jego względy trzeba się raczej trochę starać... (jeśli nie trochę bardzo), szczególnie w podobnej sytuacji. I sama też nie bardzo wiem, jak to wszystko pociągnąć. ^^" Może napisz do mnie na GG, to coś pokombinujemy? Mój nr 44160349]

    OdpowiedzUsuń
  80. Kolejne dni mijały spokojnie. Misza nie wpadał już tak często na Alana, choć i takie przypadki się zdarzały. Jednak z czasem Dragovich chyba przestał odczuwać do mężczyzny aż taką niechęć, bo przestał na niego warczeć, a i parę razy udało im się nawet normalnie porozmawiać. Powoli mijała wrogość Rosjanina, przynosząc za sobą neutralność, co było już sporym osiągnięciem.
    Tamtego dnia znów się spotkali w klubie. Przypadkiem, czy nie, ciężko stwierdzić. Koniec końców wylądowali jednak w jednej loży, pijąc spokojnie wódkę, jak to rosyjska tradycja nakazywała. Rozmowa średnio się kleiła, ale Misza nauczył się milczeć w towarzystwie bez tego dziwnego uczucia, że coś jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  81. Spojrzał na niego kątem ciemnoniebieskiego oka i skinął potakująco głową.
    - Jeśli nie boisz się przy mnie upić - uśmiechnął się odrobinę łobuzersko.
    Doskonale wiedział, że ma mocną głowę i zawsze bezlitośnie to wykorzystywał, jednak cóż... krwi nie oszukasz.

    OdpowiedzUsuń
  82. - Świętokradztwo - westchnął tylko, widząc, że Alan znów rozlewa wódkę do szklanek.
    Wódkę lało się do kieliszków, koniec, kropka. Ale Amerykanie nie potrafili uszanować tradycji. Sięgnął więc po szklankę i upił zdrowy łyk.
    - Swoją drogą - odezwał się po chwili. - Co teraz robisz? Dalej jeździsz po świecie, jeśli akurat gdzieś budują wam hotel?

    OdpowiedzUsuń
  83. - O... - mruknął cicho, patrząc na niego znad szklanki. - Wojskowy? Tego się nie spodziewałem. Od dawna służysz? - zainteresował się.

    OdpowiedzUsuń
  84. O ile się nie mylił, wgapiający się w niego facet, był właścicielem lokalu. Bezczelnie zmierzył go od stóp do głów, później strzepnął popiół i zaciągając się znów, po raz kolejny zlustrował postawnego jegomościa.
    - Fajne mieszkanie - powiedział po chwili i odwróciwszy się, wyprostowany oparł tyłkiem o barierkę.
    Dopalił papierosa i dopiero kiedy niedopałek wylądował w stojącej na stoliku popielniczce, całą swoją uwagę skupił na mężczyźnie.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Zacnie - stwierdził jedynie, po chwili również opróżniając szklankę. - Ja chyba do wojska bym się nie nadawał - stwierdził, uśmiechając się pod nosem z rozbawieniem. - Ale tobie chyba dobrze to zrobiło, hm? - spojrzał na niego. - Rozrosłeś się w barach.

    OdpowiedzUsuń
  86. [To mamy problem oO Jako Azazel i Lu jakoś więcej miałyśmy dziwacznym pomysłów, te elfy oO]

    OdpowiedzUsuń
  87. - Chyba by mnie tam wykończyli - odpowiedział z rozbawieniem. - Mam zbyt delikatną posturę, żeby iść do wojska - zauważył, zaczesując długie włosy na tył głowy.

    OdpowiedzUsuń
  88. Spojrzał na niego kątem oka, przez chwilę milcząc.
    - Po tym, jak próbowałem podciąć sobie żyły? - zapytał dziwnie cicho, przenosząc wzrok na swoją szklankę. - Skończyłem szkołę muzyczną z wyróżnieniem. Instrument wiodący fortepian, dodatkowy skrzypce i gitara. Nie poszedłem jednak w ślady dziadka, jak chciała moja matka. Zacząłem pracę w agencjach fotograficznych, bo to była stosunkowo łatwa i dobrze płatna praca. Ale po dwóch latach miałem dość patrzeć, jak ojciec przepija pół mojej wypłaty. Więc zostawiłem go i przyjechałem tu - zakończył, wzruszając lekko ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  89. [No więc pozostaje nam na razie to olać i odezwać się kiedy coś nam do głowy wpadnie]

    OdpowiedzUsuń
  90. - Nadal pozuję do zdjęć - odpowiedział, upijając parę łyków wódki. - Dość chętnie biorą mnie do sesji, więc korzystam, póki mogę. A ty? Nie pracujesz teraz? - zainteresował się.

    OdpowiedzUsuń
  91. Szturchnął go lekko w ramię.
    - Nie podlizuj się, żołnierzyku - prychnął z lekkim rozbawieniem. - A za przypierdolenie pułkownikowi to się nie dziwię, że dostałeś urlop - stwierdził, uśmiechając się kątem ust.

    OdpowiedzUsuń
  92. - Oczywiście, że się podlizujesz. Zawsze tak robiłeś - odpowiedział pewnie Misza. - Niby mówiłeś coś mimochodem, ale ja i tak znam te twoje zawoalowane komplementy. Jesteś za stary, żeby się ich oduczyć - dodał, wciąż uśmiechając się z rozbawieniem.
    Cóż, widać dystans między nimi powoli się zmniejszał. Może to przez te parę dni oddechu, może przez alkohol, ciężko stwierdzić.

    OdpowiedzUsuń
  93. - Tak? To po co mówisz, że nie dziwisz się temu, że proponują mi dużo sesji? Czy to nie był czasem ukryty komplement dla mojej twarzy? - zapytał podejrzliwie, dźgając go lekko palcem w bok.

    OdpowiedzUsuń
  94. Roześmiał się pod nosem, ale nie odsunął, zamiast tego dopijając wódkę ze swojej szklanki.
    - Miałeś tak nie robić - przypomniał mu z nieco kpiarskim uśmiechem, odwracając twarz, by spojrzeć mu w oczy. - Czyżbym wciąż ci się podobał, Delgado? - wymruczał, mrużąc powieki. - Powiedz, pociągam cię po tych czterech latach?
    Igrał z nim i to jak cholera. Ale jakoś nie potrafił przestać. Jakaś jego część chciała go sprowokować, żeby pokazać, że Misza jest ponad nim, że on sobie poradził. A może dlatego, że inna część powoli dawała się ponieść alkoholowi?

    OdpowiedzUsuń
  95. Uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem i niejaką wyższością, kładąc dłoń na jego policzku.
    - Sądziłem, że jesteś silniejszy, Alan - wymruczał tym samym, kuszącym tonem, co wcześniej. - Że po tym, jak zniknąłeś z Petersburga, zapomnisz o mnie. Co ci w tym przeszkadza? - zapytał, przechylając głowę na bok.

    OdpowiedzUsuń
  96. - Zobacz, jak role się odwróciły - westchnął, zsuwając dłoń z jego policzka na pierś. - W Petersburgu to ja nie widziałem świata poza tobą, a teraz wystarczy chwila, żebym owinął sobie ciebie wokół palca - zauważył, patrząc mu w oczy już bez uśmiechu.
    Przysunął się odrobinę i złączył ich usta w smakującym alkoholem pocałunku.

    OdpowiedzUsuń
  97. Nie odsunął się. Wręcz przeciwnie, pogłębił go z mocą, kąsając wargi Alana. Wplótł dłoń we włosy mężczyzny i zacisnął na nich palce, racząc go pełnym pasji pocałunkiem. Nie chciał myśleć, przynajmniej nie teraz. Usta Delgado smakowały tak dziwnie znajomo, że Misza poczuł dziwny skurcz w żołądku.

    OdpowiedzUsuń
  98. - Od czego są firmy sprzątające? - zapytał, unosząc jedną z brwi.
    Chwila minęła, nim mógł z czystym sercem powiedzieć, że brunet przypadł mu do gustu. Trochę już tego wieczoru wypił, a to nieco pogarszało jego percepcję. Kiedy jednak w końcu się namyślił, przysunął się i wyciągnął w jego stronę dłoń.
    - Flynn - przedstawił się, uśmiechając zadziornie, co jego zdaniem było najbardziej korzystnym posunięciem, jeśli się chciało choć na chwilę odwrócić uwagę od reszty zrytej mordy. A on był zdania, że urodą nie grzeszył, a wszyscy jego dotychczasowi partnerzy lecieli wyłącznie na jego głos, umiejętności lub też zwyczajnie byli ślepi.

    OdpowiedzUsuń
  99. - Pozwól, że odpowiem, kiedy się skończy.
    Posłał mu junackie spojrzenie, które odczytywać można było jako buńczuczne pytanie "gdzie masz łóżko" i "jak bardzo jesteś rozciągnięty". Może i był zbyt pewny siebie sądząc, że dla niego impreza skończy się w sypialni Alana, ale taki już miał styl bycia.

    OdpowiedzUsuń
  100. - Często urządzasz takie balangi? - zapytał po chwili, pozornie tym zainteresowany.
    Właściwie na chuja potrzebna mu była ta informacja. Nie chciał po prostu, by mężczyzna odszedł, bo istniało prawdopodobieństwo, że w tym czasie znajdzie sobie lepszego chłopczyka do towarzystwa na wieczór. Postanowił więc pociągnąć jakąś niezobowiązującą rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  101. No cóż, to mu chyba nie wyszło. A szkoda, bo już zdążył wyobrazić sobie, jak jego tyłeczek wyglądałby nago, kręcąc mu się fikuśnie przed nosem.
    Westchnął tylko, wracając spojrzeniem na panoramę miasta. Wyglądało na to, że wciąż miał wolny wieczór.
    Nie minęło pół godziny, a tuż obok niego zatrzymał się pewien słodki blondyn. Postawny był (choć od Levitta nieco mniejszy) i cholernie przystojny, ale na tyle pijany, by o tym w obecnej chwili nie pamiętać. Stał jednak prosto i nawet udawało mu się tańczyć - do łóżka był w sam raz. Flynn nie zastanawiając się wiele, wszedł do mieszkania i odnalazł drogę do sypialni, prowadząc chłopaka za sobą. No cóż - może i nie była jego, ale skoro sam właściciel nie był zainteresowany, to czemu niby on miał się tym przejmować?

    OdpowiedzUsuń
  102. Nim mężczyzna się oddalił, złapał go za rękę, zwinne wymieniając na niego obejmowanego wcześniej blondyna. Temu z kolei powiedział, że gdzieś w kuchni widział nieotwartą jeszcze połówkę czystej - w efekcie chłopak w trymiga opuścił pomieszczeni, zostawiając ich samych.
    - Czemu miałbym uganiać się za Tobą, skoro jest tu cała masa facetów, którzy jeszcze by mi dopłacili, żebym chociaż na nich spojrzał - powiedział, pewnym siebie barytonem. Zdawał sobie sprawę z tego, że należy do tych atrakcyjniejszych.
    - W czym jesteś taki wyjątkowy, co? - kontynuował, uśmiechając się zadziornie.

    OdpowiedzUsuń
  103. Na tę pierwszą opcje Delgado nie miał co liczyć. Skoro Levitt już odprawił blondyna, nie miał zamiaru rezygnować z Alana, bo to oznaczałoby kolejne pół godziny szukania odpowiedniego chętnego. A na to już nie miał ochoty.
    Pochylił się więc, a brunet mógł poczuć na szyi jego gorący oddech, a tuż potem gorący język, sunący od mostka aż do ucha.
    - Chyba jednak wolałbym sam się o tym przekonać - mruknął, podnosząc na niego wzrok i przygryzając zaczepnie bladą skórę.

    OdpowiedzUsuń
  104. Wszystko wydawało się zupełnie takie, jakby nigdy się nie rozstali. Misza czuł się z tym zarówno śmiesznie, dziwnie, jak i niepokojąco dobrze, w pewnym sensie. A przecież to nie tak miało być. Miał się wyleczyć ze słabości do Alana. Zmarszczył lekko brwi i w końcu odsunął się od ust mężczyzny, nie bardzo pewien, co zrobić dalej.

    OdpowiedzUsuń
  105. Kiedy tylko odsunął się od Alana, wszystko zdawało się wrócić do normy. I Misza wiedział, że tak musi zostać. Wyciągnął z kieszeni pieniądze za wódkę i zostawiwszy je na stoliku, podniósł się z kanapy. Nie chciał już niczego nikomu udowadniać, ani nie chciał już tu być. Bez słowa ruszył w stronę wyjścia, zostawiając Alana samemu sobie.

    OdpowiedzUsuń
  106. Zatrzymał się, kiedy tylko poczuł ramiona Alana obejmujące jego ciało. Spojrzał na mężczyznę przez ramię i westchnął do siebie.
    - Coś mi wypadło - skłamał gładko, odwracając spojrzenie. - Puść.
    Nie chciał do tego wracać. Nie chciał znów czuć tego, co czuł jeszcze przed chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Wybacz, przez ostatnie cztery lata starałem się wymazać z pamięci wszystko, co było z tobą związane - odpowiedział w podobnym tonie, chwytając go za nadgarstek, kiedy ręka mężczyzny znalazła się zbyt blisko jego podbrzusza.
    Tym, że byli na ulicy akurat nie musieli się przejmować. W Miami było dość homoseksualistów, żeby ich zachowanie nikogo nie dziwiło.

    OdpowiedzUsuń
  108. - Wiesz, nie wychodziłbym, gdybym chciał iść do ciebie - odpowiedział, marszcząc brwi. - A słabo mi idzie, bo cały czas za mną leziesz - dodał lekko zirytowanym tonem. - Czego, do cholery ode mnie chcesz?

    OdpowiedzUsuń
  109. - Trochę za późno na takie chęci, Alan - odpowiedział z westchnieniem. - I odpuść od razu, jeśli planujesz zaciągnąć mnie do łóżka - dodał, marszcząc brwi. - Tamten pocałunek to było już za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  110. - Mogłeś chociaż zostawić mi wiadomość, cokolwiek - warknął, znów czując irytację z powodu tamtych wydarzeń. - Ale co to dla ciebie, prawda? Po prostu kolejny, głupi, zakochany nastolatek. Zabierz ręce. Nie chcę nigdy więcej czuć twojego dotyku - powiedział dobitnie, starając się wyrwać z jego uścisku.

    OdpowiedzUsuń
  111. Westchnął pokonany, przestając się w końcu rzucać. Przez chwilę milczał, jednak ostatecznie znów spojrzał na niego przez ramię.
    - I co dalej? - zapytał. - Co będzie, jeśli zostanę?

    OdpowiedzUsuń
  112. Chyba nie miał już siły oponować. A wszystko szło już tak dobrze. Odetchnął głębiej i ostatecznie skinął potakująco głową.
    - Niech będzie. Ale nie na długo - zastrzegł. - Kotka na mnie czeka. Nie chcę zostawiać jej samej nie wiadomo jak długo.

    OdpowiedzUsuń
  113. [No jednak nie jestem w stanie bez niego żyć <_< Możemy zrobić tak, że będą dobrymi znajomymi, a że np. rodzinka Alana buduje nowy hotel, Lu bedzie chciał wysłać kogoś do zrobienia wywiadu czy coś, no ale w końcu sam się pojawi, żeby trochę odnowić stare znajomości. A Delgado przez rodzinkę zostanie zmuszony, żeby ich trochę reprezentować.]

    OdpowiedzUsuń
  114. Wszedł do mieszkania, rozglądając się pobieżnie. Pojawienie się psa powitał lekkim grymasem niezadowolenia. Nie przepadał za nimi zbytnio. Wszedł do salonu i usiadł na kanapie, zakładając jedną nogę na drugą. Źle czuł się w mieszkaniu Alana. Miał dziwne wrażenie, że ledwie za chwilę mężczyzna zaciągnie go do sypialni, albo zwyczajnie weźmie na tej kanapie, skoro sypialnię zajmował pies.
    - Nie, dziękuję - odpowiedział na pytanie gospodarza, spoglądając w jego stronę. - Ładne mieszkanie - dodał, siląc się na uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  115. Na wywiad z członkiem rodziny Delgado umówiony był od jakiegoś czasu, tylko jeszcze nie wybrał odpowiedniego kandydata. Na samym początku, chciał wysłać Betty, która świetnie znała się na inwestycjach, była błyskotliwa i zdecydowanie piękna, co w takich rozmowach okazywało się być kluczem do udanego, dobrze zapisanego wywiadu. Betty jednak zachorowała na grypę i Lu musiał wybrać kogoś innego. Wykwalifikowanych dziennikarzy miał mnóstwo, ale w końcu wybrał samego siebie, dochodząc do wniosku, że jeśli ktoś ma zaprezentować ich firmę należycie, to zrobi to własnie Lincoln.
    Ubrany w modny, skrojony na życzenie garnitur, wyszedł ze swojego gabinetu i pół godziny później dojechał na umówione spotkanie. W głowie miał listę pytań, w kieszeni dyktafon i w zupełności wszystko mu wystarczało. Szczególnie kiedy do niego zadzwoniono, mówiąc kto będzie reprezentował rodzinę Delgado. Uśmiechnął się do siebie, siedząc w białym fotelu. A kiedy z tyłu dobiegł go znajomy głos, uniósł się w górę, odwracając w stronę Alana, by uścisnąć mu dłoń.
    -Tak myślałem, że trochę Cię zaskoczę, Delgado - odparł.

    OdpowiedzUsuń
  116. [Tak, taki lekkoduch, który nie przejmuje się swym życiem. Co do wątku, nie widzę tutaj żadnych powiązań, ale możemy jakiś rozpocząć. Zaproponuj coś xd]

    OdpowiedzUsuń
  117. [Tak, w takim razie niech spotkają się na spacerze. W parku, albo innym miejscu gdzie można chodzić ze swymi pupilami.. X3’’’]

    Piękny, słoneczny poranek, wróć. Tylko słoneczny poranek, piękny trzeba wykreślić z tego jakże długiego zdania. Poranek nie jest piękny kiedy twój pies, będąc jakże upartym stworzeniem ma gdzieś, że ty o tak wczesnej porze chcesz spać, a nie biegać po parku, nie dzisiaj. Tarmosi cię za nogę, skomli i wreszcie zmusza do wstania. Tak, ta wygląda dzisiejszy poranek Luisa. Ten wreszcie ubrał się ciepło wziął paczkę fajek i poszedł do przedpokoju. Wziął jeszcze klucze i wyszedł z psem zatrzaskując za sobą drzwi. Szedł przed siebie z papierosem w ustach, pies gdzieś biegł. Ogólnie, mimo słońca było dość zimno jak na ten miesiąc. Strasznie.
    Nie miał pojęcia, że dzisiejszego ranka błędem było nie zabranie tej starej zielonej smyczy, która walała się w szafce. Zazwyczaj Martini nie podbiegała do innych psów, mając je głęboko gdzieś. Zajmowała się sobą, dzisiejszego, jakże „pięknego” poranka, postanowiła, że zmieni swoje obyczaje. Szczekała i biegła przed siebie, za nią właściciel.
    -Kurwa- zaklął gdy psina zaczęła na kogoś warczeć. Chociaż nic się nie stało, to było to dość irytujące, że jego własność rujnuje komuś spacer

    OdpowiedzUsuń
  118. - Serio? - mruknął, spoglądając na niego kątem oka. - Po czym wnioskujesz? - zainteresował się, odwracając do niego, przez co usiadł bokiem na kanapie.

    OdpowiedzUsuń
  119. - Najwidoczniej lubię martwić się bez przyczyny - wzruszył lekko ramionami, po chwili podnosząc się i podchodząc do najbliższego okna, żeby za nie wyjrzeć.
    - Inna sprawa, że nie powinieneś mi się dziwić. Nie ufam ci. I najchętniej wróciłbym do siebie, ale najwidoczniej ty masz inne plany, skoro mnie tu wyciągnąłeś - dodał, odwracając się do niego z rękami skrzyżowanymi na piersi.

    OdpowiedzUsuń
  120. - Co jeszcze, twoim zdaniem mamy do obgadania? Nie wyjaśniliśmy sobie już wszystkiego? - zapytał, opierając się kością ogonową o parapet za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  121. Pobiegł za swoim psem, czując jak wiatr popcha jego drobne ciało, czuł się wspaniale, czując szybsze bicie serca, prawie jak w jakiejś orkiestrze, na bębenkach. Może powinien częściej wyciągać tą starą i prawie rozwalającą się smycz.
    Przykucnął przy swoim psie pogłaskał ją po głowie starając się ją uciszyć.
    -Spokojnie kochana, spokojnie- starał się ją odciągnąć od tej dwójki. Tak na wszelki wypadek. Podrapał psinę za uchem. Ta po kolejnych pieszczotach, przestała szczekać i ganiać. Położyła się na plecach i zaczęła tarzać w trawie
    -Przepraszam za kłopot, rzadko trzymam ją na smyczy. Chyba dobrze, że przepraszam, cooo?- spojrzał na mężczyznę z lekkim uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  122. Strzelił palcami i odwzajemnił ten jakże miły uśmieszek.
    -No to dobrze- wzruszył ramionami. Nie za bardzo wiedział czy powiedzieć coś jeszcze, co właściwie powiedzieć.
    -Spoko. Luis jestem- przywitał się i rozejrzał się wokół siebie. Kochana psina biegała po parku wesoło merdając ogonkiem.

    OdpowiedzUsuń
  123. Prychnął pod nosem, marszcząc brwi i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
    - Wiedziałem, że tak naprawdę nigdy ci nie zależało - rzucił w stronę sypialni i zwyczajnie wyszedł.
    Całe szczęście, że wiedział, jak stamtąd trafić do siebie. Długi spacer dobrze mu zrobi.
    Choć nie zrobił tak dobrze, jak Misza by sobie tego życzył. Po drodze znalazło się paru gości, którzy postanowili obić jego śliczną buźkę. I w ten sposób Dragovich zniknął z nocnego życia Miami na dobre dwa tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
  124. To był naprawdę zły dzień dla Miszy. Ostatnie osłabienie po ponad tygodniu w szpitalu wciąż go nie opuściło, a picie na umór nie okazało się dobrym pomysłem. Jego twarz wciąż nosiła jeszcze parę śladów po pobiciu, choć chyba najbardziej we znaki dawało się pęknięte żebro. Ale w tamtej chwili nie zwracał uwagi na żadne z wymienionych. Bo w tamtej akurat chwili trzymało go dwóch jego kumpli, wyprowadzając z lokalu, zalanego nieomal w trupa. I tak się niefortunnie złożyło, że wpadli wówczas na Alana, czego na szczęście Misza nie zarejestrował.

    OdpowiedzUsuń
  125. -Jakby nie patrzeć, sam jestem jakimś dziennikarzem - odparł, jakby urażony jego uwagą, po chwili jednak dodając: - W zasadzie wolę jechać sam, kiedy chcę, żeby coś zostało zrobione prawidłowo.
    Usiadł z powrotem na fotelu, nawet nie zauważając tego gestu ze strony mężczyzny. W końcu nie przywykł do wysłuchiwania poleceń czy czyjegoś widzi-mi-się. Jeżeli chciał siadać to siadał, jeżeli nie chciał to stał. Tyle by było z filozofowania.
    -No i nie mogłem się oprzeć wizji wypicia drogiego piwa, z którymś z braci Delgado. Prawdę mówiąc spodziewałem się bardziej Lucasa - odpowiedział, sięgając po kartę dań, leżącą na stole, by w końcu i tak zamówić sobie tylko latte. Na razie bez rewelacji, ale jakoś zacząć trzeba było.

    OdpowiedzUsuń
  126. - Problem w tym, że my nie wiemy, gdzie mieszka - odpowiedział jeden z chłopaków. - Nigdy nikogo nie zaprasza.
    Misza jedynie wybełkotał coś pod nosem i oparł się bardziej o drugiego, wysokiego blondyna, uśmiechając tak, jak to tylko pijany Misza potrafi, po czym ułożył dłoń na policzku chłopaka, całując siarczyście drugi.
    - Ciebie mogę zabrać do domu... - stwierdził trochę niewyraźnie, choć wciąż kokieteryjnym tonem, mało nie wsadzając mu ręki do spodni.

    OdpowiedzUsuń
  127. Blondyn najwyraźniej jednak nie był zainteresowany, bo odsunął Miszę od siebie.
    - Ale my nie wiemy, gdzie jego chata jest - przypomniał dobitnie ten drugi. - A on za cholerę nie pamięta... Stary, weź się zlituj. Nie zabiorę go do siebie, bo właściciel mieszkania wywali mnie na zbity pysk - student spojrzał na Alana błagalnie.

    OdpowiedzUsuń
  128. -Przynajmniej nie będzie pieprzył o tej swojej dupie aż do wieczora - mruknął, przewracając oczami. Gorsze niż heteryckie małżeństwo było tylko ciągłe rozprawianie o heteryckich małżeństwach, co po prostu Lincolna doprowadzało do białej gorączki. Kiedy jakiś gej wspomniał o ślubie, robiło się wielkie piekło, propagowanie mniejszości seksualnych, ale w odwrotnym wypadku, wszystko było cudowne. Co nie zmieniało faktu, że Lucyfer małżeństwa homoseksualne traktował z równie wielką żałosnością jak te hereryckie.
    -A więc, pozwól że niczym prawdziwy dziennikarz zadam Ci kilka ważnych pytań - odparł, po chwili zaczynając ten wywiad, w który specjalnie wstawiał dwuznaczne teksty, czy coś co mogli zrozumieć tylko i wyłącznie oni.

    OdpowiedzUsuń
  129. Misza spojrzał na niego nieprzytomnie i oparłszy skroń o ramię Alana, objął ramionami jego kark, żeby pewniej trzymać się na nogach.
    - Ładnie pachniesz... - wymruczał tylko, wtulając nos w jego szyję.
    Jedna z dłoni Dragovicha wplotła się we włosy mężczyzny, a druga zacisnęła się na koszulce, by chłopak miał wciąż jakieś podparcie.

    OdpowiedzUsuń
  130. Ale upity Dragovich wcale nie dał się tak łatwo odepchnąć. Lgnął do Alana, jak za starych, dobrych czasów, w mieszkaniu już zupełnie się nie krępując. Zaczął całować bok jego szyi, wsuwając dłonie pod koszulkę mężczyzny, by smukłymi dłońmi przesunąć po jego szerokich plecach.
    - Alan, nie odtrącaj mnie... - szeptał mu do ucha. - Pragnę cię...
    I co z tego, że ledwie kontaktował? Po pijaku Misza robił się strasznie rozwiązły.

    OdpowiedzUsuń
  131. [to ja sie może ładnie przywitam i zapytam, czy ochota na wątek z liskiem jest? :3]

    OdpowiedzUsuń
  132. Przez całą drogę do sypialni i fazę rozbierania, Alan musiał wręcz odganiać się od rąk, jak i ust Miszy. Dopiero, kiedy chłopak wylądował na materacu, uniósł się na łokciach i w końcu sięgnął warg mężczyzny, pozostawiając na nich wciąż jeszcze smakujący alkoholem pocałunek.
    - Alan... - wyszeptał błagalnie, obejmując dłonią jego kark. - Alan, chodź do mnie... Nie zostawiaj mnie tu samego... - prosił, co rusz muskając jego usta. - Chcę cię znowu poczuć... - wysyczał mu lubieżnie do ucha, obejmując jego szyję ramionami. - Głęboko w sobie... Alan, kochaj mnie...

    OdpowiedzUsuń
  133. - Przecież nie będę pamiętał - odpowiedział i korzystając z okazji, dobrał się do spodni mężczyzny, rozpinając je, choć opornie.
    Nie myślał w tym momencie o niczym. Z resztą, trudno mu się dziwić... Miał za to straszną chcicę i teraz liczyło się tylko to, żeby ją zaspokoić.

    OdpowiedzUsuń
  134. [W takim razie się cieszę, o :D. No właśnie z pomysłami u mnie dość krucho. Zawsze Alan mógłby być świadkiem, jak Alex kogoś okrada, czy coś.]

    OdpowiedzUsuń
  135. Wywiad zajął im jakąś godzinę, ale przynajmniej mieli wszystko to, czego Lucyfer potrzebował, z czego wytnie najważniejsze kawałki i jakoś złoży je w całość.
    -No, teraz możemy przejść do przyjemniejszej części wieczoru - powiedział, wstając z miejsca. Uśmiechnął się zawadiacko, ruszając w stronę wyjścia z hotelu. - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na jakąś kiepską siurę z kiepskiego baru.

    OdpowiedzUsuń
  136. Spojrzał na niego z dołu tymi swoimi dużymi, ciemnoniebieskimi oczami Wyglądał niemal tak samo, jak cztery lata wcześniej, gdy był nieśmiałym nastolatkiem wstydzącym się niemal każdego intymnego dotyku. Tak samo, kiedy po raz pierwszy zgodził się zrobić Alanowi dobrze. Te same, delikatnie rozchylone usta, nawet te same rumieńce.
    - Nie chcesz mnie...? - zapytał smutno. - Alan... Ale przecież zawsze lubiłeś się ze mną kochać...

    OdpowiedzUsuń
  137. Podniósł się chwiejnie do siadu, żeby patrzeć na niego na równi i przysunął się bliżej, kładąc dłoń na jego męskości.
    - Dlaczego się oszukujesz? Przecież tego chcesz - zauważył kusząco, całując lubieżnie linię jego szczęki. - I ja też tego chcę. Alan... weź mnie wreszcie - syknął cicho, w końcu siadając okrakiem na jego kolanach.
    W prawdzie manewr ten okazał się dość skomplikowany, ale ostatecznie Dragovichowi udało się nie spaść.

    OdpowiedzUsuń
  138. [ja tak właściwie mogę wykorzystać część innego wątku, więc spokojnie mogę teraz zacząć :D]

    Kolejny wieczór spędzony w centrum miasta, kiedy to nasz kochany Lisek chodził i od pijanych ludzi kradł. Bo takich to o wiele łatwiej dopaść, wystarczy delikatnie potrącić, a chuda rączka już ściska w dłoni portfel jakiegoś bogatego jegomościa, który to zalał się w trupa. Jak fajnie było patrzeć na tych żałosnych ludzików, którzy się przewracali i zwracali całą zawartość swojego żołądka! Nie tracili jednak tylko tego, ale i pieniądze, które już po chwili Alex miał w kieszeni, wielce to zadowolony z siebie. Był najlepszy. Jedyny i niepowtarzalny. Nikt go nigdy nie złapie, nikt nie da rady zauważyć jego ruchów.
    Ruszył dalej, bawiąc się swoim naszyjnikiem w postaci pionka, króla. On jest królem. On jest królem swojego życia, królem Miami.
    Z uśmiechem na ustach szedł dalej, jedną z bardziej zaludnionych ulic. Znalazł kolejny swój cel... Tak, ten mężczyzna był idealny. Pijany, ale ubrany w najlepsze, markowe rzeczy.
    Uśmiechnął się pod nosem i niby to przypadkiem wpadł na niego.
    - Ah! Przepraszam pana, naprawdę nie chciałem. - westchnął teatralnie, uśmiechając się przy tym niewinnie. A chuda rączka już sięgała do jego kieszeni. I wyciągnął portfel, chowając go w rękaw.
    Ruszył dalej, wielce zadowolony z siebie. Zupełnie nieświadomy, że ktoś mógł widzieć jego wybryk.

    OdpowiedzUsuń
  139. Sposób w jaki dostali się do baru był raczej mało wyborny, bo wsiedli po prostu każdy do swojego wozu, by ostatecznie wylądować przed jakąś norą. Żaden z nich nie pasował tam za bardzo, a jednak weszli do środka, zasiadając przy barowych stołkach. Lincoln zamówił sobie szkocką, całą butelkę, po czym zamaszystym ruchem sprzątnął ją z blatu i zabrał w stronę jednej z bardziej obskurnych loży. Cóż, tam lepiej niż pod czujnym okiem barmana.
    [Zrobimy im oczywiście jakąś akcję jak już się najebią, prawda? :D]

    OdpowiedzUsuń
  140. Misza zamruczał z zadowoleniem w jego usta i chętnie oddał pocałunek, ciągnąc Alana za sobą w pościel. Oplótł go smukłymi udami w pasie i otarł się przeciągle o jego biodra, przygryzając zaczepnie dolną wargę mężczyzny. Pociągnął ją lekko w swoją stronę, ssąc delikatnie i znów zatonął w pocałunku, przy okazji ściągając z byłego kochanka koszulkę.

    OdpowiedzUsuń
  141. Nie zwrócił zbyt wielkiej uwagi na to, że jakiś facet za nim idzie. Przecież nie wyglądało to tak, jakby ten cokolwiek zauważył, a po prostu szedł w tą samą stronę. Zdarza się, nie? Zwłaszcza, że Alex szedł już do głównej ulicy, co by jakąś taksówkę złapać i wrócić do domu, bo robiło się już dość późno, a on zarobił dość sporo. Siedem setek, jeśli nie lepiej. Wystarczy na kolejne kilka tygodni. Bo Lisek ostatnio oszczędzał, coby w roku szkolnym mógł się skupić na nauce, a nie kradzieży. W końcu, musi się dobrze uczyć, skoro marzy o karierze prawnika, prawda?
    Nucił pod nosem jakąś piosenkę i jednocześnie bawił się swoim ukochanym wisiorkiem z pionkiem króla. Jesteś królem swojego życia, Lisku. Nikt ci tego nie odbierze.

    OdpowiedzUsuń
  142. Rozsiadł sie wygodnie, nalewając alkoholu do szklanki. Wódkę można było pić w kieliszkach, ale szkocką, zdecydowanie z tej szklanki, z ciemnego szkła. Dlatego wybierał takie bary, miały jeszcze zasady. Opróżnił szklankę jednym haustem. Nie przywykł do wolnego picia. Lubił dużo, lubił na raz. Stan upojenia zawsze dobrze mu się kojarzył. Gorzej było rano.
    -Delgado, ostrzegam Cię, że jeżeli zaczniesz pierdolić o kobietach niczym twój braciszek, długo z tobą nie wytrzymał - ostrzegł go na wstępie, celując w niego swoją szklanką.

    OdpowiedzUsuń
  143. Tym razem nie trzeba go było namawiać do współpracy. Niemal natychmiast rozchylił uda, odsłaniając się przed Alanem i przesunął językiem po swoich kształtnych wargach, zbierając z nich smak ust mężczyzny. Całe szczęście, że wszystkie jego sińce już zeszły, inaczej Delgado miałby przed sobą śliczną mozaikę. Jedną ręką objął poduszkę pod swoją głową, a drugą wplótł we włosy Alana, popychając go w stronę swojego krocza, złakniony każdego dotyku.

    OdpowiedzUsuń
  144. - DO CHOLERY, PUSZCZAJ, JEBANY GNOJU! - wydarł się głośno, wierzgając kończynami we wszystkie strony. Aż dziwne, że takie słowa wyszły z ust osoby wyglądającej tak słodko i niewinnie.
    - Ał... - mruknął cicho, mimowolnie osuwając się po ścianie. Usiadł pod nią, łypiąc na niego ze złością.
    - I co teraz? Pobijesz mnie? Dasz po łapach? - warknął, mrużąc oczy. - I nigdy przenigdy nie próbuj mnie obrażasz, słyszysz? - dodał jeszcze, z tym dziwnym zacięciem w oczach. Skulił się pod ścianą, patrząc na niego niemalże z irytacją. Nie był przestraszony, raczej wściekły. Na niego i na samego siebie, że dał się tak łatwo złapać.
    - Nie jestem głupi. Nikt nigdy mnie nie podejrzewa, wiesz? Bo przecież jestem chodzącą niewinnością. - prychnął, szydząc z nawiności ludzkich istot.

    OdpowiedzUsuń
  145. Ach, szkoda, bo tym razem Misza miał ochotę na trochę zabawy. Jednak po chwili pomyślunku stwierdził, że jednak nie będzie narzekał. Grzecznie przekręcił się na brzuch i uniósł na kolanach, pięknie wypinając pośladki, pomiędzy którymi z resztą szybko poczuł gorącą męskość Alana. Jęknął melodyjnie, wtulając policzek w pościel i zaciskając na niej palce. Nie poczuł bólu, jego zmysły były zbyt przytłumione. Zwilżył językiem spierzchnięte nagle wargi i poruszył zachęcająco biodrami nie chcąc zbyt długo leżeć w bezruchu.

    OdpowiedzUsuń
  146. - Niby czemu? Nie boję się ciebie. - parsknął, przewracając oczami. - Chcesz mnie pobić, to proszę bardzo. Nie bedzie to pierwszy raz.
    - Umiem kraść. - warknął. Jak ktoś mógł w ogóle w niego wątpić? Otworzy wszystko, każdego okradnie. Nigdy nie spieprzył zlecenia i każdy był szczęśliwy. - Tyle, że czasami nie mam jak inaczej podejść ludzi w grupach.
    Jeśli właśni takie zdanie mężczyzna o nim miał, to się grubo mylił. Zazwyczaj spokojnie wyciągał komuś portfel, zanim ten nawet go zauważył. Ale czasem było to niewykonalne, bo zbyt dużo osób mogło go przyuważyć.
    - A który portfel? - westchnął teatralnie, opróżniając kieszeń bluzy. Położył na ziemi siedem portfeli i uniósł brwi. - Bo nie bardzo pamiętam, jaki był tamten. Ciemno jest. I raczej nie miałem szansy mu się przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  147. Chyba te portfele przed nim były wystarczającym dowodem, że naprawdę umie kraść. A że zdarzyła mu się wpadka... No cóż. Zdarza się nawet najelpszym.
    - Bywało lepiej. - odpowiedział od niechcenia, wzruszając ramionami. Dzisiaj tak naprawdę kradł jedynie wieczorem, a więc zdobył to wszystko w przeciągu może dwóch czy trzech godzin.
    Niestety został złapany, a tyle kasy ucieknie mu sprzed nosa. No cóż, zdarza się. Tyle, że tam było więcej, niż we wszystkich portfelach które ukradł razem wziętych.
    - A ty po co pracujesz, po co ci pieniądze? - parsknął z sarkazmem i przewrócił oczami. - Bo nie mam jak inaczej na siebie zarobić. Jestem jeszcze w szkole, więc nawet nie mam jak uczciwie pracować. Zresztą... zarobiłbym z cztery razy mniej. - westchnął teatralnie, podnosząc się z siebie. Otrzepał swoje spodnie, po czym spojrzał na niego tym przenikliwym wzrokiem.
    - Mogę już iść, czy może jednak mnie pobijesz? - mruknął, poruszając przy tym zabawnie brwiami.

    OdpowiedzUsuń
  148. Gdyby Dragovich był trzeźwy, pewnie nigdy by tak ochoczo nie okazywał, jak jest mu dobrze. Ale trzeźwy nie był, więc jęczał głośno, bezwstydnie, wychodząc ruchom Alana naprzeciw. Oddychał płytko przez rozchylone usta, zaciskając powieki. Jego brwi zmarszczyły się z odczuwanej rozkoszy, a jedna z dłoni Miszy powędrowała w stronę jego krocza. Najwyraźniej tego wieczora model zamierzał wziąć tyle, ile będzie w stanie, a nawet więcej.

    OdpowiedzUsuń
  149. Alex sam się prosił, żeby mu tą jego piękną buźkę obić. Zero szacunku do nikogo... A przynajmniej, kiedy są sami. W towarzystwie ludzi, którzy są mu do czegoś potrzebni, przypomina słodkiego aniołka, który przecież nie zrobił nic złego. Podstępny Lisek.
    Widząc co ten robi zmarszczył brwi z niezrozumieniem. Jak on mógł tak po prostu dawać mu pieniądze? Przecież on właśnie okradł mu brata, do tego nie był dla niego miły i nawet nie przeprosił.
    - Dziękuję. - powiedział cicho, patrząc na uliczkę w której zniknął jeszcze przez chwilę. Zupełnie nie pojmował, czemu on to robił. A więc wzruszył ramionami i ruszył w tą samą stronę, chcąc złapać jakąś taksówkę, żeby do domu wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  150. Misza stęknął krótko, kiedy Alan wzmocnił ruchy swoich bioder, a po chwili uniósł się na rękach, obejmując dłonią kark pochylającego się nad nim mężczyzny. Odwrócił twarz w jego stronę i odnalazłszy usta Delgado, pocałował je namiętnie. W prawdzie tę pieszczotę przerywały ich przyspieszone oddechy oraz jęki Miszy, jednak chyba żaden z nich na to nie narzekał. Dragovich czuł za to, że jego wytrzymałość ma się ku końcowi. Zadrżał wyraźnie na całym ciele i odchylił głowę w tył, zaciskając palce na włosach Alana. Jeszcze tylko chwila, tylko chwila...

    OdpowiedzUsuń
  151. Zwykle Alex potrafił przewidzieć reakcję ludzi po ich wyglądzie, czy mimice twarzy. Ale Alan... no cóż, był po prostu ciężki do rozgryzienia. I Lisek nawet lubił takich ludzi. Przynajmniej nie byli kolejną szarą masą, jak cała reszta tych nudnych ludzi, którzy wszyscy żyją takim samym, poukładanym życiem.
    Wyszedł na jedną z głównych ulic i starał się wypatrzeć jakąś taksówkę, ale jak na razie żadnej nie było. Przynajmniej, żadna wolna, bo wszystkie w okół już były zajęte. Cholera jasna.
    Drgnął ze zdziwieniem słysząc jego słowa, po czym wzruszył ramionami i skinął głową. Wsiadł na tyły auta obok mężczyzny, dziękując mu jednym ze swoich uroczym uśmiechów, który w tym momencie był nawet szczery.
    - Tylko nie młody. Nie lubię, jak ktoś tak na mnie mówi. - mruknął, wzruszając ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  152. Gdyby tak Alan nagle zaczął przy nim milczeć, Lucyfer najzwyczajniej w świecie znalazłby sobie kogoś innego do rozmowy. Nie przywykł do tego, by siedzieć w barze i afiszować się ciszą dookoła. W takich miejscach miało być głośno, ludzie mieli się głupio śmiać i zdradzać swoje życiowe sekrety. Rano niczego nie pamiętać. O to w tym wszystkim chodziło.
    Szklanka została ponownie wypełniona, co Lu skwitował tyko zaczepnym uśmiechem posłanym w stronę Delgado.
    -A jaki jesteś, hmm? - wymruczał w jego stronę, nie spuszczając z niego wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  153. Nawet nie zauważył, kiedy opadł na nieco wymiętą, poplamioną pościel. Zakręciło mu się w głowy z rozkoszy, a wcześniejsze upojenie alkoholowe wprowadziło go w stan niemal zupełnej nieświadomości. Spojrzał na leżącego obok Alana nieprzytomnym wzrokiem i przysunął się ku niemu, niemal natychmiast zasypiając przy boku mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  154. - No cóż, raczej nie mówię przypadkowym osobom, jak się nazywam. Mógłbym mieć przez to kłopoty. - odpowiedział spokojnie. Wszyscy, którzy zajmowali się kradzieżą, bądź też po prostu czasem się z Alexem spotykali w takim towarzystwie, nazywali go po prostu Lisem. Nikt nigdy nie pomyślał, że może mieć tak na nazwisko, imienia też nie lubił podawać. A Alan... Czego on oczekiwał? Że poda swoje dane po tym, jak okradł jego brata?
    - Alex. - odpowiedział jedynie, uśmiechając się pod nosem. Całości nie powie, choćby miał go zadźgać.

    OdpowiedzUsuń
  155. W czasie drogi co jakiś czas zerkał na niego, nie mogąc się powstrzymać. Bo ten mężczyzna go jakoś tak zadziwiał. Zaskakiwał. Nikt normalnie przecież nie chciałby jechać tą samą taksówką ze złodziejem, nie chciałby z nim rozmawiać. I nikt nie dałby mu pieniędzy tak po prostu.
    Normalnie by się nie zgodził, żeby iść do kogoś do domu w środku nocy, ale teraz jakoś ciekawość miała nad nim przewagę. Uśmiechnął się do niego i pokiwał głową. Wysiadł z auta i podziękował kierowcy.
    - Dziwny jesteś, wiesz? Nikt normalny nie zapraszałby złodzieja do domu. - stwierdził ze szczerością, która po prostu powalała na kolana.

    OdpowiedzUsuń
  156. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  157. Strzelił palcami i odwzajemnił ten jakże miły uśmieszek.
    -No to dobrze- wzruszył ramionami. Nie za bardzo wiedział czy powiedzieć coś jeszcze, co właściwie powiedzieć.
    -Spoko. Luis jestem- przywitał się i rozejrzał się wokół siebie. Kochana psina biegała po parku wesoło merdając ogonkiem.
    -Może w ramach przeprosin zgodzisz zaprosić się na kawę?- Miał na myśli oczywiście tę budkę zaraz obok gdzie sprzedawali kawę w takich ładnych niebieskich, papierowych kubkach

    OdpowiedzUsuń
  158. Najpiękniejsze w upojeniu alkoholowym było to, że ludzie mogli sobie myśleć jak to oni pięknie się sprawują, jak ładnie się zachowują, a w rzeczywistości robili prawdziwą manianę, pieprzyli głupoty i rozprawiali niczym na spotkaniu Platona i Sokratesa. Nie dało się tego opanować, bo za dużo alkoholu to za dużo alkoholu i tak musiało być. Lucyfer to lubił. Tę niewiedzę, która dopadała go rano, kiedy zastanawiał się co komu powiedział, kim jest ten facet obok. To wszystko miało swój urok.
    -Gdybym uważał Cię za nudnego, nie wylądowałbyś ze mną w jakże uroczym miejscu - odparł, taskając wzrokiem pomieszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  159. Misza spał długo, co wcale nie było dziwne przy jego stanie. Obudził się też na potwornym kacu i pierwsze, co zrobił, to pognał do łazienki, którą cudem znalazł. Może dzięki temu, że drzwi do niej były uchylone. Wyglądał beznadziejnie, klęcząc nad kiblem, w dodatku w stroju Adama, na szczęście miał ten komfort, że siebie nie widział. Dopiero po dobrym kwadransie podniósł się z podłogi, od razu wsadzając łeb pod kran. Tak profilaktycznie, bo w końcu długie włosy to zło w podobnych sytuacjach.
    W końcu jednak wyprostował się i odgarnął mokre włosy z twarzy, którą otarł dłońmi z wody. Rozejrzał się dokoła zdezorientowanym spojrzeniem i dopiero, kiedy zerknął do salonu, rozpoznał mieszkanie.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Nie wiem. Zobaczę. - odpowiedział z zadziornym uśmiechem i przewrócił oczami. - No ej, spokojnie, przecież ci nic nie ukradnę. Za kogo ty mnie masz. - prychnął, niby to wielce urażony. I wszedł do środka, ciekawie rozglądając się w okół. Nie, nie miał zamiaru nic mu kraść. Skoro facet go złapał, to może złapać i drugi raz. Aż tak Alex nie lubił ryzykować, bo to mogłoby się równać z dobrowolnym marszem prosto na ścięcie głowy.
    Na widok psa uśmiechnął się delikatnie, jednak odsunął się też na bezpieczną odległość. Nie miał zaufania do tych zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  161. -Miło poznać- Nie za bardzo wiedział, czy powiedział to bardziej z grzeczności czy naprawdę tak myślał, jeszcze raz zerknął na biegające po trawie psy i z uśmieszkiem ruszył w stronę tej wszystkim znanej budki z kawą.
    -Jaką chcesz?- zapytał przeszukując kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy. W którejś musiały być.
    On sam wziął sobie mocną, czarną z cukrem. Tak na rozgrzanie i rozbudzenie się, a przynajmniej tak miało być

    OdpowiedzUsuń
  162. Spojrzał na niego wzrokiem nie wyrażającym dosłownie nic. Zignorował też jego pytanie.
    - Odpowiedz mi na dwa pytania - powiedział zamiast tego. - "Co ja tutaj robię?" i "dlaczego jestem nagi?".

    OdpowiedzUsuń
  163. - Raczej nie okradam nikogo, kto mnie z własnej woli do domu zaprosił. - odpowiedział spokojnie, puszczając do niego perskie oczko. Nie musi być przecież aż takim sztywniakiem, no nie?
    - Nie jestem taki zły na jakiego wyglądał. - stwierdził, wzruszając ramionami.
    Jestem jeszcze gorszy.
    - Zależy, co masz do zaproponowania. - odpowiedział, wędrując za nim. Psa obszedł jakby miał go zaraz na śmierć zagryźć i znalazł się za nim w kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  164. - Żebyś wiedział. - zaśmiał się, uśmiechając się do niego lekko. I nie czekając na pozwolenie, usiadł na blacie, machajac nogami w powietrzu. Zazwyczaj nie dosięgał nogami ziemi, więc dla niego nie była to żadna nowość.
    - To może sok? - rzucił od niechcenia, wzruszając ramionami. I tak zupełnie nieświadomie mierzył go wzrokiem. Bo on nawet ładny był. Przystojny. A że jeszcze chwile temu chciał mu zrobić krzywde. No cóż... zdarza się.

    OdpowiedzUsuń
  165. Podziękował mu skinieniem głowy i upił kilka łyków soku. Kiedy skończył, odłożył ją na blat obok siebie i spojrzał na niego z rozbawieniem i uniesionymi brwiami.
    - Nie zależało mi na tym, żebyś tego nie zauważył. - odpowiedział spokojnie, najwyraźniej w ogóle się nie przejmując, że został na tym przyłapany.
    - Osiemnaście. - odpowiedział niemalże automatycznie. Zdążył się już nauczyć, że lepiej nie mówić, że do tej osiemnastki to mu paru miesięcy brakuje. Przecież to nic takiego, nie? Te kilka miesięcy przecież go nie zbawią, a inni niech lepiej myślą, że właśnie tyle ma. I mężczyzna nie miał powodu, żeby mu nie wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  166. - Och, fascynujące - mruknął, marszcząc brwi. - W takim razie podziękuj swojemu psu za to, że mnie wyruchał - warknął, zbierając z podłogi swoje ciuchy, by po chwili zamknąć się w łazience.
    Przyda mu się porządny prysznic...

    OdpowiedzUsuń
  167. Umył się dokładnie, zmywając z siebie resztki smrodu ostatniej imprezy i wyszedł z łazienki dopiero, gdy się ubrał, wiążąc włosy w warkocz. Spojrzał na Alana spod wciąż zmarszczonych brwi i skrzyżował ramiona na piersi.
    - Wykorzystałeś okazję, prawda? - zapytał, patrząc na jego twarz. - Nie kłam.

    OdpowiedzUsuń
  168. On tak właściwie żadnych problemów by nie sprawiał. Ale skoro ten uważał inaczej, to cóż, jego starata. Fakt, że był złodziejem zbyt wiele nie zmieniał, bo inaczej nie miał jak na siebie zarobić. Dziadkowie płacić za jego samodzielne mieszkanie nie chcięli, rodziców wcięło gdzieś w Australii siedemnaście lat temu, kiedy to stwierdzili, że przecież to dziadkowie mogą się dzieckiem zająć... A on mogą sobie na podróż do okoła świata pozwolić. Alex dostawał od nich kartki dwa razy do roku - na święta bożegonarodzenia i w swoje urodziny. Nigdy nie dostał od nich prezentu, widział ich może dwa razy w całym swoim życiu.
    Nie przepadał za tą niezręczną ciszą. A zupełnie nie wiedział, o co mógłby zapytać.
    - Czym się zajmujesz? - wypalił w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  169. - O, świetnie. Więc nawet pomimo tego, iż wiedziałeś, że będę miał do ciebie pretensje, wykorzystałeś mnie? - zakpił. - No, naprawdę, Alan, właśnie tego mogłem się po tobie spodziewać - prychnął, po czym wyszedł do kuchni, żeby z lodówki wyciągnąć karton soku pomarańczowego i nalać go sobie do szklanki.
    Tak, będzie się czuł, jak u siebie, a co? Skoro Delgado tak po prostu wykorzystywał nadarzające się okazje, to dlaczego Misza miałby tego nie robić? Nawet w tak marnym porównaniu...

    OdpowiedzUsuń
  170. - Mogłeś mnie zakneblować i przywiązać do łóżka - mruknął, choć trochę głupio mu było za swoje zachowanie.
    Pamiętał, parę przebłysków, gdzie przystawiał się do swoich kumpli, nic więc dziwnego, że kiedy wpadł na Alana, uznał go za łatwiejszy cel, który spełni jego zachcianki.

    OdpowiedzUsuń
  171. - Gdyby równocześnie nie bolała mnie dupa, pewnie byłbym - odpowiedział nad szklanką, upijając parę łyków soku.

    OdpowiedzUsuń
  172. Świadomość tego, że mogliśmy zrobić coś całkowicie głupiego dodawała piciu pewnego dreszczyku. Przez to młodzi sięgali po pierwsze piwo, a potem odlatywali upici zwykłą zero piątką.
    -O ile dobrze mi wiadomo, hotelami zajmował się zawsze bardziej twój ojciec i brat. Ojciec dzwonił, że wyśle swojego syna, więc byłem raczej przygotowany na Lucasa - odpowiedział, wzruszając ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  173. No tak. Lucyfer jako mądre stworzenie do takich rzeczy doszedł sam. Grzeczna bestia. Spojrzał na Alana z rozbawieniem, słysząc jak tak sobie mruknął coś pod nosem.
    On sam nie miał zamiaru się ograniczać. Głowę miał mocną, a przynajmniej zawsze tak mu się wydawało, dlatego spokojnie uniósł do góry szklankę, by opróżnić ją do dna.
    -Te, Delgado, może byś tak w końcu wziął się porządnie za picie, a nie ciupciasz w tym jakbyś był dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  174. Westchnął rozbawiony.
    -Czemu wszyscy zawsze myślą, że chcę ich upić? - zapytał bardziej siebie samego, niż Alana.
    W końcu, kurwa, jeśli chciałby kogoś zaciągnąć do łóżka to naprawdę nie miał problemu, żeby sobie kogoś znaleźć i w ciągu dwóch minut iść z nim do dark-roomu. Nie potrzebował wielkich ilości alkoholu, by ktoś zauważył, że to ON, Lucyfer, że może mieć okazję, w końcu pieprzyć się z Lincolnem. Sami się prosili, on nie musiał.
    -Taki byk ze słabą głową? - odezwał się w końcu do niego. - To się rzadko zdarza.

    OdpowiedzUsuń
  175. W półtorej godziny, gdyby chciał, Lu pewnie mógłby opróżnić dwie takie butelki. Tym razem pił bardzo powoli, wzdychając co jakiś czas. Nie chciał jednak odlecieć po tych dwóch butelkach, widząc ze Alan ledwo wypił pół.
    Jego głowa była jedną z tych mocniejszych, ale nawet on po całym Danielsie musiał przyznać, że trochę go wzięło. Podparł się na łokciu, uśmiechając do Delgado.
    -Pieprzę to. Idziemy do mnie. Nie mam zamiaru zaliczyć zgonu w tym miejscu - powiedział spokojnie, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę, że jego aparat mowy działa bez zarzutu.

    OdpowiedzUsuń
  176. Prostą linią to jego drogi nazwać nie można było, ale że nie chodził też jakoś pokracznie, spokojnie nie musiał się za siebie wstydzić. Spojrzał na swoje auto, po czym wyciągnął z kieszeni telefon, by zamówić taksówkę. W obecnym stanie wolał nie ryzykować skasowania takiego cudeńka. Kiedy w końcu taxi została zamówiona, z tej samej kieszeni co uprzednio telefon wyciągnął opakowanie cienkich fajek. Wysunął dłoń w stronę Alana, kiedy już sam umieścił fajkę pomiędzy wargami.
    Odpalił ją, zaciągając się rakotwórczą substancją. Wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
  177. W odpowiedzi pokiwał głową. I już nie wiedział, co też mógłby mu jeszcze powiedzieć. Więc po prostu milczał, patrząc na niego tymi swoimi przenikliwymi oczkami. Pomachał nogami w powietrzu, obserwując go uważnie. Lubił tak patrzeć na ludzi i próbując odgadnąć, jak też wygląda jego życie. Ale zapytać o to to już nie łaska...
    - Opowiedz mi coś ciekawego. - poprosił, niczym małe dziecko, które nie może zasnąć.

    OdpowiedzUsuń
  178. Kiedy skończył palić, taksówka właśnie przyjechała. Usiadł obok kierowcy. Pięknie, kurwa, pięknie. Znał tego pana.
    -Do mnie - mruknął z nikłym uśmiechem, nie mogąc pohamować rozbawienia. Trochę im zajęła droga na same obrzeża miasta. W końcu jednak wysiedli, Lu zapłacił i skierował się do praktycznie jedynego domu w tej okolicy. Biały, otynkowany mur, który został postawiony dookoła domu, a raczej tej cholernej willi Lincolna, własnie umożliwił im przedostanie się do środka, bo ukazała się brama. Lucio wyjął z kieszeni klucz i wszedł do środka, by przez kolejne dwie minut zmierzać w kierunku drzwi wejściowych. Przy nich również użył swojego uniwersalnego klucza, po czym wpuścił mężczyznę do środka.

    OdpowiedzUsuń
  179. On lubił duże powierzchnie. Równało się to wielu miejscom do pieprzenia, a tego Lucyfer potrzebował.
    W zasadzie od zawsze był wychowany pośród wielkich pieniędzy, wielkich pomieszczeń, wielkich zarobków... Nic nie było małe. Nic co miało znaczenie. Tyczyło się to też jego samego, jeżeli oczywiście zagłębiać się takie sprawy.
    -Siadaj - powiedział, wskazując mu białą, skórzaną kanapę.
    Sam sięgnął do barku, skąd wydobył absynt dla Alana, bo jakoś tak zauważył, że pewnie będzie go chciał. Dla siebie bourbon wziął, no i rozsiadł się wygodnie w fotelu.

    OdpowiedzUsuń
  180. Alkohol rzeczywiście znikał w oka mgnieniu.
    Czas leciał, a oni dwaj oddawali się co raz bardziej przyjemności nie-myślenia.
    W lucyferowej głowie kotłowało się wiele myśli, których już powoli nie ogarniał, toteż kiedy zobaczył, że butelka jest pusta, wydał z siebie krótkie "o-oł", po czym parsknął krótkim śmiechem. Wziął głębszy oddech żeby się uspokoić i w końcu zamilkł.

    OdpowiedzUsuń
  181. Widząc jak ten się śmieje, przyglądał mu się uważnie. Dziwił się sobie, że alkohol nie działa na niego aż tak mocno, ale nie narzekał. Głowa go trochę bolała i wszystko wydawało się tak irracjonalnie piękne, ale poza tym... nic złego.
    Wstał z miejsca, omijając stół (całkiem udanie) i usiadł na kanapie obok Alana. Złapał ręką za jego kołnierz, przybliżając ku swojemu uchu, w które wyszeptał:
    -Mam ochotę Cię przerżnąć, Delgado.

    OdpowiedzUsuń
  182. Czemu? A to co za durne pytanie? Bo ma chcicę, tak? Nie miał zamiaru mu odpowiadać, na pewno nie. Jak to mówią, na głupie pytania są tylko głupie odpowiedzi, co Lincoln skracał do jej braku. Mniej zachodu.
    Wpił się w jego usta, rękę kładąc mu na karku. Delikatny nie był, ale przecież z Lucyferem nigdy tak nie było. Można się było chyba przyzwyczaić.
    Popchnął go na kanapę, tak że ten opadł na kanapę, po czym usiadł mu na biodra.

    OdpowiedzUsuń
  183. W gestach Lucyfera brutalność była zawsze. Chyba, że coś mu odpieprzyło. A tak było chyba tylko kilka razy. Kiedy na przykład trafiał do niego ktoś, kto nigdy jeszcze się nie pieprzył, wtedy potrafił podarować takiemu dzieciakowi najpiękniejszy seks jaki w ogóle mógłby sobie wyobrazić. Teraz jednak miał pod sobą dorosłego faceta, który na pewno już się pieprzył.
    Lucyfer wsunął dłonie pod jego koszulkę, paznokciami przesuwając wzdłuż klatki piersiowej, specjalnie zahaczając o sutki. Jednym ruchem ściągnął z niego górną część garderoby.

    OdpowiedzUsuń
  184. Lincoln cienił sobie ładne klatki piersiowe, które nie miały jakichś jebanych opon, na które miło się patrzyło. Sam był posiadaczem takowej i dzięki niej (oraz sprzętowi ukrytemu pod materiałem bokserek) był uważany za najgorętszy towar w Miami. Sam nie wiedział skąd to się wzięło. Tak po prostu było.
    Pochylił się i pocałował go, miażdżąc mu przy tym wargi. Rozwarł je językiem, by zbadać podniebienie, a także linię zębów. Jego dłoń zacisnęła się na męskości Alana, ukrytej w spodniach.

    OdpowiedzUsuń
  185. Trzymał go za szczękę, żeby ten mu się czasem nie wyrwał.
    Jego dłoń przesunęła się w górę na rozporek Delgado, który rozpiął kilkoma ruchami tak jak i guzik. Wsunął dłoń do środka, co wcale nie było takie proste, po czym przez chwilę masował jego meskość przez bokserki.

    OdpowiedzUsuń
  186. Uniósł się, odrywając od niego usta. Rozpiął własny rozporek, po czym zsunął spodnie ze swojego tyłka, na tyle ile mógł, wciąż siedząc na Alanie.
    -Czego byś chciał? - zapytał w końcu, patrząc na niego znacząco.
    Lubił słuchać. Lubił w amoku podniecenia usłyszeć coś wychrypianego tym pełnym już wyobrażeń tego co będzie głosem, czego chciałby jego partner.

    OdpowiedzUsuń
  187. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. Sam nie wiedział co też chciałby od niego usłyszeć.
    - Nie mam pojęcia. Cokolwiek. Coś zabawnego? Nie wiem. - odpowiedział z uśmiechem i znowu wzruszył ramionami. Żołnierz raczej zbyt nudnego życia nie mógł mieć, więc Alex cierpliwie czekał, aż ten coś ciekawego powie. Niczym dziecko czekające na jakąś nową i niezwykle fascynującą bajkę.

    OdpowiedzUsuń
  188. Lincoln spodziewał się czegoś bardziej wyrafinowanego, ale w zasadzie czego mógłby się spodziewać po spitym żołnierzu? Nie, chyba musiało mu wystarczyć to co ma.
    Złapał za nogawki jego spodni i ściągnął je do samego końca, tak że te wylądowały na ziemi, tuż obok szklanego stołu. Bokserki mężczyzny wyglądały teraz zdecydowanie okazalej (i bardziej wypchanie), co tylko przyspieszyło kolejny ruch Lucyfera, którym było zdjęcie z niego ostatniej części garderoby.
    Może gdyby Delgado nie chciał "mocno i brutalnie", Lincoln sięgnąłby po lubrykant stojący w szafce obok kanapy, teraz jednak wsunął tylko dłoń do kieszeni, by wyjąć z niej gumkę. Zębami oddarł folię ochronną po czym nasunął prezerwatywę na swoją męskość. Chuj z tym, że łatwiej wejdzie, Lincoln przede wszystkim dbał o własne bezpieczeństwo. Nie miał zamiaru za kilka lat umrzeć gdzieś w Azji na AIDS.

    OdpowiedzUsuń
  189. No, i tu się właśnie Lucyfera ceni, bo oprócz tego, że był świetnym kochankiem, to jeszcze przy tym w jakiś sposób rozsądnym.
    Skoro miało być mocno, to Lincoln złapał go za biodra i z lekką pomocą, przerzucił na brzuch, od razu podciągając za biodra w górę, by móc otrzeć się swoim penisem o jego wejście. Specjalnie go drażnił, chcąc by ten może nawet się na niego wkurwił. Zły humor sprzyja dobremu seksowi.

    OdpowiedzUsuń
  190. Taki stan mu się podobał.
    Złapał go w końcu mocniej za biodra, przytrzymując w odpowiedniej pozycji. Pochylił się do przodu, by przesunąć językiem wzdłuż jego rozgrzanego kręgosłupa, a następnie wszedł w niego, podrywając głowę do góry.
    Wydał z siebie krótki jęk, czując jak Alan jest ciasny.

    OdpowiedzUsuń
  191. - Najmocniej przepraszam, że nie poinformowałem cię o tym przed faktem, wybacz, jakoś tak mi wypadło - rzucił za nim, marszcząc brwi.
    Dopił sok i ponownie napełnił szklankę, mimo iż wiedział, że to i tak nie ugasi za bardzo jego pragnienia.

    OdpowiedzUsuń
  192. Spojrzał na niego, odstawiając pustą już szklankę na blat.
    - Nie ruszy? - powtórzył, a po chwili milczenia dodał: - To dobrze. W końcu wszystko się między nami wyjaśni. Tak będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  193. - Wiesz, nie chciałbym, żebyś pomyślał, że kiedykolwiek było mi z tobą źle - powiedział po chwili, patrząc gdzieś w bok. - Ale wszystko się kiedyś kończy. Nawet to, co dobre.

    OdpowiedzUsuń
  194. - Było - mruknął, patrząc na niego kątem oka. - Do czasu, ale było. Nie musisz mi wierzyć, po prostu... chciałem, żebyś wiedział - wzruszył ramionami, po czym wyszedł z kuchni, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. - Dzięki, że się mną zająłeś - powiedział jeszcze, spoglądając w jego stronę przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  195. Skinął tylko głową i nie mówiąc nic więcej, założył buty, zaraz potem wychodząc. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i ruszył do domu, nie przejmując się wcale deszczem, który lunął z nieba, zanim zdążył dotrzeć do mieszkania. Dopiero tam okazało się, jak ciężko będzie Miszy pożegnać się ze swoją przeszłością.
    [Tu patrz notka xD]

    OdpowiedzUsuń
  196. [Oczywiście, że mam. A pomysł masz?]

    OdpowiedzUsuń
  197. Następne dwa tygodnie wcale do prostych nie należały, głównie ze względu na powrót Andersa. Misza wiedział, że to tylko wymysł jego umysłu, jednak cholernie trudno było się go pozbyć, a on nie miał ochoty znów przechodzić całego leczenia. Z resztą, gdyby zgłosił się do lekarza, miałby kolejne pół roku wycięte z życia, a tego nie chciał.
    Przemyślał jednak wszystko w sprawie Alana i doszedł do wniosku, że lepiej będzie porozmawiać z nim na spokojnie, może w końcu uda im się wrócić do normalnych kontaktów (o stosunkach nie było mowy). Wybrał się więc do mieszkania Delgado, jednak to, co w nim zastał, trochę go zaskoczyło. Wszedł niepewnie do środka, spoglądając na nieznajomego mężczyznę.
    - Jeśli jestem nie w porę, wystarczy powiedzieć - zwrócił się do Alana.

    OdpowiedzUsuń
  198. Skinął krótko głową Lucasowi i spojrzał znów na Alana.
    - Chciałem pogadać - odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. - To chyba nic złego, prawda?
    - Czyżby wyrzuty sumienia, Misza? - odezwał się Anders, który stanął w drzwiach salonu z kpiarskim uśmiechem.
    Chłopak zerknął w jego stronę ze zmarszczonymi brwiami, jednak na krótko, starając się pamiętać, że nikt poza nim mężczyzny nie widzi.

    OdpowiedzUsuń
  199. - Przemyślałem to wszystko, co się ostatnio wydarzyło - wyznał, przysiadając na skraju kanapy. - I chciałbym, żeby nasze relacje wróciły do normy, o ile będzie to możliwe. Bez rozpamiętywania tego, co było. Bo trochę źle mi z przeświadczeniem, że atmosfera między nami wciąż jest taka, a nie inna. A ja chyba chciałbym od czasu do czasu wypić z tobą piwo i pogadać, jak z kumplem...

    OdpowiedzUsuń